niedziela, 7 czerwca 2020

Rodzima Wiara a chrześcijaństwo




Aby odpowiedzieć na pytanie o relacje między Rodzimą Wiarą a chrześcijaństwem, należy wyjaśnić, czym właściwie są Rodzima Wiara i chrześcijaństwo, opisać wzajemne rozumienie i postrzeganie się tych dwóch religii, a także przedstawić wynikające z tego konsekwencje praktyczne dla współczesnych rodzimowierców.

Relacje między słowiańską Rodzimą Wiarą a chrześcijaństwem w gruncie rzeczy są kolejnym przykładem konfliktu między pierwotną religią i naturalnym światopoglądem a ich zaprzeczeniem – czyli między politeizmem a monoteizmem. Zatem konflikt politeizmu i monoteizmu stanowi właściwy kontekst całej omawianej problematyki.

Rodzima Wiara


Człowiek jest ze swej natury istotą religijną. Religia jest formą przeżywania kontaktu ze świętością – mocą postrzeganą przez człowieka jako numinosum. Religia towarzyszyła człowiekowi od samego początku i Rodzima Wiara jest po prostu kontynuacją jego pierwotnej wiary i praktyki, zgodną z duchem konkretnej wspólnoty. Poprzez termin „Rodzima Wiara” rozumiemy właśnie tę tradycyjną religię wyznawaną przez każdą grupę etniczną, nazywaną w literaturze pogaństwem, politeizmem, religią etniczną czy religią naturalną - Rzymianie nazywali ją po prostu „Religio”, a hindusi używają terminu „Sanatana Dharma”, co można tłumaczyć jako „wieczna prawda” czy „odwieczna religia”. Możemy zatem mówić o Rodzimej Wierze Słowian, Bałtów, Germanów, Celtów, Irańczyków, Japończyków itd.

Rodzimowiercy wierzą (a raczej wiedzą), że w wiecznym i cyklicznie odradzającym się wszechświecie obecne są moce zwane Bogami, które – jak cały wszechświat – podlegają niezmiennemu prawu. Istotą naszej religii jest oddawanie czci Bogom oraz dostosowanie życia jednostki oraz wspólnoty do tego ponadczasowego prawa. Tak jak uważamy, że człowiek ze swej natury jest religijny, tak też jesteśmy przekonani, że naturalną i prawdziwą formą religii jest Rodzima Wiara. Zatem uważamy, że człowiek rodzi się rodzimowiercą. Rodzima Wiara jest jego przeznaczeniem - rozumianym nie jako bezwzględne fatum, ale jako zadanie, które trzeba wypełnić.

Rodzima Wiara to wielość tradycji różnych ludów. Każda wspólnota etniczna posiada swoją mitologię, swoje imiona Bogów, swoją obrzędowość, która pozostaje w zgodzie z jej charakterem. Rodzima Wiara zawsze zakładała istnienie jedności w wielości – zgodnie z helleńską maksymą „hen kai pan”. Oznacza to, że w ramach Rodzimej Wiary każdego narodu (czy każdego etnosu) istniał kult wielu Bogów, jednak zakładano, że na pewnym poziomie Bogowie ci stanowią swego rodzaju jedność w wielości, która przejawia się poprzez istnienie wielu Bogów tworzących jeden panteon. Podobnie pojedynczy Bogowie posiadali różne oblicza, różne wcielenia czy różne hipostazy. Na poziomie relacji między odmiennymi tradycjami świadomość podobieństwa i różnicy była dość duża. Rodzimowiercy różnych tradycji indoeuropejskich w zetknięciu z tradycjami innych ludów szukali analogii między swoimi Bogami a Bogami ludu, który poznawali. Było to nawet źródłem różnych tradycji synkretycznych, takich jak tradycje hellenistyczna, greko-indyjska czy galo-rzymska.

Nie oznacza to, że Europejczycy nie przykładali wagi do swoich rodzimych tradycji. Wprost przeciwnie – cechą charakterystyczną religii indoeuropejskich było zazdrosne strzeżenie tradycji oraz obrzędów konkretnego ludu czy nawet konkretnego rodu i niedopuszczanie do nich przypadkowych osób. Jednak na pewnym poziomie – zwłaszcza wśród przedstawicieli elity intelektualnej – istniało przekonanie, że w gruncie rzeczy wszystkie tradycyjne religie starają się  dokonać zgodnej z duchem danego ludu interpretacji obiektywnie istniejących we wszechświecie mocy, które nazywamy Bogami. Różne tradycje były po prostu różnymi (i dopuszczalnymi) interpretacjami obiektywnie istniejącej rzeczywistości. Stąd też wynikały próby zinterpretowania religii odmiennych ludów przy pomocy rodzimej tradycji, a więc rozumowanie podążające torem „Zeus czyli Jupiter” czy „Swaróg czyli Hefajstos”. Często rozumowanie to było dość zawodne i opierało się na powierzchownych podobieństwach. Tak było w przypadku Hellenów, którzy podczas pobytu w Indiach chętnie składali dary Krisznie, którego utożsamiali z Dionizosem. Grecy utożsamiali również Indrę z Dionizosem (ze względu na jego związek z upojeniem), a Wasudewę z Heraklesem (ze względu na siłę fizyczną). Dzięki komparatystyce religijnej wiemy, że tego typu rozumowanie, zwłaszcza w zakresie tradycji indoeuropejskich, jest słuszne, natomiast pewne konkretne identyfikacje były błędne (np. Indra i Dionizos), inne natomiast trafne (np. Śiwa i Dionizos).

Czy przedstawiciele jednej z tradycji Rodzimej Wiary uważali inne tradycje za fałszywe? Nie, aczkolwiek występowały tutaj różne postawy. Pierwszą z nich była akceptacja i tolerancja, łącznie z utożsamieniem różnych tradycji, o której pisaliśmy powyżej. Drugą była postawa zaciekawienia, ale przy wyraźnej preferencji wobec swojej własnej tradycji - zatem tradycja innego ludu była tolerowana, ale uważano, że tradycja własnego ludu jest najwłaściwszą i najlepszą interpretacją wszechświata. Kolejną postawą było kpienie z innych tradycji – uważano wówczas, że to, co inne, jest na swój sposób zabawne, zwłaszcza podśmiewano się z pewnych przedstawień Bogów czy określonych obrzędów. Ostatnią postawą był brak akceptacji idący nawet do zwalczania konkretnego kultu – tak było w przypadku prześladowań kultów misteryjnych czy religii celtyckiej w Imperium Rzymskim. Jednak źródłem zwalczania konkretnego kultu nie było przekonanie o fałszywości danego Boga, ale przekonanie o tym, że pewne formy rytualne (jak potajemne misteria, magia seksualna, czy ofiary z ludzi) zaburzają porządek społeczny. Celem było doprowadzenie do dostosowania konkretnej obrzędowości do szerszego porządku społecznego.

Relacje między przedstawicielami różnych ludów wyznających Rodzimą Wiarę nie zawsze były pokojowe lub harmonijne. Wiemy, że miały miejsce wojny, podboje i ekspansja. Miały one jednak podłoże polityczne, nie religijne. Podbity lud miał być włączony do szerszego porządku publicznego. Nie tyle miał zaprzestać czcić swoich Bogów, co połączyć swoją tradycję z tradycją zwycięzców – np. poprzez dokonanie zaślubin Bogów czy wybudowanie dodatkowych ołtarzy w świątyniach.

Geneza monoteizmu


Jakie właściwie są źródła monoteizmu? Wiemy, że obecnie istniejące religie monoteistyczne nie są jedynymi, które istniały w historii. Co jakiś czas na świecie rodzili się samozwańczy prorocy, którzy uważali siebie za posłańców lub potomków rzekomo istniejącego jedynego boga. Uważali oni, że zostali wybrani do dokonania całkowitej odmiany świata i jego naprawienia poprzez odwrócenie panującego porządku. Najczęściej pozostawały po nich jedynie wzmianki w kronikach czy pamięć w tradycji ustnej. Natomiast najważniejsze we współczesnym świecie ideologie monoteistyczne (czyli chrześcijaństwo, islam i marksizm) wszystkie mają swoje źródło w konkretnej formie monoteizmu - judaizmie.

Powstaje zatem pytanie – jakie właściwie są źródła judaizmu, od którego pochodzą najważniejsze współczesne monoteizmy? Judaizm nie powstał w próżni. Kontekstem, w którym zaistniała ta religia, były panujące w starożytności cywilizacje Bliskiego Wschodu i basenu Morza Śródziemnego. Za najważniejszy punkt odniesienia uznać można przede wszystkim cywilizację egipską, której osiągnięcia duchowe jak i materialne stanowiły ogromną inspirację również dla cywilizacji greko-rzymskiej. Żydzi zetknęli się z politeistycznymi Egipcjanami, stojącymi o wiele wyżej pod względem cywilizacyjnym od narodu rzekomo wybranego przez jedynego boga. Zderzenie to zrodziło resentyment – nienawiść do tego, co silne, piękne czy mądre. Z tego zbiorowego resentymentu wynikała najważniejsza strategia tworzenia judaizmu jako tradycji – inwersja normatywna, a więc odwrócenie wartości. Na poziomie etycznym nastąpiło potępienie tego, co za szlachetne uznawali Egipcjanie. Na poziomie praktyki religijnej nastąpiło pohańbienie egipskiego sacrum poprzez składanie baranów w ofierze, rytualne okaleczenie genitaliów (obrzezanie) czy zakaz jedzenia wieprzowiny[1]. Judaizm można metaforycznie uznać za satanizm świata starożytnego – parodię panującej tradycyjnej religii, której celem było odwrócenie wartości i doprowadzenie do zagłady istniejącego świata.[2]

Najważniejszym „osiągnięciem” judaizmu było jednak stworzenie tak zwanej „dystynkcji mozaistycznej” czyli „różnicy mojżeszowej”. Wyznawcy judaizmu nadawali swojej religi całkiem inną jakość wobec religii pozostałych. Żydzi uważali, że  tylko judaizm jest prawdziwą religią, wszystkie inne są fałszywe i należy je zniszczyć, a ich wyznawców zmusić do przyjęcia judaizmu lub wymordować.

Świadectwem monoteistycznego rozumowania są święte księgi mitologii judaistycznej, tzw. „pięcioksiąg” czy „biblia”. Wbrew panującemu wśród wyznawców judaizmu i chrześcijaństwa przekonaniu nie jest to tworzony na bieżąco zapis historii narodu żydowskiego, ale stworzona post factum tradycja, która miała wzmocnić poczucie tożsamości żydowskiej oraz dać przedstawicielom narodu żydowskiego poczucie wyższości nad innymi ludźmi. Była ona wielokrotnie zmieniana tak, aby dopasować ją do bieżącej sytuacji społecznej czy politycznej.

