sobota, 17 sierpnia 2019

Rodzimowierstwo to rewolucja


Rodzimowierstwo słowiańskie to rewolucja przeciwko nowoczensemu światu

Rodzimowierstwo słowiańskie to nie tylko religia, choć z pewnością aspekt religijny jest dla nas najważniejszy. To nie tylko obrzędy, gromada i zadruga, biesiada. To wreszcie nie tylko słowiańskie symbole, figurki, posążki, muzyka czy koszulki.

Rodzimowierstwo słowiańskie to także rewolucja. Nie w znaczeniu walki na ulicach, organizowania rebelii i tworzenia nowego ładu, choć ciężko zaprzeczyć, że naszej demoliberalnej klasie politycznej przydałaby się taka rewolucja. Rodzimowierstwo to rewolucja w taki sposób, jak rozumiał to Julius Evola – Rewolta przeciw nowoczesnemu światu. Okazuje się bowiem, że rodzima wiara z jej Bogami, wartościami, archetypami oraz nakazami stoi w zasadniczej sprzeczności z obecnym światem, a właściwie to z głównymi jego wartościami i prądami ideologicznymi. W rozumieniu podziału idei politycznych w modelu Alaina de Benoista rodzimowierstwo klasuje się jednoznacznie jako idea peryferii, w przeciwieństwie do idei centrum, które obecnie są zdecydowanie panującymi w szeroko rozumianym świecie zachodnim.

W niniejszym tekście postaram się wyjaśnić jakie elementy rodzimowierstwa są rewolucyjne w powyższym znaczeniu i jakie są ich skutki dla naszego życia. Ponadto zastanowimy się przy tej okazji w jaki sposób najlepiej realizować boskie archetypy. 


Rewolta przeciw czemu?



Skoro pada stwierdzenie o rewolucji przeciw określonym prądom ideowym, warto słowem krótkiego zrekapitulowania wymienić jakie główne kwestie ideologiczne są tymi, które powszechnie funkcjonują w naszym świecie.

Przede wszystkim wymienić trzeba 3 główne aspekty:

  • Liberalizm
  • Kapitalizm
  • Nową lewicę, zwaną często (choć nie do końca słusznie) marksizmem kulturowym

Te aspekty wpływają na szereg elementów i płaszczyzn naszego życia. W skrócie ich skutki to: upadek duchowości i religijności; ateizacja i laicyzacja życia publicznego; rozpad tradycyjnych ludzkich społeczności i gromad na rzecz społeczeństwa zatomizowanego i jednostkowego; prymat wartości materialnych nad duchowymi; rozpad rodziny w jej normalnym rozumieniu; pojawienie się i szybka ofensywa ideologiczna tzw. „lgbt”, czyli wrogiego boskiemu porządkowi zbioru wypaczeń i zboczeń seksualnych; globalizacja powodująca niszczenie lokalnych tradycji, wierzeń, zwyczajów na rzecz światowego społeczeństwa konsumentów; ogromne zanieczyszczenie środowiska naturalnego oraz potęgujący się kryzys klimatyczny; zastępowanie natury techniką oraz zwiększanie się peryferyzacji świata, dzielącego się na metropolie i odseparowane od ich wsie i małe miejscowości.

Wychodzę z prostego założenia, że niezależnie od stosunku do powyższych zjawisk każdy czytelnik i czytelniczka rozumieją co się pod nimi kryje, stąd pozwolę sobie nie definiować ich. W większości wypadków można by o tym śmiało pisać oddzielne artykuły.

Stąd też wiedząc już co rozumiem pod pojęciem nowoczesnego świata przejść możemy do analizy tych aspektów życia i funkcjonowania człowieka, w którym objawia się rewolucyjność rodzimowierstwa. Rewolucyjność rozumiem tu jako radykalną i dużą zmianę (za Słownikiem Języka Polskiego) w stosunku do zastanej i powszechnie obowiązującej rzeczywistości.  Z przyczyn oczywistych odniosę się tylko do najważniejszych elementów, pomijając inne – mam przeto świadomość, że płaszczyzn, na których rodzimowierstwo warunkuje naszą rebeliancką postawę jest dużo więcej niźli te wymienione poniżej. 


Duch ponad materią



Upadek każdej cywilizacji zaczyna się lub wiąże się z upadkiem religijności i duchowości. Wynika to z prostego faktu, że określone cywilizacje wyrastają na konkretnych systemach religijnych. Postępująca ateizacja i laicyzacja Zachodu jest faktem raczej bezspornym – łatwo to stwierdzić śledząc statystyki ilości wiernych, biorących udział w obrzędach religijnych etc. Polski także ten trend nie omija. Jakkolwiek dość późno dostaliśmy się pod śmiercionośny wpływ liberalizmu i kapitalizmu, to szybko szlusujemy do zachodniego poziomu, także w aspekcie religijności. Jako, że absolutnie dominującą religią jest w Polsce katolicyzm to właśnie w jego ramach obserwujemy postępującą laicyzację społeczeństwa. Coraz mniejsza ilość wiernych na mszach, coraz mniej ślubów i chrztów, coraz mniej chętnych do nauki w seminariach duchownych – z liczbami ciężko dyskutować. Powodów tego jest oczywiście dużo i ciężko je wymienić wszystkie, nas jednak tutaj interesuje sama konstatacja, a nie analiza przyczynowości. Upadek duchowości widać także w innych aspektach – popularności niezwykle niskich lotów popkultury, szeroko rozumianego materializmu i indywidualizmu, fanatycznym wręcz atakowaniu jakiegokolwiek łączenia religii z życiem publicznym. W polskim przypadku występuje także zjawisko tzw. „ludowego katolicyzmu”, gdzie niezwykle silne przywiązanie do religii chrześcijańskiej w kontekście zewnętrznej obrzędowości wiąże się z dość ambiwalentnym podejściem do jej nakazów i wskazań moralnych. Przeciętny Polak często bowiem przejawia tzw. „chłopski rozum” i po prostu deklarując się jako katolik, w rzeczywistości nie żyje wedle wskazań Pisma Świętego. Ma to oczywiste przełożenie na potęgowanie zjawiska ateizacji i laicyzacji.