Należy zaznaczyć, że dystynkcja mozaistyczna jest naprawdę niebezpieczną i śmiercionośną bronią – w znaczeniu zarówno metaforycznym jak i dosłownym. Przed jej konsekwencjami nie uchronili się nawet sami spadkobiercy judaizmu. Również przedstawiciele odmiennej tradycji monoteistycznej (chrześcijanie, muzułmanie, czy nawet sami żydzi), czy nawet przedstawiciele innego kościoła, mogą zostać uznani za wyznawców fałszywego boga, czego efektem były i są liczne konflikty na tle religijnym.

Monoteizm i politeizm – wzajemna percepcja i konflikt


Monoteiści od początku dążyli do unicestwienia tradycyjnych religii. Przebiegało to stopniowo. Kolejnymi etapami były ukryta wrogość, żądanie tolerancji (gdy wyznawcy monoteizmu stanowili mniejszość), potem stopniowe ograniczanie praw politeistów, aż do zakazu sprawowania tradycyjnej religii (gdy wyznawcy monoteizmu stanowili większość).  Monoteiści uważali, że politeizm jest fałszywy i nie może współistnieć z monoteizmem.  Natomiast politeiści z początku nie rozumieli istoty monoteizmu. Uważali, że jest to jeden z kultów tradycyjnych, który można włączyć do szerszej wspólnoty religijnej. Stąd na przykład nacisk na chrześcijan, aby brali udział w rzymskiej religii publicznej. Oczywiście tych dwóch porządków nie da się pogodzić – monoteizm nie jest jednym z politeizmów: politeizm jest religią, monoteizm anty-religią.

Niestety politeiści dość późno zaczęli rozumieć istotę monoteizmu. Od początku dążyli raczej do jego oswojenia czy zasymilowania – do pokojowego współistnienia w ramach szerszej tradycji. Wielu rodzimowierców wciąż nie rozumie konsekwencji dystynkcji mozaistycznej i niemożności pogodzenia Rodzmej Wiary z chrześcijaństwem. Widać to doskonale na przykładzie wyznawców Rodzimej Wiary Indii. Wielu hinduistów wciąż próbuje włączyć chrześcijaństwo czy islam w obręb Sanatana Dharmy. Jahwe i Allah są ogłaszani jednym z przejawów pierwiastka boskiego – brahmana, a Jezus, Mahomet, święci i prorocy są uznawani za awatary hinduistycznych Bogów. Oczywiście nie przynosi to żadnego efektu i nie zmniejsza wrogości chrześcijan i muzułmanów wobec wciąż trwającej Rodzimej Wiary hindusów. Tylko dobrze znający zarówno tradycję wedyjską jak i filozofię chrześcijańską i islamską obrońcy Santana Dharmy rozumieją, że hinduizm jest „satya” - prawdziwy, natomiast chrześcijaństwo i islam są „asatya” - nieprawdziwe.

Jak zatem chrześcijanie postrzegali i postrzegają Rodzimą Wiarę? Tak samo jak monoteiści postrzegali zawsze politeistów. Należy przypomnieć tutaj dystynkcję mozaistyczną – zgodnie z nią monoteizm (w tym wypadku – chrześcijaństwo) jest prawdziwy, inne religie są fałszywe. W chrześcijańskiej percepcji Rodzimej Wiary istnieją dwie najważniejsze tendencje. Pierwsza to interpretacja materialistyczna - uznanie Rodzimej Wiary za kłamstwo. Nasi Bogowie nie istnieją, mity to bzdury, tradycja to kłamstwo, obrzędy religijne to maskarada, a kapłani to oszuści, którzy mamią ludzi dla osiągnięcia własnych korzyści. W takim ujęciu należy zdemaskować oszustwa kapłanów i zaprowadzić okłamanych ludzi do „jedynej prawdziwej wiary”. Druga tendencja to interpretacja spirytualistyczna – nasi Bogowie zostają uznani za diabły, sługi i różne oblicza Złego – szatana. W tym ujęciu Rodzima Wiara to po prostu jedna z form satanizmu, zgodnie z zasadą  „diabeł Swarożyc” („Zuarasiz diabolus”). Zatem wszystkich, którzy oddają cześć Bogom, należy uznać za sługi zła – najbardziej opornych wytępić fizycznie, miejsca kultu spalić, a pozostałych, którzy przeproszą za swoje błędy, przyjąć w poczet wyznawców „jedynej prawdziwej wiary”[3].

Postrzeganie Rodzimej Wiary przez chrześcijaństwo (czy szerzej – tradycyjnej religii przez monoteizmy) przybierało formę jawnej i ukrytej wrogości, której celem było totalne unicestwienie. Z kolei postrzeganie monoteizmów przez przedstawicieli religii tradycyjnej przebiegało od próby zrozumienia i tolerancji (czyli uznania monoteizmu za jedną z form religii tradycyjnej) po zrozumienie rzeczywistego sensu monoteizmu i jego totalnej opozycji wobec Rodzimej Wiary.


Rodzimowiercza interpretacja chrześcijaństwa


W postrzeganiu monoteizmów – również chrześcijaństwa – nie można zapominać o konsekwencjach dystynkcji mozaistycznej. Monoteiści tylko swoją religię uważają za prawdziwą, wszystkie inne za fałszywe. Niemożliwe jest stanowisko pośrednie. I tak jak chrześcijańskie postrzeganie Rodzimej Wiary jest konsekwencją tego rozróżnienia, tak rodzimowiercza percepcja chrześcijaństwa musi być konsekwencją rzeczywistej dystynkcji. Chrześcijanie mają częściowo rację – prawdziwe może być albo tylko chrześcijaństwo, albo tylko Rodzima Wiara. Tertium non datur. Natomiast zapominają o czymś niezwykle istotnym – to Rodzima Wiara jest prawdziwa, a chrześcijaństwo jest fałszywe.

Zatem istnieją dwie dopuszczalne interpretacje chrześcijaństwa (oraz innych monoteizmów) przez rodzimowierców, analogiczne wobec stosunku monoteistów do naszej tradycji. Pierwsza to interpretacja materialistyczna: chrześcijaństwo jest kłamstwem, a postacie z mitologii chrześcijańskiej (włącznie z bóstwami) po prostu nie istnieją. W takim ujęciu chrześcijańscy kapłani są oszustami, którzy w dobrej lub złej wierze stoją na straży wielkiego kłamstwa. Chrześcijanie natomiast są oszukiwani i należy umożliwić im zobaczenie prawdy. Druga interpretacja ma charakter spirytualistyczny – to uznanie chrześcijańskiego boga Jahwe za realnie istniejącego żydowskiego demona, który omamił fałszywymi obietnicami i opętał swoich wyznawców. W takim ujęciu chrześcijaństwo nie jest po prostu zabawą w religię, ale niebezpieczną siłą duchową, a chrześcijańskie obrzędy nie są tylko pustymi gestami, ale rzeczywistymi hołdami składanymi złu.

Skłaniamy się ku tej pierwszej interpretacji – chrześcijaństwo jest po prostu fałszem skrywającym metafizyczną pustkę. Natomiast ta druga interpretacja jest do pogodzenia z tradycyjnym światopoglądem i pewne doświadczenia zdają się wskazywać, że może ona trafnie opisywać rzeczywistość. Jeżeli dopuszczamy tę spirytualistyczną interpretacje, powinniśmy zapewnić wyznającym ją rodzimowiercom obrzędy odczynienia zabiegów magicznych (takich jak chrzest) stosowanych przez kapłanów demona Jahwe czy oczyszczenia po kontakcie z chrześcijańskim kultem. Takie obrzędy są zresztą już wykonywane przez niektóre wspólnoty rodzimowiercze, zwłaszcza wschodniosłowiańskie.

W naszym rozumieniu chrześcijaństwo jest anty-religią – zaprzeczeniem tradycyjnej, naturalnej dla człowieka religii. Jest całkowitym zaprzeczeniem tradycyjnej wizji świata, a także parodią rzeczywistych praktyk kultowych. Chrześcijaństwo jest anty-religią w dosłownym rozumieniu. Termin „religio” pierwotnie używany był na określenie religii rzymskiej, a później religii odwołującego się do tradycji helleńskiej imperium rzymskiego. Chrześcijaństwo w pierwszej kolejności zniszczyło właśnie tę politeistyczną tradycję, jednocześnie przejmując pewne jej zewnętrzne elementy, a swoją praktykę religijną oparło na parodii klasycznych obrzędów.

Wnioski


Rodzima Wiara i chrześcijaństwo są dwoma całkowicie odmiennymi i wykluczającymi się porządkami. Wszelkie próby syntezy Rodzimej Wiary i chrześcijaństwa były tak naprawdę wykorzystaniem części symboliki, ikonografii czy terminologii jednej tradycji w celu doprowadzenia do zwycięstwa drugiej. Synteza słowiańskiej Rodzimej Wiary i chrześcijaństwa w tradycji ludowej była z początku próbą połączenia do gruntu obcej tradycji z istniejącym światopoglądem – wykorzystywano pewne elementy (przede wszystkim postacie z mitologii żydowskiej i chrześcijańskiej) włączając je do istniejącej tradycyjnej struktury mitologicznej. Z kolei synteza tradycji helleńskiej i chrześcijaństwa polegała w dużej mierze na powierzchownym wykorzystaniu pewnych elementów tradycji klasycznej (takich jak historyczni i mityczni władcy czy mędrcy) poprzez włączenie ich do szerszej struktury światopoglądu chrześcijańskiego.

Żadna synteza nie jest tutaj możliwa. Istnieją dwie wzajemnie wykluczające się alternatywy – można być rodzimowiercą albo monoteistą. Monoteizm powstał w totalnej opozycji do tradycji i jego celem jest unicestwienie Rodzimej Wiary. Trudno zatem tutaj mówić o jakimkolwiek kompromisie na poziomie idei, a jedynie o wymuszonym współistnieniu na poziomie geograficznym i społecznym.

Wszystkie monoteizmy (w tym judaizm, chrześcijaństwo, islam i marksizm) są fałszywe. Tylko Rodzima Wiara jest prawdziwą religią i tylko rodzimowiercza wizja świata jest prawdziwa.




Problem zmiany przynależności religijnej i apostazji


Wielu polskich rodzimowierców zostało w dzieciństwie ochrzczonych i do momentu przyjęcia Rodzimej Wiary pozostawało co najmniej formalnie chrześcijanami, najczęściej rzymskimi katolikami. Wynikiem tego jest duże zainteresowanie naszego środowiska kwestiami zmiany przynależności religijnej[4] oraz aktu apostazji.

Problem apostazji jest obecny w polskim dyskursie publicznym już od jakiegoś czasu i z racji istniejących warunków społeczno-kulturowych wzbudza wiele emocji. Spróbujmy przyjrzeć się temu problemowi bez uprzedzeń i z perspektywy rodzimowierczej.


Jak zostaje się Rodzimowiercą?


Jak pisaliśmy wcześniej: „Tak jak uważamy, że człowiek ze swej natury jest religijny, tak też jesteśmy przekonani, że naturalną i prawdziwą formą religii jest Rodzima Wiara. Zatem uważamy, że człowiek rodzi się rodzimowiercą. Rodzima Wiara jest jego przeznaczeniem”.

W Japonii - jednym z nielicznych krajów, w których Rodzima Wiara pozostaje dominującą religią - człowiek zostaje ujęty w spisie wyznawców w lokalnej świątyni Shinto w momencie narodzin. Czy rzeczywiście będzie w swoim dalszym życiu podzielał shintoistyczną wizję świata i uczestniczył w tradycyjnych obrzędach – to kwestia drugorzędna. Jako Japończyk zostaje ujęty w spisie japońskich shintoistów – takie jest jego przeznaczenie,  gdyż urodził się Japończykiem. Natomiast to, czy postanowi dopełnić swojego przeznaczenia, pozostaje już w kwestii jego osobistej decyzji.

Z kolei chrześcijanie (podobnie jak inni rewolucyjni monoteiści) uważają, że ten naturalny światopogląd jest fałszywy. Według nich świat został stworzony przez zewnętrznego osobowego jedynego boga, który może dowolnie z nim postępować według swojego uznania. Świat ostatecznie ulegnie zniszczeniu, a wówczas wierni wyznawcy tegoż boga odrodzą się i będą mogli żyć z nim na wieczność. Chrześcijaninem (podobnie jak muzułmaninem) nie można się urodzić, można nim zostać poprzez określone obrzędy religijne – w tym wypadku chrzest, analogiczny do judaistycznego obrzezania i islamskiej szahady. Obrzęd ten jest nieodwołalny i to on decyduje, czy ktoś jest wyznawcą religii – niezależnie od jego dalszego postępowania.

Zatem rodzimowiercy wierzą, że człowiek rodzi się rodzimowiercą i powinien zrozumieć istotę swojego przeznaczenia – żyć zgodnie z wieczną religią, uczestniczyć w świętach i postępować we właściwy sposób. Kwestia przynależności do związku wyznaniowego jest istotna, ale z drugiej strony uważamy, że czyny są ważniejsze niż słowa. Wielu dobrych rodzimowierców nie jest zrzeszonych w żadnym związku wyznaniowym lub działa w ramach organizacji o innym charakterze prawnym. Prawdziwym rodzimowiercą człowiek staje się nie przez deklaracje i dokumenty - tylko przez wiarę i działanie.

Z kolei chrześcijanie, a więc również katolicy, uważają, że człowiek staje się chrześcijaninem poprzez chrzest. Przynależy on do tego kościoła, w którym sakrament chrztu został mu udzielony. Jeżeli nie postępuję zgodnie z zasadami chrześcijańskimi, wówczas nie jest dobrym chrześcijaninem, ale chrześcijaninem wciąż pozostaje. Jeżeli nie postępuje zgodnie z zasadami kościoła katolickiego, wówczas nie jest dobrym katolikiem, ale katolikiem wciąż pozostaje.

Chrześcijanie i nie-chrześcijanie według chrześcijan


Najprościej rzecz ujmując – chrześcijanie dzielą ludzi na chrześcijan i nie-chrześcijan. Gdy przyjrzeć się szczegółom – sprawa jest bardziej skomplikowana. W niniejszej części bierzemy pod uwagę to, jak obecnie wygląda sytuacja w kościele rzymsko-katolickim, gdyż z naszej perspektywy to jest najbardziej interesujące, ale należy podkreślić, że sprawy mają się podobnie w innych kościołach chrześcijańskich i nie ulegały drastycznym zmianom na przestrzeni wieków.

Nie-chrześcijanami pozostają wszyscy, którzy nie zostali ochrzczeni (w żadnym chrześcijańskim obrządku). Żydzi zawsze byli postrzegani jako wspólnota problematyczna, gdyż z jednej strony chrześcijaństwo wywodzi się z judaizmu, z drugiej strony współczesny judaizm jest w dużej mierze spadkobiercą tych nurtów, które chrześcijaństwu były od początku wrogie. Obecnie za inną problematyczną wspólnotę uważa się muzułmanów, którzy również wywodzą się z tradycji abrahamicznej. Wszyscy nieochrzczeni ludzie uznawani są za pogan pozostających poza wspólnotą chrześcijańską i nie przynależą do żadnego kościoła.

Natomiast sami chrześcijanie dzieleni są na kilka kategorii. Prawowici katolicy to ci, którzy zostali ochrzczeni w kościele rzymsko-katolickim i pozostają w jego strukturach. Można ich podzielić na przykładnych, dobrych katolików, którzy przestrzegają lub dążą do przestrzegania zaleceń kościoła oraz grzesznych, którzy tych zastrzeżeń nie przestrzegają. Kolejna kategoria to heretycy, a więc ochrzczeni katolicy, którzy zaprzeczają lub powątpiewają w dogmat lub dogmaty kościelne. Inną kategorią są schizmatycy, którzy podważają zwierzchność papieża lub innej osoby lub instytucji kościelnej. Ostatnią kategorią – z naszej perspektywy najbardziej interesującą – są apostaci. Apostatami lub odstępcami nazywa się wszystkich tych, którzy całkowicie porzucili wiarę chrześcijańska, przyjęli inną religię lub zostali ateistami.

Prawo kanoniczne umożliwia obecnie formalne dokonanie aktu apostazji – wówczas apostata zostaje obłożony ekskomuniką i nie może uczestniczyć w części życia wspólnoty katolickiej. Należy jednak podkreślić, że według tradycji kościelnej i zgodnie z prawem kanonicznym apostaci nie przestają być chrześcijanami. Porzucają oni wiarę chrześcijańską, ale sam chrzest uznawany jest za nieodwołalny. Stają się właśnie apostatami, którzy po dokonaniu odpowiedniej pokuty mogą powrócić do kościoła jako pełnoprawni katolicy. Apostaci nie są nie-chrześcijanami.

Należy jeszcze o wspomnieć o dwóch problematycznych kategoriach występujących w teologii chrześcijańskiej oraz prawie kanonicznym. Po pierwsze – oprócz najczęściej występującego chrztu wody, występuje też chrzest krwi i chrzest pragnienia. Chrzest krwi dotyczy tych, którzy nie mogą otrzymać chrztu wody, ale giną za wiarę chrześcijańską – wówczas w momencie śmierci stają się formalnie chrześcijanami. Z kolei chrzest pragnienia dotyczy tych, którzy pragną się ochrzcić, ale z jakichś przyczyn nie mogą tego uczynić lub umierają przed dokonaniem tego obrzędu – wówczas w momencie śmierci mogą również stać się chrześcijanami. Po drugie – w chrześcijaństwie obecny jest problem dobrych pogan. Chrześcijaństwo przejęło bardzo wiele z kultury antycznego antyku, między innymi dużą część klasycznej filozofii. Jak jednak można było pogodzić odwoływanie się do pogańskich filozofów z wiarą chrześcijańską? Uznano, że część pogan w gruncie rzeczy była chrześcijanami, jednak ze względu na to, że urodzili się przed powstaniem chrześcijaństwa albo nie mieli kontaktu z chrześcijanami, nie mogli otrzymać chrztu. Zostali oni uznani za cnotliwych czy sprawiedliwych pogan (na wzór cnotliwych czy sprawiedliwych gojów z teologii żydowskiej), którzy albo zostali wyciągnięci przez chrześcijańskiego boga Jezusa z piekła podczas tzw. „zstąpienia do piekieł” po ukrzyżowaniu, albo w momencie śmierci dzięki łasce judeochrześcijańskiego boga Jahwe stali się chrześcijanami. Taka możliwość dotyczy w dalszym ciągu wszystkich, którzy nie mogą dokonać konwersji na chrześcijaństwo (gdyż np. żyją w regionie, do którego nie dotarli chrześcijańscy misjonarze) i żyją zgodnie z zasadami propagowanymi przez chrześcijan. Zatem nawet nie bycie ochrzczonym nie stanowi nieprzekraczalnej przeszkody, aby kogoś uznać za chrześcijanina lub członka konkretnego kościoła chrześcijańskiego.

Dlaczego rodzimowiercy chcą dokonać aktu apostazji?


Rodzimowiercy chcą dokonać aktu apostazji z dwóch powodów. Po pierwsze – nie chcą już pozostawać w strukturach organizacji religijnej, z która nie łączy ich wiara ani praktyka. Po drugie – nie chcą pozostawać w dziwnej sytuacji przynależności do dwóch związków wyznaniowych, które są ze sobą nie do pogodzenia.

Wśród rodzimowierców (podobnie jak u innych osób, najczęściej ateistów) chcących dokonać aktu apostazji panują jednak dwa błędne przekonania. Po pierwsze – przekonanie, że apostazja jest aktem prawnym odnoszącym się do porządku prawa cywilnego. Po drugie – przekonanie, że apostazja oznacza ostateczne i całkowite wystąpienie z kościoła katolickiego.

Termin, rozumienie i sam akt apostazji odnoszą się do porządku prawa kanonicznego, a więc do wewnętrznych przepisów kościoła katolickiego. Stosunek państwa polskiego i polskiego prawa do kościoła, jego prawodawstwa, instytucji i praktyk reguluje m.in. konkordat. Prawo polskie pozostawia kwestie członkostwa w związkach wyznaniowych samym związkom – to one swoimi wewnętrznymi przepisami regulują, kto do nich należy, a kto nie.  Jak podkreślaliśmy już wcześniej – w świetle prawa kanonicznego apostata w gruncie rzeczy wciąż jest katolikiem, aczkolwiek odstępującym od wiary. Zatem apostazja jest w istocie rzeczy wewnętrzna sprawą związku wyznaniowego, którym jest kościół katolicki.

Zgodnie z perspektywą chrześcijańską – lub bardziej precyzyjnie: katolicką – każdy, kto zostanie ochrzczony w obrządku katolickim, jest katolikiem, niezależnie od tego, czy dokona aktu apostazji, przyjmie inną religię, lub całkowicie porzuci jakąkolwiek wiarę. Za chrześcijanina i katolika może zostać uznany nawet ktoś, kto nie został ochrzczony, ale kto zostanie uznany za dobrego poganina.

Pozostaje nam odpowiedzieć na najważniejsze pytanie – jak na sprawę zmiany przynależności religijnej i apostazji patrzą sami rodzimowiercy?

Zmiana przynależności religijnej i apostazja – perspektywa rodzimowiercza


Kto jest rodzimowiercą? Ten, kto wierzy w Słowiańskich Bogów i oddaje im cześć. Rodzima Wiara oznacza po prostu pierwotną i naturalną wiarę ludzkości i wynikającą z niej naturalną praktykę religijną i  jest nie do pogodzenia z jakąkolwiek religią monoteistyczną.