Zaczęliśmy analizę omawianego tematu od duchowości, gdyż jak sądzę jest to najbardziej istotny element naszej rzeczywistości. To właśnie fakt, że prawa boskie i naszą wiarę stawiamy ponad materią, doczesnością i trywialnością dnia codziennego, sprawia w największym stopniu, że postawa rodzimowiercza to postawa buntownicza. Wychodzę z założenia, że osoby określające się jako rodzimowiercy są nimi dosłownie, a więc faktycznie wierzą w słowiańskich Bogów, przestrzegają ich praw i naturalnego porządku świata przez nich ustanowionego. Stoi to w oczywistej kontrze do szeroko pojętej relatywizacji, uznawania wszystkiego za „konstrukt” i niszczenia wszelkich wartości bezwzględnych. Bogowie i ich nakazy są dla nas absolutem, co jasno określa nasz światopogląd. Gdy wszędobylski upadek intelektualny każe nam uznawać, że płeć, narodowość i każdy inny element tożsamości to tylko kwestia „poczuwania się”, my stajemy w zdecydowanej opozycji. Dla nas porządek dany przez Bogów jest całkowicie niepodważalny. Dotyczy to i kwestii związanych ze wspólnotami, w ramach których żyjemy, i przeznaczenia oraz celu życia, spraw związanych z rodziną, wychowaniem dzieci, stosunkiem do rozmaitych aspektów rzeczywistości. Nie musimy odczuwać duchowej pustki i szukać ciągle nowych podniet, aby choć na chwilę znaleźć ukojenie dla rozpaczy. My mamy naszą wiarę, religię, która jasno wskazuje nam jak żyć,  co jest ważne a co nie, co jest słuszne a co jest hańbą i czynem niemoralnym.  Kiedy stajemy podczas obrzędu do świętego ognia w kręgu zadrużnym, nie mamy wątpliwości dotyczących tego kim jesteśmy, skąd przyszliśmy i jakie są nasze obowiązki oraz prawa. Jesteśmy bowiem rodzimowiercami. W obecnych, jakże parszywieńkich czasach, to prawdziwa rewolta przeciwko nowoczesnemu światu. 


Moralność czyli twarda wiara



Bycie rodzimowiercą jasno określa co jest dobre, a co złe. Ten wydawałoby się trywialny problem w obecnej – ateistycznej i laicyzującej optyce urasta do kwestii wręcz fundamentalnej. Jeśli wymażemy duchowość, oparcie się w fundamentalnych kwestiach na religii, to jak w sposób ostateczny stwierdzić jakie są moralne osnowy funkcjonowania człowieka? Można oczywiście doszukiwać się tego w tzw. „prawach człowieka” czy „ateistycznym humanitaryzmie”, jednak uznanie, że nie stoi za tym wyższa siła, określona wizja życia pozagrobowego oznacza, że każde takie stwierdzenie można w gruncie rzeczy podważyć. Widzimy to zresztą doskonale na przestrzeni ostatnich kilku dekad. Postępująca ofensywa nowej lewicy i liberałów, sprzymierzonych w sojuszu przeciwko tradycji naturze udowadnia raz po raz, że to co jest „złe” i „dobre” w danej chwili, jutro może być już czymś zupełnie innym. Ten posunięty do granic człowieczeństwa relatywizm to całkowite przeciwieństwo rodzimowierstwa. Pod względem moralności odwołujemy się do tych samych praw i nakazów co nasi przodkowie. Nie próbujemy w żaden sposób twierdzić, że określone kwestie moralne są wypadkową czynników społecznych, ekonomicznych czy politycznych. Nie! Moralność to rzecz absolutnie pod względem aksjologicznym niezależna od tego, jakie elementy rzeczywistości nas otaczają. Nasza moralność, etyka, pojęcie dobra i zła pochodzą od Bogów, a więc ex definitione są czymś nie tylko bezwzględnym ale i ponadczasowym, co należy rozumieć jako stałość wartości, bez względu na daną epokę historyczną.

Słowiańska moralność łączy się nierozerwalnie z pojęciami jak honor, uczciwość, wierność, słowność. W czasach „płynnej nowoczesności” terminy te brzmią zupełnie niedzisiejszo. Wszakże dziś trzeba robić karierę, zdobywać awanse, dbać o zyski i być na bieżąco ze wszystkimi aktualnymi nowotworami ze świata mediów, social-mediów i szeroko pojętego życia publicznego. Funkcjonując w naszym liberalnym piekiełku poczucie wierności wobec czegokolwiek brzmi fantastycznie – przecież liczą się przede wszystkim wartości materialne, gdzie zupełnym archaizmem jest jakiekolwiek twierdzenie zawierające słowa jak „nigdy, zawsze, na pewno”. Polityka, kompletnie skundlenie całego życia publicznego, wymogi pracy w kapitalistycznych korporacjach, narzucane nam określone modele funkcjonowania w społeczeństwie – wszystkie te elementy okazują się całkowitym przeciwieństwem rodzimowierczego świata wartości. Oczywiście, zakładam tu, że ludzie określający się i uważający się za rodzimowierców, faktycznie realizują boskie nakazy i przestrzegają danych nam od Bogów praw. Jeśli jednak dopuszczacie się celowej niesłowności, zdradzacie przyjaciół i bliskie sobie osoby dla pieniędzy, zachowujecie się niehonorowo, to po prostu nie realizujecie słowiańskiej drogi życia.  

Rodzimowierstwo stwierdza jasno co „się liczy” (swoją drogą jakież to paskudnie materialistyczne określenie), i jaka jest gradacja wartości i celów. Jeśli dopuszczacie się zdrady, to znaczy tyle, ż przeszliście na złą stronę w sporze rodzimowierstwa z nowoczesnym światem. Trzeba bowiem zrozumieć, że nasza wiara w żaden sposób z tymże światem nie współgra. Wszystko do czego się odwołujemy stanowi rewolucję w najbardziej podstawowych kwestiach i nie ma tutaj żadnego, jakże dziś popularnego, kompromisu czy trzeciej drogi. To też zresztą nas odróżnia od przeciętnego zjadacza chleba. Rodzimowierstwo nie pozwala rozmiękczać się przez liberalizm, nie schodzi z zajmowanych pozycji, nie dopuszcza do infiltracji swojej doktryny religijnej przez wspakulturę spod znaku lgbt czy multikulturalizmu. Nie ma tu trzeciej drogi i być jej nie może – dopuszczając jakąkolwiek herezję wobec podstawowych dla nas wartości i praw, jednocześnie przyznalibyśmy, że są one bez znaczenia. Tymczasem rodzima wiara to twarda postawa wobec ideologicznej ofensywy, jaka przypuszczana jest obecnie na wszystko co zdrowe i naturalne.