Zatem ktokolwiek jest słowiańskiego pochodzenia, szanuje tradycyjne słowiańskie obyczaje, wierzy w Słowiańskich Bogów i oddaje im cześć, jest rodzimowierca. Rodzima Wiara i religie monoteistyczne są ze sobą nie do pogodzenia – pod względem wizji świata, praktyki religijnej, ale też etyki. Zatem ktokolwiek jest rodzimowiercą, nie może być chrześcijaninem czy muzułmaninem.

Według rodzimowierców każdy człowiek rodzi się jako potencjalny rodzimowierca i jego przeznaczeniem jest wiara i praktyka zgodna z tradycją wspólnoty, w której przyszedł na świat. Przyjęcie Rodzimej Wiary jako swojej wizji świata i udział w praktyce religijnej – wiara i czyny – sprawiają, że człowiek jest rodzimowiercą. Kto jest rodzimowiercą, nie jest wyznawcą żadnych monoteistycznych religii, ani nie jest już członkiem monoteistycznych związków wyznaniowych, niezależnie od tego, co mówią regulacje samych tych związków.

Dla nas kwestia przynależności do konkretnych rodzimowierczych związków wyznaniowych jest drugorzędna. Wybieramy taką formę organizacji, która umożliwia nam funkcjonowanie w ramach określonego porządku prawnego. Pamiętajmy jednak, że przez większość swojej historii rodzimowiercy nie przynależeli do żadnych sformalizowanych wspólnot, ponieważ takie po prostu nie istniały, a przynależność do określonej wspólnoty etnicznej i kulturowej oznaczała również przynależność do określonej wspólnoty religijnej.

Wnioski końcowe


Jeżeli kogoś rzeczywiście interesuje perspektywa katolickiego prawa kanonicznego, powinien pamiętać o tym, że jedynym uznawanym przez kościół katolicki sposobem nie-bycia katolikiem jest nieprzyjęcie sakramentu chrztu. Jednak jak pokazaliśmy -  w określonych wypadkach nawet to nie jest ostateczna bariera i nieochrzczona osoba może zostać uznana za chrześcijanina, o ile jest to akurat niezbędne. Chrześcijaństwo i katolicyzm uległy europeizacji, najpierw poprzez wpływ kultury greko-rzymskiej, potem poprzez wpływy kultury pozostałych ludów europejskich. Jednak w podejściu do kwestii przynależności wciąż widoczny jest jego pierwotny charakter śródziemnomorskiej sekty – można wejść, ale nie można wyjść, nawet poprzez śmierć. Dlatego tak ważne jest dbanie o następne pokolenie rodzimowierców – czyli o niewłączenie dzieci w obręb żadnego kościoła poprzez chrzest.

Samych rodzimowierców powinna jednak interesować przede wszystkim perspektywa rodzimowiercza. Nieistotne jest to, co o członkostwie w związkach wyznaniowych myślą przedstawiciele innych związków. Istotne jest to, co o byciu rodzimowiercą ma do powiedzenia sama Rodzima Wiara.

Interesującą praktyką innego kościoła chrześcijańskiego, kościoła mormońskiego, jest chrzest umarłych – poprzez ten obrzęd w obręb kościoła włączane są osoby, które już nie żyją i nie mają możliwości wyrazić sprzeciwu. Jednak większość ludzi i większość rodzimowierców nie przejmuje się tym, czy po śmierci zostaną uznani za mormonów. Dlaczego zatem niektórzy przejmują się tym, czy kościół katolicki uważa ich za katolików? Z perspektywy rodzimowierczej teologia wszystkich kościołów jest równie fałszywa, a ich przepisy prawne równie absurdalne. Jak widać praktyka uznawania kogoś za chrześcijanina bez jego zgody już po śmierci jest obecna również w innych kościołach chrześcijańskich, poprzez pojęcie „sprawiedliwych pogan”. Tego typu chrystianizacji ulegli głęboko pogańscy filozofowie jak Platon czy Arystoteles i właściwie każdy wielki poganin może zostać poddany takim zabiegom, o ile będzie to akurat potrzebne kościołowi. Czy my, rodzimowiercy, rzeczywiście wierzymy w to, że ktoś może zostać chrześcijaninem już po swojej śmierci? Czy rzeczywiście wierzymy w to, że obrzęd dokonany przed przedstawiciela którego z kościołów chrześcijańskich jest ważniejszy niż czyjaś wiara i czyny? Jeśli ktoś podziela tę wiarę, to w gruncie rzeczy jest chrześcijaninem i nie powinien podawać się za rodzimowiercę.

Rodzimowierców nie powinna nadmiernie interesować teologia chrześcijańska (lub żydowska czy muzułmańska) ani prawo kanoniczne którekolwiek z kościołów czy tradycji chrześcijańskich, judaistycznych czy islamskich, które z naszej perspektywy są fałszywe i absurdalne. Rodzimowiercy powinni przede wszystkim zajmować się Rodzimą Wiarą – naszą tradycją, naszą wizją świata i wynikającymi z nich zaleceniami i powinnościami.

O wiele istotniejszą kwestia niż status prawny w świetle wewnętrznych przepisów chrześcijańskich związków wyznaniowych jest status rodzimowiercy w Rodzimej Wierze. I tym przede wszystkim powinni interesować się rodzimowiercy.


Jarosław Ostrogniew





[1]     Oczywiście takie działanie wywołało reakcję Egipcjan – uznali oni Żydów za nieczystych i wygnali ich z Egiptu. Niechęć ta została później przejęta przez Greków i Rzymian i przetrwała nawet w schrystianizowanej Europie.
[2]     Kwestią sporną pozostaje relacja judaizmu i monoteistycznej rewolucji faraona Atona. Niektórzy badacze uważają, że Aton stanowił inspirację dla Mojżesza, inni że to Mojżesz zainspirował Atona.
[3]     Należy podkreślić, że istnieje jeszcze trzecia interpretacja – tradycjonalistyczna, która pozostaje marginalna. Zgodnie z nią wszystkie religie są pozostałością tak zwanego objawienia pierwotnego. W tym ujęciu jedno z bóstw mitologii semickiej – Jahwe - objawiło się wszystkim ludom, ale jedynie w mitologii i religii judaistycznej objawienie to zostało wiernie zachowane, a pozostałe religie przekaz ten zniekształciły. Później objawienie pierwotne zostało przypomniane w pełnej formie przez żydowskiego mesjasza Jezusa (według chrześcijańskich tradycjonalistów) lub przez arabskiego proroka Makometa (według islamskich tradycjonalistów). Zatem w tej interpretacji Rodzima Wiara w pewnym stopniu jest wypaczonym monoteizmem i pewne elementy politeistycznych religii mogą zostać zachowane w monoteistycznej praktyce religijnej.
[4]     Powszechnie używany termin „konwersja” pozostaje problematyczny, ponieważ w polskiej tradycji językowej używany jest na określenie zmiany denominacji w ramach wyznania chrześcijańskiego lub zmianę przynależności religijnej na chrześcijańską (ale już nie w drugą stronę), natomiast w innych językach najczęściej oznacza zmianę denominacji w ramach wyznania chrześcijańskiego i dopiero od niedawna używany jest w tradycji anglosaskiej na określenie po prostu zmiany przynależności religijnej lub denominacji w ramach dowolnego wyznania.

piątek, 24 kwietnia 2020

Archetyp Swaroga

Większość osób piszących o rodzimowierstwie i starających się z rozrzuconych przez zawieruchę dziejową szczątków informacji zrekonstruować teologię naszej wiary, uważa Swaroga jako tego Boga, który pierwszy został zrodzony. Pierwszym zarówno w kontekście chronologicznym (narodzonym z wielkiego, kosmicznego jaja), ale także jeśli idzie o naczelne i przypisywane mu aspekty i władztwo. Piszący te słowa, podobnie jak cały projekt Neonowe Słowianowierstwo, przychylają się do tego stwierdzenia. Co jednak wynika z tego dla nas w kontekście pytania „Czego uczy nas Swaróg”? Pytanie takie brzmieć może dość trywialnie, jednak jeśli przypomnimy sobie, że Bogowie są dla nas też wzorami, archetypami postępowania i zachowania, wówczas tak postawiona kwestia staje się jak najbardziej właściwa.
Tak więc, czego uczy nas Swaróg? Jak żyć i jakimi nakazami się kierować, by równać do boskiego ideału?

Twórczość


Tym kogo pierwszego widzimy w postaci Swaroga to postać twórcy. Twórcy złotej tarczy Dadźboga i srebrnej tarczy Chorsa, które zawiesił na nieboskłonie, a w efekcie światła, zasad wedle których funkcjonuje nasz świat. To wreszcie także stworzyciel innych Bogów (Swarożyca, Chorsa, Dadźboga), ich ojciec. Występuje także jako sędzia w ich sporach. Takie ujęcie postaci Swaroga dość jasno i prosto prowadzi nas do konstatacji, że misją człowieka jest twórczość i rozwój. Swaróg przedstawiany zwykle jest jako kosmiczny kowal, który w swym pałacu „nadaje kształt wszechrzeczy” (jak podaje Jarowoj Mazowszanin). Tak samo człowiek zobowiązany jest nie do wegetacji i trawienia wyłącznie już istniejących zdobyczy kultury i cywilizacji, ale przede wszystkim do realizacji swojego wkładu w rozwój swego rodu, kultury a przez to i całego gatunku ludzkiego. Postawa czynna, prometejska to teoretycznie „oczywista oczywistość”, jednak jak wiemy ze Spenglera kultury i cywilizacje rozkwitają, osiągają określony poziom, a następnie upadają, zatracając się w hedonizmie i wynaturzeniu. Stan naszego kontynentu i jego ludów każe uznać, że przywrócenie mocy twórczej i woli czynu jest dziś pierwszoplanowym wymogiem. Koreluje to zresztą z bliską nam myślą zadrużną, czyli kulturalistycznym postulatem powiększania władztwa i osiągnięć ludzkich  w miejsce bierności i wegetacji.

Moc i potęga


Wbrew rozpowszechnionemu mocno przeświadczeniu w polskim Narodzie życie swoje jak i całej wspólnoty oprzeć powinno się nie o cierpiętnictwo i kult słabości, ale o moc i potęgę. Słabych nikt nie szanuje, niewiele mogą, w ostateczności zawsze przegrywają. To co stwarza wielkość, które trwać będzie przez wieki i stanowić będzie dla potomnych wzór to dążenie do siły, potęgi i mocy. Tego uczy nas Swaróg – bądź silnym twórcą, bądź człowiekiem, który niczym kowal reprezentuje moc i potęgę stwarzania i rozwoju. Wykuwaj i hartuj zarówno siebie, jak i swoje dzieło, które nie ugnie się pod naporem codziennych problemów, ale wykaże hardość, wytrzymałość i moc.
Trywialnością jest, że tylko będąc silnym człowiekiem można zbudować dobrobyt i przyszłość dla siebie, swojej rodziny i wspólnoty. Nie chodzi tu zresztą o chwilowy uśmiech losu, ale o potęgę, która będzie trwała i rozwijała się wraz z pracą swych współtwórców.

Planowość


Swaróg występuje także w roli swoistego sędziego, postaci rozsądzajacej boskie konflikty, które w prostej linii przekładały się na ludzkie losy, prawa, rozwój człowieka, jego kulturę, umiejętności etc. W tym wszystkim Swaróg kierował się określonym planem. To jasno łączy się z poprzednim punktem – siła i potęga muszą być budowane i stosowane w sposób planowy i uporządkowany. Emocjonalne czy spontaniczne realizowanie jakichkolwiek działań dać może w pewnych okolicznościach efekt, jednak dopiero planowość i jej konsekwentne stosowanie dać może zadowalający efekt dla nas i naszych bliskich.
Ma to znaczenie zwłaszcza w kontekście myślenia cywilizacyjnego – planowość w tym wypadku przekłada się na myślenie pokoleniowe. Tylko bowiem tam powstanie cywilizacja i będzie się rozwijać, gdzie ludzie gotowi są sadzić drzewa, w których cieniu sami nigdy nie będą mogli odpocząć. Ponadpokoleniowość, odrzucenie hedonistycznego „tu i teraz” na rzecz myślenia opartego o wiekowe trwanie wspólnoty, Narodu, kultury etc. to nauka jaką daje nam Swaróg.
Kultura i cywilizacja to przeznaczenie człowieka, jak i wyróżnik jego osiągnięć. Nikt lub prawie nikt nie pamięta krótkich i nic nie znaczących niczym błysk flesza przejawów ludzkiej działalności. To co utrwala się w historii, stanowi wzorzec, do którego chcemy równać i przewyższyć, to zawsze określona kultura i cywilizacja. Swaróg dając ludziom rzemiosło, prawa dotyczące związków kobiet i mężczyzn i podstawy rozwoju kulturowego jasno wyznaczył cel dla ludzkich wspólnot – tworzyć ponadpokoleniowe, ponadwiekowe dzieła, które na zawsze staną się elementem dorobku ludzkiego gatunku.
Inną jeszcze kwestią jest, poza planowością, konsekwencja i systematyczność. To one przekute w tytaniczną pracę podpartą świadectwem mocy woli sprawiają, że ludzkie marzenia przemieniają się w twarde jak stal dzieła. Nie wystarczy jednorazowy zryw, przysłowiowy „słomiany zapał”, tak charakterystyczny dla polskiej historii. Tylko wytrwałość, jeśli trzeba poświęcenie się całkiem w pracy i walce, dać może oczekiwane rezultaty.

Ogień


Swaróg jest bogiem ognia niebiańskiego, co jest dla nas oczywiste. Ogień ten należy rozumieć także jako ogień kulturowy, swoisty błysk wśród mroku bezdziejów. Można to rozumieć jako nakaz kierowania się zawsze w stronę światła – ognia swarogowego. W praktyce należałoby to poczytywać jako stronienie od wszelkich czynników, które nie tylko utożsamić można ze stachniukową wspakulturą, ale generalnie szeroko rozumianą patologią. Będzie to nie tylko liberalizm, kapitalizm, ale choćby nałogi (alkohol, nikotyna, narkotyki) czy ukradkiem wkradające się zwyczaje jak choćby lenistwo, gnuśność, hedonizm czy nihilizm. Zbiorczo można je uznać za szeroko rozumianą ciemność i mrok, a tymczasem nakazem Swaroga jest dążyć do światła i rozpalać wokół siebie ogień – także ten kulturowy, człowieczy.

Kobiety i mężczyźni


Znów pozwolę sobie zacytować pracę Jarowoja Mazowszanina:
„Mężczyźni i kobiety na samym początku nie łączyli się jeszcze więzami małżeństwa, lecz dobierali w pary podług kaprysu, a gdy się sobą znudzili, odchodzili w poszukiwaniu nowych partnerów. Kiedy kobieta powiła potomka, udawała się do swego wybranka mówiąc mu „to Twoje dziecię”, a on je brał i urządzał święto. Swaróg  sam  mając  potomków  oburzył  się  na  taki  brak  poszanowania więzów rodowych. Zszedł pomiędzy ludzi i ustanowił prawo tak, że od tego momentu kobieta miała mieć jednego męża, mężczyzna zaś jedną żonę. Tak powstało prawo lipy i dębu.”
Jednym z elementarnych aspektów, na które wpłynął i rozsądził Swaróg jest kwestia związków męsko-damskich, czyli monogamiczność, wierność i wynikające w prostej linii z tego dążenie do założenia rodziny. Rodzina to nie tylko kwestia osobista, ale także pokoleniowy i biologiczny aspekt wspomnianego wątku kulturowego i cywilizacyjnego. Pamiętajmy bowiem, że jeśli kultura i cywilizacja mają trwać, niezbędna jest ciągłość pokoleniowa i przyrost demograficzny. Młode społeczeństwo, młoda wspólnota to siła, wigor i gotowość do wielkich dzieł. Celem człowieka jest nie tylko bowiem trwać i konsumować, ale także walnie przyczynić się, w ramach swoich możliwości i obowiązków, do przedłużenia i rozwoju swojego Narodu.

Stwarzanie rzeczywistości


Archetyp Swaroga streścić można jako aktywnego i konsekwentnego stwórcę. Celem człowieka jest woluntarystyczne stwarzanie rzeczywistości i poddawanie jej woli człowieczej. Nie wystarczy trwać i konsumować, nie wystarczy biernie przyglądać się temu, co nas otacza, bez chęci zmieniania czegokolwiek. Wszystko co wielkie, wiekowe i nieśmiertelne oparło się w pierwszej kolejności na woli mocy i chęci do zmienia rzeczywistości.
Praca, czyn, wola mocy! Oto droga wskazana nam przez Swaroga.


Jaromir

wtorek, 7 kwietnia 2020

O ludzkim żywocie


Mit stworzenia





Nim przejdziemy do głównego wywodu, sięgnijmy do rodzimej mitologii. Przypomnijmy początkowy fragment mitu, w którym to Perun wraz ze swoim bratem Welesem, stworzyli swoje ostatnie wspólne dzieło: nas, ludzi.

Po stworzeniu flory i fauny, Gromowładny postanowił stworzyć istotę, która to mogłaby podziwiać jego dzieło oraz mądrze gospodarowałaby ziemię nie plamiąc jej. Po dwóch nieudanych próbach, zamyślony, sięgnął po garść słomy i wyplótł z niej kukłę. Formował ją tak w dłoniach, po czym porzucił.

Leżała tak kukła na ziemi do czasu aż znalazł ją brat Gromowładnego. Weles zachwycony był pięknem słomianej lalki. Wpatrzony w nią począł ją gnieść, ugniatać i wydłubywać w niej otwory, aż w końcu wyczerpany ją porzucił.

Po czasie Perun natknął się na swoją kukłę. Spostrzegł jej twarz pełną bólu i ciało pełne chorób. Perun nazbierał ziół po czym zalepił nimi wydłubane otwory, celem uzdrowienia kukły. Rzekł do niej - Będziesz istotą rozumną, pracowitą, nauczysz się rozróżniać dobra od zła, po czym tknął w nią życie.

W dalszej części mitu, bracia kłócą się o to kto winien jest władać ludźmi. Swaróg rozwiązuje konflikt rodzeństwa, decydując o losie człowieka, o tym co czeka go za życia i po śmierci.

Kruchość życia jego skarbem


Dane jest nam zobaczyć piękno świata dookoła, ale przez relatywnie krótką chwilę. Możemy w trakcie żywota dokonywać wielkich rzeczy, ale los może przynieść nam drobnostkę która to życie zakończy. Jesteśmy siłą ducha i pełnią mocy twórczej, zawartymi w kruchym ciele. Bez śmierci nie byłoby życia. Te dwie skrajności przenikają i uzupełniają się wzajemnie, tak jak przenikają i uzupełniają się bracia, którzy wspólnie nas stworzyli.

Świadomość kruchości życia, napędza nasze działania by wyciągnąć z niego jak najwięcej. W połączeniu ze świadomością tego, że jesteśmy częścią większej całości, kieruje to nasze intencje ku pracy dla większego kolektywu, do którego czujemy naturalne przywiązanie.: najbliższej rodziny, więzów krwi stanowiących trzon narodu.

Musimy mieć świadomość tego, że z czasem i my staniemy się częścią tak ważnego dla żyjących kultu przodków. Nie możemy przewidzieć co przygotowała dla nas Dola, przed jakimi wyzwaniami czy zrządzeniem losu nas postawi, lecz tylko od nas zależą podjęte decyzje w chwili próby. Od nas samych zależy w jakim kierunku pchniemy nasze życie. Czy wyznaczymy w nim jakiś cel i będziemy do niego dążyć, czy będziemy prowadzić bezcelową wegetację z dnia na dzień. Ważną częścią kultu przodków jest pamięć ich bohaterskich czynach, o dążeniu do lepszego jutra. Nie stoimy w martwym punkcie historii w którym odwracamy się i mówimy do nich - dziękuję za waszą ciężką pracę, teraz mogę wygodnie pożyć. Nie po to stoi za nami tyle pokoleń, byśmy teraz my spoczęli na laurach i zaprzestali tej wielopokoleniowej pracy. Żyjmy więc takim życiem, byśmy w chwili śmierci nie obawiali się jej, mając świadomość, że żyliśmy godnie,  zostawiliśmy po sobie dobytek i podwaliny dla przyszłych pokoleń. 


Problem konsumpcjonizmu wobec wyższych wartości



Prawdziwą zmorą naszych czasów jest wszechobecny materializm oraz nieustanna konsumpcja. Zasłaniają one jakiekolwiek wyższe wartości. Ludzie popadający w taki tryb życia, tracą jego większy sens, tracą też przywiązanie do życia samego w sobie. Niepohamowana konsumpcja prowadzi w końcu do wegetacji, osoba taka nie pragnie niczego innego niż pochłaniać coraz więcej, nie patrząc na skutki i szkody jakie wyrządza samemu sobie i innym dookoła. W takim społeczeństwie degeneracja staje się czymś normalnym i powszechnie akceptowalnym, od tak uznane zostaje to za nową niecodzienną niszę tudzież potrzebę, na której można zarobić.