Rodzina czyli podstawa



Jednym z najważniejszych aspektów bycia rodzimowiercą jest rodzina. W absolutnie wszystkich pracach dotyczących naszej religii (autorstwa choćby Rafała Merskiego, Ziemisława Grzegorzewica czy Jarowoja Mazowszanina) pojawia się stwierdzenie, że zadaniem każdego z nas jest założenie rodziny, posiadanie dzieci i przekazanie im zasad naszej wiary, kultury i słowiańskiej tradycji. Wydawałoby się, że jest to trywialne i wykracza poza zasady naszej wiary – wszakże wszystkie religie wskazują na to, a właściwie to cel taki (tj. założenie rodziny) właściwy jest także osobom niewierzącym. Jak wykazuje jednak nasza rzeczywistość, dość szybko się to zmienia. Spada ilość małżeństw, wzrasta liczba rozwodów oraz osób żyjących samotnie, a przede wszystkim żałośnie niski jest wskaźnik przyrostu naturalnego. Coraz mniej osób chce realizować archetyp Mokoszy i Peruna, coraz więcej zaś chce skupić się na karierze, swoich pasjach, zainteresowaniach. Słyszmy cały czas, że zamiast poświęcać się rodzinie, lepiej „samo-realizować się” i „szukać samego siebie”. Feministki, liberałowie i fałszywe elity podnoszą larum, że rodzenie dzieci to niewola narzucona kobietom przez  mężczyzn. Ostatnio obiegła nas informacja, że paru szwedzkich „naukowców” uznało posiadanie dzieci za nie-ekologiczne, gdyż emitują one dwutlenek węgla (sic!). Gdyby Stachniuk dożył tych czasów, stworzyłby oddzielną kategorię wspakultury dla takich postaw i poglądów.

Tymczasem rodzimowierczy światopogląd jest tu naprawdę prosty i jasny. Dzieci i ich wychowanie to udział w dziejowym procesie trwania i rozwoju swojego rodu i kultury. Dzieci to zarówno cel, jak i przekaźnik tradycji, informacji genetycznych (te, jak wykazują badania chociażby prowadzone na UW także są nośnikiem kultury), wartości związanych z narodem, etnicznością, wspólnotą lokalną. Wspomniane archetypy naszych Bogów to dla nas jasny i zrozumiały drogowskaz tego, jaką ścieżką życiową podążać. Życie bowiem to nie tylko hedonistyczne przyjemności, ale także a nawet przede wszystkim określone obowiązki i nakazy.

Zachowanie ciągłości rodowej, a suma summarum także gatunkowej to cos dla nas oczywistego. Podsobnie zresztą jak wychowanie dzieci w kontrze do liberalnego, kolorowego i tęczowego świata, który wdziera się już do szkół i serc naszych dzieci. Zadaniem kobiety jest urodzić dzieci, a zadaniem mężczyzny je spłodzić, aby następnie wspólnie je mogli wychować. Oczywiście zadaniem mężczyzny jest także zapewnienie opieki i ochrony swojej rodzinie. Role te nie wynikają wyłącznie, jak tego chcieliby liberałowie, z kulturowych uwarunkowań, ale także z natury – czyli uwarunkowań genetycznych i biologicznych. Podejście rodzimowiercze jest tu faktycznie rewolucyjne wobec wymienionych trendów, a rewolucyjność ta jest tym większa, im bardziej wszelkim szarlatanom udaje się zdekonstruować i zrelatywizować wszystko co normalne.


Wspólnota, naród, praca

 


Człowiek jest „zwierzęciem stadnym” i fakt ten jest dość oczywisty. Znaczy to między innymi, że poza środowiskiem naturalnym, żyjemy także w środowisku społecznym. Społeczności do jakich należymy są zróżnicowane. Poza wspomnianą rodzina jest to także lokalna wspólnota, Naród, etniczność, rasa. Każda stanowi inny poziom tożsamości i objawia się na inny sposób, inaczej też warunkując naszą świadomość. Podstawową dla nas konstatacją jest to, że wspólnoty te są rzeczywiste i opierają  się o dość jasne kryteria. Nie są więc żadnymi „konstruktami”, ale danymi nam przez Bogów elementami, w ramach których żyjemy i się rozwijamy. Oczywiście, obecnie poza niszczeniem tychże pojęć, a więc de facto samych wspólnot, z drugiej strony widzimy rosnącą atomizację społeczeństwa. W efekcie funkcjonowania neoliberalnego ustroju ekonomicznego zanikają naturalne więzi międzyludzkie i świadomość posiadania oparcia w swoich wspólnotach. Zamiast tego otrzymujemy propagandę (niestety nieźle działającą) tzw. „self-made-manów”, którzy skupić się mają według speców od inżynierii dusz przede wszystkim na sobie samych. Wszelkie relacje z innymi są wynikiem szybko zmieniającej się sytuacji, a związane mają być przede wszystkim z określonymi interesami i celami, ale wyłącznie w egoistycznym, personalnym rozumieniu.

Każdy rodzimowierca podczas obrzędu słyszy słowa, które brzmią następująco: „[…] niech powstanie krąg, silna  zadruga. Niech wszystko co złe opuści naszą wspólnotę oraz niech żadna siła nie rozerwie jej od środka”. To symboliczne, choć też niezwykle proste i jasne, wyrażenie naszego stosunku do wspólnotowości – zarówno w skali mikro (gromada, najbliższa grupa ludzi) jak i w skali makro (Naród, etniczność). Każdy z nas z powodu należenia do określonych wspólnot posiada zarówno prawa, jak i obowiązki. Związane jest to organicznie z tym jak funkcjonuje człowiek, jak powstawały kolejne ludzkie cywilizacje, jak zostaliśmy uwarunkowani przez Bogów.

Wspominaliśmy w naszych pierwszych nagraniach, że rodzimowierstwo w sposób niezwykle mocny warunkuje nacjonalizm – czyli uznanie swego Narodu za najwyższą wartość doczesną, a samego Narodu za najlepszą i najbardziej optymalną i oczywistą wspólnotę dla człowieka. Temat ten zresztą z pewnością zostanie na łamach naszego portalu dokładnie opracowany. Póki co ważne dla nas jest stwierdzenie, że każdy z nas poza indywidualnymi obowiązkami i pragnieniami posiada ich odpowiedniki w kontekście życia właśnie we wspólnocie narodowej, czy choćby lokalnej. Z tego wypływają konkretne wnioski, jak choćby obowiązek obrony swej ojczyzny, pracy dla jej dobra, nie szkodzenia swemu Narodowi w żaden sposób. Wobec rodaków i rodaczek winni jesteśmy solidarność i szacunek, nawet przy świadomości, że w obecnym jego stanie mentalnym i moralnym często gęsto nie doświadczymy wzajemności. Mimo to kultura i człowieczeństwo opierają się na równaniu do góry, a nie do dołu, w kierunku upadku obyczajowości i ludzkich więzi.

Także w kontekście zjawisk ekonomicznych jak kapitalizm stanowisko wspólnotowe ma swoje skutki. Jako, że jeden z poprzednich tekstów w całości poświęciłem temu zagadnieniu, tu ograniczę się tylko do oczywistego wniosku, ze ponad materialne cele jak zysk i bogacenie się, rodzimowierca stawia dobro wspólnoty, rodziny, Narodu. Nie wyzyskuje on swoich rodaków, nie stara się dorobić w nieuczciwy sposób, nie wspiera antynarodowych prądów. Postawa taka stoi znowuż w rażącej sprzeczności z liberalną rzeczywistością definiowaną przez przysłowiowy już wyścig szczurów. Im bardziej otaczający nas system dąży do wyrugowania z naszych dusz poczucia i świadomości wspólnot, które współtworzymy, tym bardziej jako rodzimowiercy stajemy się rebeliantami, których wrogiem jest nowoczesny świat. W świecie tym patriotyzm stał się produktem, i to cokolwiek jarmarcznym. Sprowadza się do pamięci o kilku najważniejszych datach w ciągu roku z naszej historii (1 sierpnia, 15 sierpnia, 1 września etc.), noszenia modnych koszulek i powtarzania komunałów o naszej historii i polskim charakterze. Czekoladowy orzeł poprzedniego prezydenta był tego doskonałym symbolem – groteskowy, żałosny, komercyjny, nie mający nic wspólnego z naszą tradycją i faktycznym charakterem narodowym. Ot, taki symbol wspominanego tu nowoczesnego świata. Rodzimowierca nigdy nie będzie poczuwał się do identyfikacji z takim ściekiem. Dla nas poczucie wspólnotowości i więzi narodowych, etnicznych, lokalnych czy rodzinnych to nie tylko świętość, ale także jedne z najważniejszych determinantów naszej słowiańskiej świadomości.


Natura



Rodzima wiara określana bywa jako religia naturalna. Termin ten ma wiele znaczeń, dla mnie w tym momencie istotne będzie powiązanie rodzimowierstwa ze środowiskiem naturalnym. Człowiek jako boska istota jest jednym z tysięcy elementów wchodzących w skład natury. To dla nas oczywiste. Podobnie jak fakt, że natura – w całości przecież otrzymana od Bogów, jest dla nas wartością samą w sobie. Należy o nią dbać, chronić ją przed tymi, którzy w sposób świadomy lub nie chcą jej szkodzić. A przede wszystkim naszym obowiązkiem jest przedkładać naturę ponad wartości materialne, przede wszystkim te związane z ekonomia czy gospodarką. Człowiek bez kolejnych zer na kontach wielkich korporacji sobie poradzi, bez natury nie.

Żyjemy obecnie w świecie, który doświadcza rozwijającego się kryzysu klimatycznego i niespotykanego dotąd poziomu zanieczyszczenia całej planety. Wpływ na to ma przede wszystkim niekontrolowany rozwój przemysłu i powiązanej z nim energetyki opartej o paliwa kopalne. Najwyższy od 20 milionów lat poziom stężenia dwutlenku węgla i fakt, że w 99% pochodzi on od człowieka sprawia, że coraz częściej słyszymy o konkretnych propozycjach globalnego rozwiązania problemu klimatycznego. Problem ten zresztą dopiero wchodzi w fazę rozwojową i najgorsze jest cały czas przed nami. Skąd zaś ten niekontrolowany wzrost produkcji, której poziom jest całkowicie oderwany od faktycznych potrzeb ludzi? Przede wszystkim winnym jest tu kapitalizm i posunięty do skrajności liberalizm, który oderwał człowieka od jego naturalnych środowisk i społeczności, i wrzucił w kosmopolityczne miasto, gdzie głównymi wartościami jest zysk, pieniądz i pomnażanie kapitału. Atomizacja i utrata świadomości organicznych więzi czy ze swymi pobratymcami czy z naturą skutkuje brakiem elementarnego szacunku do natury. Ogromny poziom urbanizacji i swoiste społeczne wykluczenie ludności wiejskiej wraz z jej światem wartości skutkuje między innymi alarmującymi raportami, że najmłodsze dzieci nie tylko nie mają obecnie jakiekolwiek kontaktu ze środowiskiem naturalnym, ale wręcz się go boją.

Tu chyba oczywiste jest, jak bardzo rodzimowierstwo jest niezgodne w tym aspekcie z nowoczesnym światem. Nasza wiara w sposób czytelny, choćby poprzez Mokoszę, warunkuje szacunek i hołd dla natury i wszystkich jej części. Mamy doskonale świadomość, że jest to część boskiego porządku i jako gatunek ludzki stanowimy jego integralną część. 