Z próżnej konsumpcji często wyłania się również laicyzacja, zabicie jakiejkolwiek duchowości i pozostawienie w sobie próżni. Osoba taka zatraca w sobie moralność oraz przywiązanie do świata, w którym żyje w szerszym jego znaczeniu. Brak jej jakiejkolwiek wyższej idei, która skierowała by jej życie na bardziej wartościową drogę i nadała sens dla bytowania. Co gorsza, brak jest jakiejkolwiek chęci aby to życie zmienić. Dopiero pod koniec swojego żywota, czując strach przed końcem, taki ktoś widzi jak bardzo jego życie było bezwartościowym. Jak nic nie wniosło, a po śmierci czeka go tylko odejście w niepamięć.

Jako,, że człowiek jest częścią większej wspólnoty, odbija się to również na niej. Społeczeństwo, w którym konsumpcja jest głównym celem, z góry skazane jest na zagładę. Zachodzi w niej cywilizacyjny regres. Wśród jednostek je tworzących zaczyna rodzić się szkodliwy indywidualizm. Zacierane są jakiekolwiek więzi, od rodzinnych po narodowe co odbija się na niezliczonych dziedzinach życia społeczeństwa. Człowiek cieszy się ze szkody drugiej osoby, nie czując przy tym własnego upadku. W takim społeczeństwie ginie etos heroizmu, nikt nie jest w stanie wyłonić się jako bohater wielu, ktoś kto zrobił coś dla dobra ogółu. Laickie społeczeństwo nie sięgnie do boskich archetypów by zasięgnąć wzorców. Społeczność bez żyjącego autorytetu, zatacza błędne koło. Nikt nie wyłoni się na jej czele, gdyż nikt nie ma poczucia robić czegokolwiek w tym kierunku.


Konkluzje



Każdy z nas powinien po cichu odpowiedzieć sobie na pytanie, jaki jest jego cel w życiu? Jaką rolę ma w nim do odegrania i czy naprawdę wierzy, w wartości które wyznaje. Przekazy, które niesie ze sobą wiara naszych przodków są istną rewolucją przeciwko beznadziejności dzisiejszego świata i pozwala czerpać z życia garściami. Podsyca płomienie w sercach by te jawiły się żywym ogniem. Każdemu z Was życzę, by ten płomień płonął i w Was. 




Bożydar

czwartek, 2 kwietnia 2020

Dobrosław. Historia rosyjskiego wołchwa



Dobrosław był najważniejszą osobą w rosyjskim rodzimowierstwie. To on tworzył początki tego ruchu i nadal pośrednio wpływa na jego dalszy rozwój. Nie będzie przesadą stwierdzić, że to właśnie Dobrosław i jego dziedzictwo stanowią charakterystyczny składnik ruchu rodzimowierczego w Rosji.

Chciałbym opowiedzieć o niezwykłym losie i niektórych ideach tego człowieka, którego znałem przez całą ostatnią dekadę jego życia. Z góry zaznaczam, że nie podzielam wszystkich poglądów Dobrosława, którego filozofia wydaje mi się raczej jednym z filarów niż dogmatem. Aby przynajmniej trochę przeanalizować jego poglądy, potrzebowałbym o wiele więcej czasu, a tutaj zaznaczę jedynie najważniejsze etapy jego biografii, jednocześnie przedstawiając możliwie obiektywny przegląd jego najważniejszych idei.


Buntownik



Kilka słów o pochodzeniu przyszłego ideologa neopogaństwa. Jego pierwotne imię brzmiało Alieksiej Aleksandrowicz Dobrowolskij.

Urodził się w Moskwie, 13. października 1938 roku, w inteligenckiej rodzinie. Obydwoje rodzice byli inżynierami. Jego ojciec pochodził z rodziny zaporoskich kozaków. Mama – rodowita moskwianka.

Ojciec umarł, kiedy Dobrosław miał 12 lat, ale – jak twierdził Dobrosław – „udało mu się zaszczepić we mnie niechęć do kłamstwa, potrzebę bycia sobą i potrzebę posiadania własnego zdania”. Wybiegając w przyszłość, można przyznać: cała droga życiowa Aleksieja Dobrowolskiego okazała się dobrowolnym lub mimowolnym przeciwstawianiem się – jak sam pisał - „każdej dyktaturze, każdemu systemowi, każdemu mechanizmowi państwowemu”.

Rodzice Dobrosława byli niewierzący, ale nie należeli do partii komunistycznej.

Należy wspomnieć, że w rodzinie Dobrosława byli przeciwnicy władzy sowieckiej. Brat matki (Siergiej) przesiedział 5 lat na wyspach sołowieckich za „działalność kontrrewolucyjną”. A razem z Dobrowolskimi w ich mieszkaniu żyła także siostra babki, która brała udział wraz z mężem-białogwardzistą w pierwszym Marszu Kubańskim generała Korniłowa.

Lato mały Alieksiej spędzał za miastem, u krewnych w malowniczej podmoskiewskiej miejscowości Schodnia, gdzie „całymi dniami bawił się z dziećmi sąsiadów w Indian i wędrował przez zielone lasy.

W 1956 roku przyszły wołchw Dobrosław wykonał swój pierwszy antysystemowy polityczny krok – demonstracyjnie występuje z Komsomołu na znak protestu przeciw trwającej kampanii potępienia kultu jednostki Stalina. „Zrobiłem to nie dlatego, że byłem stalinowcem, a po prostu było mi niedobrze od patrzenia, jak wczorajsi lokaje – tchórzliwe szakale – gryzą martwego lwa”.

W następnym roku 18-letni Alieksiej Dobrowolski z przyjaciółmi rówieśnikami, zainspirowani węgierskim powstaniem, założył podziemną organizację młodzieżową, noszącą szokującą i prowokującą nazwą Rosyjska Partia Narodowosocjalistyczna. W jej skład wchodziło kilkunastu członków. Sympatyków, ale mniej odważnych, było więcej.

Cele młodych romantyków były imponujące: obalenie reżimu i stworzenie prawdziwie narodowego i socjalnego państwa. W socjalizmie pociągała ich właśnie idea sprawiedliwości społecznej, ale nie przyjmowali materialistycznych, progresywistycznych i internacjonalistycznych dogmatów komunizmu. Dobrosław, podkreślając eklektyczną rewolucyjność młodzieńczych poglądów, pisał, że razem z przyjaciółmi porywały ich idee Kropotkina, a jednocześnie badali losy Jose Antonio Primo de Rivery i barona Ungerna, śpiewali pieśń Horsta Wessela i jednocześnie studiowali pracę Lenina „Co robić?” jako klasyczny przewodnik dla profesjonalnych rewolucjonistów. Przywitaniem w ich organizacji był salut wyprostowaną prawą ręką.

Apogeum aktywności grupy był napad na strzelnicę sportową w celu zdobycia sprzętu dla przyszłych wywłaszczeń. Ale do tego nie doszło – uczestnicy „partii” zostali aresztowani.


Więzień


W 1958 roku odbył się sąd. Z pięciu oskarżonych jedynie Dobrosław, jako przywódca, otrzymał wyrok trzech lat pozbawienia wolności.

Humanitarność, z którą władza potraktowała uczestników tak prowokacyjnej – zgodnie ze standardami ZSRR – grupy, wyjaśnić można specyfiką polityki wewnętrznej w czasie tej samej chruszczowskiej odwilży, której tchórzliwy i filisterski charakter wywoływał u Dobrosława obrzydzenie, a wyrazem którego było wystąpienie z Komsomołu.

Muszę z przykrością zauważyć, że dziś, pod reżimem Putina, kary za działalność ekstremistyczną bywają o wiele surowsze, niż w czasach ZSRR za Chruszczowa.

Pierwszy pobyt w więzieniu wiele wniósł w rozwój idei Dobrosława.

W tamtym czasie, w końcu 13 lat po zakończeniu II wojny światowej, w niewoli wciąż przebywało wielu jeńców wojennych – uczestników antysowieckiego ruchu oporu drugiego, „własowskiego” pokolenia, którym karę rozstrzelania zamieniono na 25 lat łagru. Byli jeszcze nawet niektórzy przedstawiciele pierwszego „białogwardyjskiego” pokolenia, aresztowani w Europie na okupowanych terytoriach.

I tak 19-letni młodzian, przyszły wołchw Dobrosław, miał okazję spotkać ludzi, którzy przeszli przez ogień wojny „po drugiej stronie frontu”: z żołnierzami i oficerami ROA, czy kozakami z korpusu Panwitza. Tutaj dowiedział się, że w SS służyli nie tylko Niemcy, ale i Słowianie, dowiedział się o metodach walki stosowanych przez sowieckich partyzantów oraz o wielu innych sprawach, ukrywanych przed mieszkańcami ZSRR.

Jedna znajomość z łagru okazała się ważniejsza od wszystkich pozostałych. Jakiś cudowny traf losu sprawił, że młody Alieksiej Dobrowolski spotkał siwego weterana antybolszewickiej walki o imieniu Stanisław Arseniew-Hoffman, który zarządzał łagrową biblioteką.

Człowiek ten, urodzony w Rydze i znakomicie wykształcony jeszcze przed rewolucją bolszewicką, należał do tajnego rosyjsko-niemieckiego stowarzyszenia „Balticum”, które zrzeszało wielu arystokratów, wybitnych przedstawicieli nurtu prawicowo-konserwatywnego. W czasie wojny domowej Arseniew walczył z bolszewikami w krajach bałtyckich, następnie osiadł w Niemczech, gdzie brał udział w organizacjach emigrantów.

Krąg i poziom znajomości tego więźnia Gułagu, wymieniony przez Dobrosław, był porażający. Jeszcze w Rydze Arseniew poznał Alfreda Rosenberga, jednak wypowiadał się o nim bardzo nieprzychylnie, uznając jego działalność na stanowisku ministra Rzeszy ds. „terytoriów wschodnich” za jedną z głównych przyczyn upadku Niemiec. Będąc filozofem-germanistą i pierwszorzędnym tłumaczem, Aresniew odwiedzał redakcję gazety „Volkische Beobachter” i wielokrotnie rozmawiał z Dietrichem Eckhartem. Znał także Knuta Hamsuna, Ludwiga Klagesa, Gieorgija Gurdżijewa i wiele innych osobistości.

Jednym słowem, ten człowiek, będący prawdziwą skarbnicą wiedzy historycznej i ezoterycznej, stał się dla Dobrosława nieocenionym darem od losu, przewodnikiem w świecie europejskiej tradycji, ukrytej dla sowieckiego człowieka przez „żelazną kurtynę”.




Alieksiej Dobrowolski w łagrze, 1960 rok.







Dysydent


Po wyjściu na wolność, Dobrosław dość szybko założył rodzinę. Chcąc przestrzegać poznanych w łagrze zasad członków ruchu antybolszewickiego, Alieksiej Dobrowolski sam się ochrzcił, a następnie ochrzcił swojego urodzonego wkrótce potem syna - czego później żałował.