Rodzimowierstwo przeciw nowoczesnemu światu



Płaszczyzn takich, na których widać doskonale jak bardzo rodzimowierstwo nie zgadza się z obecnymi panującymi ideologiami można by na łamach tego tekstu wymienić dużo więcej. Być może kiedyś Neonowe Słowianowierstwo się pokusi i powstanie druga część tego tekstu. Na obecną chwilę uznałem, że na przykładzie kilku najważniejszych i najbardziej elementarnych objawów funkcjonowania człowieka przyjrzymy się kwestii zgodności rodzimej wiary z liberalizmem, kapitalizmem, czy ideami nowej lewicy. Wnioski do jakich doszliśmy są jednoznaczne. Być rodzimowiercą to znaczy być rebeliantem. Niezgoda na trucizny, które sączy nam się do serc to nie górnolotne hasło ale po prostu obowiązek każdego, kto prawdziwie wierzy i chce być posłuszny nakazom naszej religii. To także swoisty drogowskaz, który wskazuje nam właściwe ścieżki życia, a jednocześnie przestrzega przed manowcami. Jak już wspominałem nie ma tu trzeciej drogi. Nie można być „trochę”, „czasem” czy „po części”. Albo jesteśmy rodzimowiercami, a to oznacza, że odrzucamy nowotwór nowoczesności (lub jak niektórzy mówią – „ponowoczesności”), albo też kapitulujemy przed ładnie opakowaną pustką i nihilistyczną otchłanią, jakie niesie ze sobą obecny ład. Oczywiście, skoro określamy się jako rodzimowiercy, to wybór jest jasny i oczywisty. I w żaden sposób nie jest to nasza słabość! Wręcz przeciwnie, dzięki wskazaniom i prawom rodzimej wiary jesteśmy ludźmi, którzy w sposób zdrowy i właściwy widza rzeczywistość. Niczym szary wilk pośród stada baranów możemy czuć prawdziwą wolność i dumę z drogi jaką obraliśmy i którą dumnie oraz wiernie podążamy. Pokusy nowoczesnego świata bywają niejednokrotnie trudne do odrzucenia a przedstawiane argumenty przeciwko naszym wartościom mogą wydawać się trafne i słuszne. Jednak to ułuda! Za tym w co wierzymy i czemu jesteśmy wierni stoi dużo więcej niż argumenty i wrzaski zblazowanych elit, które intratnie uwłaszczyły się na reformach Balcerowicza. Za naszym światopoglądem stoją Bogowie, ich prawa, nakazy i ich porządek świata. Dlatego też, choć podążamy ścieżką jaki idą obecnie nieliczni, czujemy siłę i dumę – albowiem wypełniamy i przestrzegamy boskiego prawa. To naprawdę dużo więcej niż najlepsze kariery, awanse, lajki w social-mediach i słowa uznania od pustych i wyjałowionych z twórczej myśli ludzi. 

Rodzimowierstwo to bunt. Rebelia przeciwko złu tego świata, przeciwko jego wynaturzeniom i degeneracjom. To ścieżka ludzi świadomych i wolnych. To rewolta przeciwko nowoczesnemu światu.


Jaromir

niedziela, 11 sierpnia 2019

Teologia Ognia


"Wszyscy Słowianie są czcicielami ognia." (Ibn Rosteh, relacja arabska z pocz. IX w.n.e.)

Jednym z najważniejszych bóstw słowiańskich, poświadczonych zarówno na wschodzie, jak i zachodzie słowiańszczyzny, jest Swarożyc, wcielenie żywiołu ognia. Czczony przez Lutyków w Radogoszczy i na Rusi, pośredniczył między Bogami i ludźmi, łącząc wszystkie trzy światy w jeden, nierozerwalny byt. Po chrystianizacji przybrał oblicze Jezusa Chrystusa, mentora i zbawiciela, który podróżował po ziemi i czynił cuda.

C. Pietkiewicz w książce Polesie rzeczyckie przytoczył historię starca imieniem Akuła, który na kilka godzin przed śmiercią począł krzesać ogień. Widząc to, jeden z obecnych zapalił łuczywo od zwykłego ognia, na co konający miał rzec: “Nie potrzeba mi waszego ognia na tamten świat; ja chcę zobaczyć ostatni raz boży ogień ze świętego krzemienia.” Obrazuje to stosunek naszych przodków do tego świętego żywiołu. Prof. Kazimierz Moszyński w Kulturze duchowej Słowian napisał dobitnie: „Ogień – powiada Białorusin i Ukrainiec – trzeba szanować tak jak Boga” i jakby na dowód tego uczy swe dzieci bogiem go nazwać.

Ogień, jak wszystkie pojęcia magiczne, nie jest tu rozumiany tylko dosłownie. Stanowi symbol czegoś wykraczającego poza jego materialną manifestację. Magiczne myślenie w kulturze tradycyjnej cechowało się wyrażaniem transcendencji poprzez analogię do zjawisk z życia codziennego, ale bez sprowadzanie ich duchowego wymiaru do materii. Mówiąc nieco prościej - ogień ziemski jest najbardziej znaną ludzkości manifestacją ognia, jego epifanią. Nie jest to jednak ogień czysty, idealny, ani jedyny możliwy do pomyślenia. 

Z magicznej perspektywy można powiedzieć, że cały świat (Jawia) jest materią uporządkowaną przez ogień. Cechuje go dynamizm, zmienność, ulotność. Wszystko co żyje walczy o przetrwanie (przypomnijmy kult Swarożyca w Radogoszczy, który zyskał tam cechy bóstwa wojennego). Istoty żywe, idee, imperia i cywilizacje, pory roku i epoki - rodzą się i umierają, replikując się w kolejnych generacjach. Jeśli Prawia jest stałością i światłem, a Nawia chaosem i ciemnością, to możemy uznać, że Jawię trawi wieczny ogień. 

Według rekonstrukcji mitu o Swarożycu (Mit o Swarożycu) w praczasie narodziny syna Swaroga były konieczne, aby ukonstytuować trójdzielność świata. Dzięki swoim mocom mediumicznym, Swarożyc jako jedyne bóstwo jest w stanie podróżować między światami. Co prawda według mitologii słowiańskiej istnieją okresy, gdy dane bóstwo okresowo zostaje powiązane ze sferą inną niż zazwyczaj (Jarowit porwany przez Welesa do Nawi, Rod odwiedzający noworodka na ziemi podczas święta rodzanic, Strzybóg unoszący dusze do Wyraju), ale tylko Swarożyc może przemieszczać się we wszystkich konkretyzacjach (niebo — ziemia, ziemia — podziemia, niebo — podziemia) w dowolnym momencie. To również za jego sprawą Weles, pierwszy władca ziemi, został strącony do Nawi, którą włada po dziś dzień. 