Lata 60. charakteryzował aktywny udział w ruchu dysydenckim. Na początku Dobrosław związał się z NTS (Narodno-Trudowoj Sojuz - Sojusz Robotniczo-Chłopski), w tamtym czasie wiodącą organizacją antysowiecką, założoną za granicą jeszcze przed wojną, w środowisku dzieci białych emigrantów. Z jej oryginalnymi założycielami, wywiezionymi z Europy przez agentów KGB, Dobrosław poznał się w łagrze. Jednak w tamtym czasie organizacja już zaczynała się zmieniać, nastąpiła wymiana składu osobowego i odejście od jej pierwotnego oblicza.

W niecałe trzy lata po wyjściu na wolność, w 1964 roku, Alieksiej Dobrowolski razem ze swoją komórką NTS zostaje aresztowany. Udaje chorobę psychiczną i zostaje osadzony w więziennym szpitalu psychiatrycznym, gdzie poznał ikonę ruchu dysydenckiego - Władimira Bukowskiego.

Przesiedziawszy ponad rok, latem 1965 roku, Alieksiej Dobrowolski wyszedł ze szpitala psychiatrycznego i znów zajął się aktywizmem. Brał udział w słynnym „Mityngu Głasnosti” 5. grudnia 1965 roku na placu Puszkina w Moskwie, który był pierwszą publiczną demonstracją polityczną w powojennym ZSRR.

W rezultacie w 1967 roku Dobrosław znowu otrzymuje dwuletni wyrok więzienia, po którym otrzymał zakaz mieszkania w granicach stolicy kraju, jednak w 1972 roku odzyskał prawo pobytu w Moskwie. W 1970 roku Dobrosławowi rodzi się drugi syn.

O ile znajomości z łagra z okresu pierwszego wyroku były dla Alieksieja Dobrowolskiego inspirujące, to udział w ruchu pokolenia 60. z jego składem osobowym, metodami i pro-amerykańską orientacją, stał się dla patriotycznie nastawionego młodego człowieka, pragnącego prawdziwej działalności, jedynie dopełnieniem szczepionki przeciw ideom liberalno-demokratycznym.

W tamtym czasie, pomiędzy odsiadkami, w życiu Dobrosława miało miejsce znaczące i opatrznościowe wydarzenie – znajomość i krótkie spotkanie z żoną Nestora Machno, która w jakichś to sprawach przyjechała do Moskwy i w wyniku koligacji rodzinnych przebywała w domu brata ojca Dobrosława.




A. Dobrowolski w 1969 roku, Moskwa.


Wołchw


Lata 1970. stały się dla Dobrosława okresem przemyślenia swoich idei i – można powiedzieć – przebiegały pod znakiem powrotu do korzeni we każdym znaczeniu. Z jednej strony chodzi o idee narodowo-socjalistyczne idee jego pierwszej, samemu utworzonej organizacji, ale co ważne – aktywne religijne poszukiwania przywiodły działacza politycznego do zagłębienia się w dawne pogańskie nauki.

Całe swoje życie, nie wyłączając lat pobytu w więzieniu, Alieksiej Dobrowolski bardzo wiele czytał, przez jakiś czas pracował jako sprzedawca w największym moskiewskim antykwariacie (co ważne – w dziale nauk przyrodniczych). Później w swoich książkach często cytował filozofów starożytnych i nowożytnych, uczonych i poetów. Pewien wpływ miała na niego znajomość prac Heleny Bławatskiej, którą Dobrosław uznał za „ruską wiedźmę”.

Lata 1980. w ZSRR miała miejsce tak zwana „Pierestrojska” i w tamtym okresie miało miejsce pojawienie się prawicowych, narodowo-patriotycznych ruchów. Dopiero wtedy, ćwierć wieku po gułagu, Dobrosław miał możliwość działać w stosunkowo bliskim mu ideowo środowisku. W szczególności współpracował ze znaną prawicowo-konserwatywną organizacją nacjonalistyczną „Pamiat’”.

Jednak w tamtym czasie Dobrosław już prawie dojrzał do tego, aby z własnej woli na zawsze zerwać z życiem w mieście. Już w pełni uważał się za rodzimowiercę i z charakterystyczną dla siebie pasją postanowił odrodzić dawną wiarę. Właśnie w tamtym czasie w akcie samoinicjacji przyjął słowiańskie imię zamiast greckiego - chrześcijańskiego.


Dobrosław ćwiczy jogę.


W 1988 roku ukazała się pierwsza książka Dobrosława „Aroma-Juga”, w której występuje jako rodzimowierczy wychowawca. Co znaczące, Dobrosław zaczyna od książki, w której nie pojawia się jakakolwiek propaganda polityczna. „Aroma-Juga” opowiada o tym, jak Boskość objawia się poprzez mistykę w Przyrodzie, a w szczególności o tym, jakie inspirujące tajemnice może człowiekowi przekazać żywy, to jest – niezerwany kwiat.

W następnym roku spod pióra Dobrosława wychodzi rodzimowierczy manifest „Strzały Jaryły” (poetycka nazwa promieni słonecznych), która już w pełni zawiera polityczne przesłane. Tutaj Dobrosław podkreśla etniczny charakter rodzimowierstwa, zauważając, że idea ta zawarta jest w samej nazwie (niegdyś słowiańskie słowo „jazyk” oznaczało również „plemię”), opowiada o kulcie przodków i żywej duszy narodu – kolektywnej nieświadomości narodu. Głośno wybrzmiewa krytyka religii abrahamicznych, zwłaszcza chrześcijaństwa. W odniesieniu do „Genealogii moralności” F. Nietzschego, Dobrosław potwierdza, że jest ono „judejskim koniem trojańskim w stanie rasy indoeuropejskiej”.

Od tamtej pory niewielkie książki-eseje Dobrosław wydawał praktycznie każdego roku, aż do końca swojego życia.

Wokół Dobrosława szybko zbiera się krąg podobnie myślących ludzi. W 1989 roku pod Moskwą „Związek Moskiewskich Rodzimowierców” Dobrosława przeprowadza pierwszy rodzimowierczy obrzęd. W tamtym okresie wśród rosyjskich rodzimowierców utrzymują się cztery główne kultowe daty, związane z cyklem słonecznym, spośród których najważniejszą jest letnie przesilenie: Kupała.

To właśnie Dobrosław umocnił niektóre świąteczne tradycje, żyjące w organizacjach rodzimowierczych do naszych czasów (na przykład – odczynianie chrztu, to jest zdjęcie klątwy chrztu), jednak strona obrzędowa nigdy nie grała głównej roli w rodzimowierstwie Dobrosława, dla którego najważniejsza była doskonałość moralna. Składanie ofiar uważał za absurdalne i stanowczo je odrzucał.

Pojawienie się związanego z kultem obrzędowym kapłaństwa uważał za pierwszy krok do degeneracji pierwotnego światopoglądu Złotego Wieku ludzkości (za takie uznawał czasy, które historycy nazywają epoką kamienia). Tym, co głosił Dobrosław, był swego rodzaju rodzimowierczy protestantyzm, odrzucającym pośrednictwo między człowiekiem a Boskością. Tylko jeśli dla Lutra i Kalwina punktem orientacyjnym i czystym źródłem mądrości była biblia, to dla Dobrosława – przyroda.

Dobrosław wykazywał szczery sceptycyzm wobec antropomorficznych Bogów, w rodzaju greckich Bogów Olimpijskich czy skandynawskich Asów, dając pierwszeństwo postaciom bezpośrednio uosabiającym siły Przyrody – takim jak Gaja-Ziemia czy Jaryło-Słońce. Szczególną czcią otaczał tak zwane „niższe postacie mitologii”: Leszy, Wodnik, Rusałki, Kikimory itd. (Pan, Nimfy, Najady, Elfy, Gnomy itd.), Dla niego były one raczej „wyższymi” niż „niższymi” za sprawą swojej większej autentyczności w porównaniu ze sztucznymi antropomorficznymi bóstwami.



Święto pod Moskwą, 1989 rok. Dobrosław po lewej.


Pustelnik


Jak już wspomniano, Dobrosław zaczął planować przeprowadzkę na łono Przyrody, na wieś, i od 1990 roku – podążając za swoim dawnym marzeniem – na zawsze zrywa z miejskim życiem.

Wybór padł na wpół opuszczoną wioskę Waseniewo (Васенево) w rejonie Szabalińskim w Kirowskiej obłasti (800 km na wschód od Moskwy). Wioskę, której nazwa pochodziła z języka greckiego i oznaczała chrześcijanina imieniem Wasilij (Bazyleusz), „przemianował” na Wieseniowo (Весенёво), od rosyjskiego słowa „wiesna” - wiosna. Nazwę rejonu Dobrosław i współpracownicy żartobliwie między sobą zmienili na cześć Szambali.

Należy wspomnieć, że na początku pomysł polegał na stworzeniu ekologicznej osady i podchwycili go niektórzy moskiewscy towarzysze Dobrosława. Razem z Dobrowolskim przeprowadziło się na wieś jeszcze kilka rodzin, ale wszyscy nie wytrzymali życia bez udogodnień cywilizacji, skłócili się i wrócili do Moskwy już w pierwszym roku. Ostatecznie wioskę opuścili ostatni miastowi. Zrządzeniem losu, Dobrosław został sam w osamotnieniu, sześć kilometrów od najbliższej zamieszkanej wsi.



Pierwsze lata w Wieseniewie.


Żyjąc w bardzo skromnych warunkach, ale ciesząc się ze zjednoczenia z rosyjskim lasem, Dobrosław wiódł ożywioną korespondencję z towarzyszami, parę razy w tygodniu chodząc piechotą na pocztę i po artykuły spożywcze. Zimą – na nartach.



Na nartach do sklepu

Jedną z pierwszych prac, napisanych w Wieseniewie, był esej „Drzewo-uzdrowiciel” (1994), gdzie pisze o Leśnych Duchach („po naukowemu” - biopolach), broniąc dawnego animistycznego przekonania o duszy i osobowości drzew. Podtytuł książki brzmiał następująco: „Myśli, którymi Dobrosława natchnął szabalski Leszy”. Pogański światopogląd Dobrosław uznawał za przynależny jedynie prawdziwym mieszkańcom lasu, natomiast za źródło monoteizmu uznał jałową pustynię.

Pomimo ogromnej odległości od wielkich miast, starszy już Dobrosław nie zaniechał również politycznej aktywności, która do końca życia była dla niego nieodłączna od rozwoju duchowego. W 1996 roku tworzy pracę programową „Przyrodzone korzenie Ruskiego Narodowego Socjalizmu”, której główna myśl zawierała się w nadaniu walce narodowej maksymalnie antykapitalistycznego ducha, co można porównać do lewicowego nacjonalizmu w Strasserowskim wydaniu.