Jeżeli świat obecny ma jakikolwiek cel, jest nim porządkowanie przez ogień materii w coraz wyższe, bardziej skomplikowane formy. Słabe i nieudane przemija, albo zostaje zahartowane. Światem zdaje się rządzić ciągła akcja i zmiana. W Rygwedzie poeta opisując początek wszechświata stwierdza, że embrion kosmosu (w symbolice i wierzeniach Słowian będzie to kosmiczne jajo) zrodziło się siłą wewnętrznego żaru. Przekazy mówią również o tym, że gdy Żmij się uwolni z okowów nałożonych na niego przez Peruna, nastąpi koniec świata, a ziemię zaleje woda i spali ogień. W żywiole ognia zawiera się więc nasz początek i koniec, kreacja i destrukcja. 

Przesłaniem Swarożyca jest imperatyw wiecznego rozwoju, swoisty nietzscheanizm rozumiany jako ciągłe pokonywanie samego siebie i dążenie do czegoś wykraczającego ponad to, co istnieje i istniało dawniej. Namawiam do refleksji nad tym każdego rodzimowiercę, któremu dane będzie następnym razem stanąć w kręgu i obcować ze świętym ogniem. 

Jarowoj

wtorek, 6 sierpnia 2019

Odstępstwa od praw naturalnych w tworach pseudo-rodzimowierczych.


Odstępstwa i herezje od rodzimowierstwa słowiańskiego


Słowem wstępu


Ostatnimi czasy na naszym podwórku dostrzec możemy małą, lecz dość hałaśliwą grupkę osób próbujących odciąć wiarę przodków od jej duchowych i filozoficznych fundamentów. Na każdym kroku potrafią zaskakiwać - w negatywnym tego słowa znaczeniu. Luźne nawiązania do słowiańskiej kultury, w połączeniu z modą na tolerancję wraz z własnymi wymysłami, owocują przeróżnymi, naprawdę abstrakcyjnymi ewenementami. Ewenementy, które to promują swoje dewiacje, za nic mają życiowe przesłanie pozostawione nam przez naszych dziadów. Ich wizja rodzimowierstwa, jako niezobowiązującej przebieranki raz na miesiąc przy ognisku, świadczy tylko o jednej, dość smutnej rzeczy. O braku powagi.

O prawach naturalnych i odstępstwach


Bogowie tworząc nasz świat wkomponowali w niego pewne prawa. Od skali mikro, do skali makro, od zasad rządzących kosmosem i ciałami niebieskimi, do tych odpowiedzialnych za świat biologiczny. Aby poznawać i odkrywać owe dzieło stworzenia zostaliśmy obdarzeni procesami poznawczymi. Dzięki temu możemy postawić tezę, oraz stwierdzić czy jest ona prawdziwa. Idąc dalej, w prosty sposób możemy wywnioskować, że wszystkie filozofie, wszystkie nauki oraz religie, które stoją w opozycji do praw nadanych przez Bogów, są po prostu fałszywe.

W obecnych czasach taki właśnie fałsz świętuje swój triumf. Prawda zasłaniana jest polityczną poprawnością, oraz nazywana “mową nienawiści”. Człowiek stracił więź z otaczającym go światem w wyniku duchowej dekadencji i moralnego upadku, które wynikają z ateizmu. Marksizm zbiera swoje żniwo odrzucając wartości duchowe na rzecz tych materialnych. Człowiek zapomniał obecnie jaka jest jego rola, oddając się hedonistycznej żądzy. 

Pozostaje mi zadać tylko parę pytań. Czego osoby reprezentujące sobą wyżej wymienione cechy w rodzimowierstwie szukają? Czemu nazywają się tymi, którzy stoją w opozycji do współczesnego świata, skoro sami reprezentują jego wartości? Czy swoje spędy traktują jako strefę komfortu psychicznego?  Może jednak warto wyciągnąć z nauk rodzimej wiary coś pozytywnego do swojego życia?

Prawa naturalne, które dostrzegli nasi przodkowie, ostały się w przekazach w postaci mitów i podań. Z mitu o powstaniu człowieka, dowiadujemy się o naszych silnych i słabych stronach, o tym, że jesteśmy stworzeni do rzeczy wielkich oraz o kruchości naszego żywota. Z mitu o prawie lipy i dębu dowiadujemy się jak według prawa nadanego przez Swaroga powinno funkcjonować społeczeństwo i zdrowa rodzina, o tym że występki jak poligamia, czy homoseksualizm zostały przez Niego potępione, oraz jak ważne są więzi rodzinne. Mity pełne są prawd, które po setkach lat potwierdzają się.


Rola rodzimowierstwa we współczesności


Religia zawsze miała to do siebie, że wyznaczała rytm życia dla swoich wyznawców. Była i jest czymś nadrzędnym. To dla niej tworzona była sztuka i ona wyznaczała kodeksy moralne. Ona motywowała ludzi do poznawania otaczającego ich świata jak i ona dała ludziom boskie archetypy, które mieli realizować za swojego żywota. Nie inaczej jest z rodzimowierstwem. 

Zdarzają się osobnicy, którzy rodzimowierstwo widzą jako swoistą zabawę pod tytułem “ja nazywam swojego boga / swoich bogów jak chcę i żyję według swoich zasad”. Biorąc losowy system wierzeń i doczepiając doń symbolikę czy nawiązania z obrzędowości Słowian, tworzą swoją małą autystyczną strefę komfortu, wylęgarnie takich wynalazków jak homoseksualni żercy (sic!), szamani czy przeróżni “-iści”, byle nie politeiści. Wszelkie próby dyskusji w tym temacie traktują jako atak na swoją osobę i powtarzają jak mantrę, iż jest to próba “upolitycznienia” rodzimowierstwa, myląc pojęcia “polityka” z pojęciem “światopogląd”. Czemu więc taka osoba nie nazwie się “własnowiercą”? 