Koncepcje ideologiczne Dobrosława obracały się wokół wzajemnego powiązania takich pojęć jak Przyroda-Ojczyzna-Naród (w języku rosyjskim mają one jedno językowe źródło: Природа-Родина-Народ). Jednak nigdy nie znalazł i nadal nie znajduje w historii odpowiadającego mu państwa, Dobrosław podkreślał, że „Ojczyzna – to przede wszystkim Ojczysta Przyroda”.

Być może najważniejszą pracą Dobrosława stała się książka o Ziemi, jako o żywym, świadomym, czującym nadorganizmie: „Matka-Ziemia, Cudowne Cudo, Zadziwiający Dziw” (2000 r.). W niej poruszone zostały takie wątki jak sakralna geografia, starożytne budowle megalityczne, miejsca mocy, ale przede wszystkim ambitnym celem tej pracy była rehabilitacja macierzyńskiej zasady w przeciwieństwie do mizoginicznego widzenia świata, wynikającego z abrahamicznego kultu jedynego boga-ojca.

Wiesnowo lat 1990. i 2000. stało się miejscem pielgrzymek rodzimowierców z całej Rosji. Każdego roku na święto Kupały przyjeżdżali tam muzycy, osoby publiczne, dziennikarze, a także skinheadzi.

Jako że Dobrosław w swoich pracach stale stawiał Rodzimowierstwo jako duchowo-etyczną podstawę antysystemowej walki politycznej, wołchw – jak było to już w czasach sowieckich – zaczyna doświadczać prześladowań od nowej „demokratycznej” władzy, aktywnie patronującej Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.

2002 rok upłynął pod znakiem sądu, który skazał wołchwa na karę więzienia w zawieszeniu i grzywnę.



Dobrosław w sądzie, 2002 rok.


Pomimo tego, walka trwała nadal i pojawiały się kolejne książki. Reżim zakazuje ich jedna po drugiej, trafiają na federalną listę materiałów ekstremistycznych.

Jednak większość książek rosyjskiego wołchwa dotyczyło spraw innych niż polityczne. O tym, czego dotyczy większość jego prac, można w pełni wnioskować z samych tytułów: „Mądrość przyrody i bezmyślny homo sapiens” (2002 r.), „Bezbożne cuda Żywej Przyrody” (2003 r.), „Opowieść o kwiatach” (2005 r.), „Miłująca przyrodę religia przyszłości” (2004 r.).

Zainspirowany regularnym pojawianiem się piorunów kulistych w rejonie jego wioski, Dobrosław pisze esej „UFO jako tajemna rzeczywistość” (2002 r.) - o tym, że tak zwane UFO – to nie statki powietrzne istot pozaziemskich, ale duchy przyrody.

Marzeniom o północnej ojczyźnie Ariów poświęcona jest książka „Zew Thule” (2006 r.), zawierająca wiele autobiograficznych szczegółów na temat pierwszego pobytu w więzieniu.

W sumie spod ręki Dobrosława wyszło 20 prac różnej objętości, nie licząc małych artykułów i zapisków. Nie wszystkie z nich są wymienione przeze mnie w tym biograficznym szkicu.

W 2009 roku putinowski reżim zainicjował nową sprawę karną, w której sąd znowu uznał Dobrosława winnym myślozbrodni.

Kolejne książki tego rodzimowiercy zostały uznane za ekstremistyczne i zamieszczone na federalnej liście materiałów ekstremistycznych.



Kupała w Wieseniewie.


Dobrosław rąbie ikony.



Anarchista


Dobrosław napisał w 2007 roku: „Nie należę do żadnej szkoły filozoficznej, do żadnego systemu religijnego, ani do żadnej szkoły historycznej. Mój światopogląd jest wyjątkowy i wieloaspektowy. Ale nie mogę połączyć go z żadną doktryną.

We mnie żyje naraz anarchista i nacjonalista, socjalista i poczwiennik: gdzieś tam w mojej wewnętrznej naturze oni nawzajem się nakręcają i tworzą jedną, niepodzielną całość”.

A w 2012 roku dodał: „Można powiedzieć, że zawsze, świadomie lub nieświadomie, wyznawałem anarchizm. Moje poglądy przeszły krętą drogę, ale istota Wolności, anarchiczne rozumienie Wolności jako bezwarunkowej, samowystarczalnej wartości, zawsze było moim Ideałem, zachowującym swój urok i autorytet moralny.”

W ostatnich latach życia Dobrosław przewartościował swoje poglądy polityczne, ostatecznie przekształcając je w narodowy anarchizm. Jeden z jego artykułów nosił tytuł „Państwo – wróg narodu” (2011 r.). Widzę klika przyczyn raczej ostrego skrętu w lewo starszego Dobrosława. Po pierwsze, stale postępujący rozpad postsowieckiego reżimu, w którym rozwijał się drapieżny kapitalizm, dziki rynek, oligarchia, przyprawione irytującą kościelną propagandą. Jeśli dodamy tutaj niekontrolowaną imigrację, narkomanię, korupcję i narastające represje polityczne przeciw nacjonalistom, to zrozumiałym stanie się nastawienie starego dysydenta anty-bolszewika, wyrażone rosyjskim powiedzeniem „za co walczył, od tego cierpiał”.

W pracy „Widmo Kudejara” (2009 r.) Dobrosław odwołuje się do tradycji buntu nizin społecznych i wysławia ruskich ludowych bohaterów-rozbójników: Kudejara, Riazina, Pugaczowa itd. (bohaterów w rodzaju Robin Hooda czy Floriana Geyera).

Dobrosław był niezadowolony z kierunku rozwoju młodzieżowego nacjonalizmu, który sprowadzał się do subkultury czczących Zachód „rasowych żołnierzy”, głuchych na problemy niesprawiedliwości społecznej, ekologii i innych rzeczy. Krytyka płytkiego rasizmu domorosłych skinheadów, przyjmującego często karykaturalne formy, połączyła się ze sprzeciwem wobec konserwatywnych nacjonalistów wyznania chrześcijańskiego w pracy „Kurczaki też chcą żyć” (2011 r.). Dobrosław potępia w niej jednoznacznie rasową arogancję wynikającą – jego zdaniem – bezpośrednio ze Starego Testamentu.

Listę prac wołchwa zamyka książka „Na początku była Matka” (2013 r.), gdzie znów porusza temat matriarchatu. I ona także stanowi wyraz bezustannego protestu myśliciela i rewolucjonisty przeciw panującym doktrynom. W tym przypadku, oprócz stałego obiektu swojej krytyki czyli chrześcijaństwa, Dobrosław pośrednio atakował modny wówczas wśród wielkomiejskich rodzimowierców tradycjonalizm w duchu Juliusa Evoli, ze swoją charakterystyczną mizoginią.

Oczywiście, Dobrosław rozumiał matriarchat nie jako polityczną władzę kobiet. Pod tym i innymi względami zawsze pozostawał typowym wojownikiem-czcicielem Słońca (co prawda zawsze stawiającym zasadę przywództwa nad monarchizm). Rehabilitacja zasady żeńskiej wiązała się według niego z powrotem kultu płodności, podziwem dla kobiecej cielesności, uznaniu kobiet za szczególnie bliskie światu magii i posiadające specjalne właściwości duchowe, o zdecydowanie pozytywnym charakterze. Jak nietrudno zrozumieć, z feminizmem współczesnych aktywistek, żądających prawa do aborcji, nie ma to nic wspólnego.

Ostatni raz reżim próbował ukarać Dobrosława za rozpowszechnianie zakazanych książek w 2012 roku, niedługo przed jego śmiercią, ale nie miało to już znaczenia.

Wiosną 2013 roku życie starego Dobrosława zostało przerwane przez zawał serca. Jego synowie przeprowadzili pogrzeb z pełnej zgodzie z wolą ojca i zgodnie ze starym obyczajem złożyli jego ciało na ogromnym stosie pogrzebowym w tej wiosce, w której przeżył ponad dwie dekady. Nad stosem, po kremacji, został usypany kurhan, który stoi tam do dziś.





Posłowie


Zgodnie z doktryną marksistowską, religie monoteistyczne stanowiły wyższy poziom rozwoju myśli ludzkiej niż „prymitywne wierzenia dawnych ludzi”. Dlatego, o ile „światowe religie”, reprezentowane przez miliony wyznawców, w ustroju sowieckim miały swoje miejsce, to rodzimowierstwo w ZSRR nie miało szans na rozwój. Także w tym aspekcie po okresie pierestrojki narody ZSRR musiały nadrobić dystans do Europy Zachodniej, rozwijając się w 3-4 razy szybszym tempie. Dobrosław przyjął trudne zadanie bycia pionierem w Rosji, przy tym nie tylko wniósł gigantyczny wkład w odrodzenie i popularyzację przyrodzonego światopoglądu, ale sformułował również wystarczająco oryginale, chociaż nie niepodważalne koncepcje.

Dobrosław podkreślał, że odkrycie i przyjęcie rodzimej wiary stały się dla niego swego rodzaju połączeniem dwóch wiodących go przez życie duchowych aspiracji, których nie potrafił na samym początku połączyć – swojej pasji do sprawy narodowej oraz nauk przyrodniczych i historii naturalnej. Jednocześnie, podsumowując ten artykuł, powiedziałbym, że to właśnie mocne i nieustraszone polityczne przesłanie Dobrosława, które zapewniło szerokie uznanie jego twórczości (zwłaszcza wśród młodych ludzi), jednocześnie odegrało negatywną rolę w uniemożliwieniu zajęcia przez tego wołchwa należnego mu miejsca w historii, ponieważ przez swój niezmierny radykalizm i kontrowersyjność, zagłuszało one etyczno-filozoficzne i ekologiczne aspekty twórczości Dobrosława i odciągało od nich. I aż do dzisiaj, w sytuacji braku wolności słowa dla zwolenników tożsamości, bardzo trudno jest w obiektywny sposób zanalizować działalność i myśl tej osoby. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że już dorosłe pokolenie jego młodych uczniów z nowym bagażem doświadczeń i w nowych warunkach uwolni się od konieczności stosowania starych etykiet ideologicznych i będzie w stanie zrozumieć spuściznę Dobrosława z całą jej złożonością, a także ocenić ją w sposób wyważony i sprawiedliwy.

Ivan Mikhieiev urodził się w 1985 w Kirowie (dawna nazwa: Wiatka) w Rosji. Absolwent Instytutu Historycznego Wiatskiego Państwowego Uniwersytetu. Rosyjski nacjonalista i działacz opozycji antykomunistycznej. W 2014 poparł Ukrainę. Od 2015 przebywa na wygnaniu w Kijowie. Obecnie oczekuje na status uchodźcy politycznego.





Autor: Ivan Mikhieiev


Przekład: Jarosław Ostrogniew