Wracając do tematu, rodzimowierstwo nie jest tylko i wyłącznie indywidualną ścieżką duchową, ale i drogowskazem dla kolektywu. Koniec końców nie jesteśmy bytami oderwanymi od rzeczywistości. Jako jednostki powinniśmy w życiu codziennym realizować boskie archetypy, dokładać wszelkich sił do samodoskonalenia się pod każdym możliwym względem. Winniśmy być twórczy niczym Swaróg, waleczni niczym Perun, oraz korzystać z mądrości Welesa. Wiara winna jest odnawiać więź ze światem i Bogami i budzić naszą ciekawość. Jako pokolenie neofitów, które zapoczątkowało prawdziwy renesans słowiańskiej wiary, jako ci którzy dostrzegli prawdy płynące z niej, winni jesteśmy przodkom by przekazać ją naszym dzieciom oraz zapewnić im byt. Powinniśmy dumnie nieść światło prawdy, które rozświetla mrok współczesnej degeneracji.

Natura ze swojej definicji jest brutalna, słabszy osobnik zawsze przegra z tym silniejszym, słabsza cywilizacja zawsze ulegnie pod naporem tej lepiej rozwiniętej. Zdegenerowane społeczeństwo zawsze będzie łatwe do manipulowania. Mechanizm ewolucji działa cały czas, ten kto nie dostosowuje się do obecnych warunków, ten przegrywa. Dlatego też dla nas, jako społeczności ważnym jest byśmy reprezentowali rodzimowiercze wartości. Byśmy zawsze w sercu mieli Mokosz - matkę ziemię, oraz Roda - odpowiedzialnego za więzy krwi. Byśmy stworzyli silną zadrugę. By wszystko co złe opuściło naszą wspólnotę ani by żadna siła nie rozerwała jej od środka. 


- Bożydar

sobota, 3 sierpnia 2019

Rodzimowierstwo słowiańskie a aborcja


Rodzimowierstwo słowiańskie a aborcja

Formując światopoglądową wykładnię rodzimowierstwa słowiańskiego nie możemy uciekać od tematów trudnych i obarczonych ogromną, cały czas trwającą dyskusją społeczną. Wręcz przeciwnie – im dane zagadnienie jest ważniejsze i bardziej elementarne, tym bardziej powinniśmy zająć się nim. Fakt, że dany temat jest powszechnie omawiany i stanowi niezwykle zauważalną część publicznej debaty i ogólnego światopoglądowego dyskursu niejako nakłada na nas nawet obowiązek ustosunkowania się do niego.
Niewątpliwie tematem takim jest aborcja. Mam świadomość jak rozległe jest to zagadnienie i jak wiele środowisk politycznych, religijnych, społecznych i innych bierze udział w dyskusji nad nim. Nie będę tu tego rekapitulował, wychodząc z założenia, że podstawowe fakty są każdemu znane. Dla nas jako rodzimowierców istotnym stwierdzeniem jest to, że brakuje do tej pory nie tylko naszego (tj. rodzimowierczego) głosu w tym temacie, ale jeszcze bardziej brakuje swoistej wykładni tegoż  zagadnienia wedle zasad wiary słowiańskiej. Oczywiście, sytuacja identyczna panuje w gruncie rzeczy w bardzo dużej licznie tematów ważnych społecznie, narodowo i politycznie. Dlatego też Neonowe Słowianowierstwo postanowiło właśnie kwestię aborcji przeanalizować z punktu widzenia religii słowiańskiej. Opierając się na boskich prawach, nakazach oraz porządku świata postaramy się ustalić elementarną osnowę rodzimowierczego punktu widzenia na ten temat. 

Dziecko i dusza czyli kiedy zaczyna się życie?


Nasze rozważania rozpocząć powinniśmy od fundamentalnego pytania: kiedy zaczyna się życie i czym jest płód, czyli dziecko przed swymi narodzinami. Oczywiście, wyjść możemy od prostej konstatacji, że skoro człowiek jest częścią środowiska naturalnego, to traktując go jako żywą istotę, uznajemy że fakt posiadania wyróżników takich jak bijące serce chociażby oznacza już, że zaliczamy nienarodzone dziecko w poczet żywych istot. Pojawia się tu jednak podstawowy problem, mianowicie płód dopiero w pewnym określonym momencie wykształca serce, układ krążenia, centralny układ nerwowy etc. Co z momentem przed tym? Czy dziecko w łonie matki staje się „pełnoprawnym” człowiekiem w momencie poczęcia, wykształcenia wymienionych organów, a może dopiero po narodzinach? Za chwilę postaramy się odpowiedzieć sobie na to pytanie. Warto jednak zatrzymać się chwilę przy kwestii rozwoju i zauważyć jedną ciekawą rzecz – otóż pierwszym organem, jaki wykształca się w ciele dziecka jest serce, a więc organ najważniejszy, kojarzony powszechnie z życiem i żywotnością. Serce to formuje się już około 3 tygodnia ciąży. Tylko znowuż nie daje nam to odpowiedzi na pytanie – czy płód taki jest już istotą, która jest człowiekiem?
Analizowanie tego w taki naturalistyczny, wyłącznie biologiczny sposób może prowadzić nas na manowce i być zwyczajnie jałowe. Poza ciałem bowiem, człowieka posiada przede wszystkim duszę. To ona definiuje nas w największym stopniu i stanowi „matrycę” naszego człowieczeństwa, naszej tożsamości i świadomości. Jak więc rodzimowierstwo podchodzi do tematu duszy? Tą oczywiście postrzegamy jako wieloaspektową. Przodkowie nasi znali przynajmniej dwa jej podstawowe aspekty: dusza-dech oraz dusza-cień (nazwy za „Mitologią Słowiańską” Jarowoja Mazowszanina. Nazwy aspektów duszy są oczywiście różne, sprowadza się to jednak do stwierdzenia dwóch głównych aspektów duszy – świadomości oraz oddechu). O ile dusza-cień po śmierci człowieka odchodzi do Nawii, aby połączyć się ze swymi przodkami, to dusza-dech wraca do Prawii, królestwa Swaroga, skąd po pewnym czasie reinkarnuje się w Jawii. W którym momencie? Otóż dusza-dech wnika w ciało poczętego dziecka. Jest to dla nas fundamentalne stwierdzenie, które zresztą potwierdza liczna literatura, nie tylko religijna, ale także kulturowo-antropologiczna z nieocenionym Kazimierzem Moszyńskim na czele.
Skoro więc ten najważniejszy element decydujący o naszym człowieczeństwie wnika w nas w momencie powstania nowego życia, ergo w momencie poczęcia dziecka, to aborcja analizowana z tego punktu widzenia jest po prostu morderstwem. Fakt, że mordowane dziecko nie może krzyknąć i zaprotestować absolutnie nic nie zmienia w tej sytuacji. Skoro boską wolą i prawem w dane dziecko wnika dusza, która wcześniej już krążyła w obrębie rodu, życie takiego dziecka jest święte.
W sposób szczegółowy opisuje to Ziemowit Grzegorzewic w swojej świetnej książce „Wiara, ziemia, rodzina”. Dusza, jak dobrze wiemy, otrzymywana jest od Roda. Konkretne jej aspekty pojawiają się w określonych momentach – według autora dusza-jaźń w momencie samego poczęcia, natomiast dusza-dech w momencie narodzin, tym samym dopełniając proces powstawania życia. Oczywiście, nie możemy wykluczyć, że oba aspekty pojawiają się już w momencie poczęcia, i po prostu w trakcie ciąży dojrzewają w dziecku. Nawet jednak jeśli rację ma Ziemowit, to i tak oznacza, że określona część duszy pojawia się już w momencie samego poczęcia.
Podobną analizę przedstawia Rafał Merski w swojej pracy „Słowiańskie dziedzictwo”, gdzie stwierdza, że dusza-dech wnika w ciało dziecka przy narodzinach. Co ciekawe dosłownie kilka zdań dalej stwierdza jednak, że dusza i ciało stanowią jedność, co sugerować może, że dusza-dech pojawia się jednak już w momencie poczęcia, skoro jest nierozerwalnie związana z ciałem.
Warto zwrócić tu uwagę na kwestię słowiańskiej demonologii. Wszyscy z pewnością z literatury i wierzeń słowiańskich znamy demona jak poroniec – a więc uwięzioną na ziemi duszę zmarłego dziecka, przed lub po porodzie. Skoro dziecko, które w sposób naturalny lub sztucznie wywołany zmarło przed narodzinami przeistoczyć może się w demona, podobnie jak bywa w wielu wypadkach związanych z dorosłymi ludźmi, to jednoznacznie prowadzi nas do konstatacji, że płód w łonie matki jest już żywym człowiekiem, któremu należy się naturalna ochrona i bezpieczeństwo. Ponadto pamiętajmy, że ów poroniec to demon wybitnie szkodliwy dla człowieka, czym daje dowód tego, że sposób jego „usunięcia” (czyli właśnie aborcja) jest czynem po prostu niezgodnym z zasadami rodzimej wiary. 

Rod, ród, naród


Wspomnieliśmy o Rodzie. Bóg ten odpowiada nie tylko za wędrówkę naszej duszy i powrót jednego z jej aspektów do Jawii. To także bóstwo odpowiedzialne za więzy krwi, rodziny, za wspólnotę rodową. Łączy się to zresztą integralnie z tematem związanym z duszą. Otóż jak wiemy zarówno z wierzeń, jak i z licznych badań antropologicznych i historycznych, zjawisko reinkarnacji (powrotu duszy) zachodzi tylko i wyłącznie w obrębie wspólnoty rodowej i wspólnoty krwi, a więc w obrębie określonego Narodu i etnosu. Tak samo jest oczywiście w wypadku Słowian, co wynika z boskiego porządku świata (znowuż odesłać mogę do wymienionej pozycji „Wiara, ziemia, rodzina”, gdzie autor porusza ten temat), w ramach którego ludzie funkcjonują w określonych zbiorowiskach. Naród, wspólnota rodowa i rodzina to naturalne dla każdego rodzimowiercy wartości, o czym już na łamach Neonów wspominaliśmy wiele razy. Fakt, że dusza-dech powraca do życia na ziemi (Jawii) w ramach danej wspólnoty jest tylko tego potwierdzeniem. Oznacza to więc, że w ujęciu cywilizacyjnym i dziejowym reinkarnacja duszy-dechu jest częścią procesu trwania i rozwoju Narodu. Wielu ideologów nacjonalistycznych wskazywało, że Naród to wspólnota żywych, nienarodzonych i martwych, co doskonale oddaje zasady naszej wiary. Pisał o tym Mosdorf, pisał Stachniuk, sam Dmowski, a z zagranicznych ideologów chociażby Codreanu czy Primo de Rivera. Jakkolwiek poza Stachniukiem wszyscy pozostali wychodzili z punktu widzenia chrześcijaństwa, to sam Naród jako część boskiego porządku świata, jest jak najbardziej realnym tworem, stąd ludzie ci opisali go w prawidłowy sposób. Skoro więc reinkarnacja i wniknięcie duszy-dechu w ciało dziecka jest częścią trwania i rozwoju wspólnoty rodowej, naszego Narodu, to aborcja z tego punktu widzenia jest niczym innym, jak zamachem na te wartości. Rodzimowierstwo słowiańskie zaś warunkuje światopogląd jako z gruntu kolektywistyczny, to jest umieszczający człowieka w określonych zbiorowościach, które są dla niego normalnym środowiskiem  społecznym.
Nasza narodowość, etniczność, oraz wynikająca z nich kultura i cywilizacja to także podstawy naszej tożsamości oraz świadomości. Jeśli za dopuszczalną uznamy aborcję, to tym samym unieważniamy sens tych wartości, a więc także nas samych. Dopuszczając bowiem opcję niszczenia własnego Narodu, tym samym niszczymy samych siebie, swoją rodzinę i zadrugę.
Naród, jako najbardziej optymalna zbiorowość w jakiej żyje człowiek, jest dana od Bogów i przez nich uświęcona. Aborcja z tego punktu widzenia, biorąc pod uwagę wspólnotowy sens powrotu duszy-dechu i reinkarnacji, jest więc absolutnym świętokradztwem. 

Mokosz, płodność, rodzicielstwo 


Znajduje to potwierdzenie w sferach tradycyjnie przypisywanych Mokoszy – a więc płodności, kobiecości, ciąży i połogu. Stosując klasyczną logikę należałoby ten podpunkt zakończyć na stwierdzeniu, że skoro Mokosz jest boginią ciąży i płodności, to aborcja jest absolutnie niedopuszczalna, gdyż archetyp reprezentowany przez Mokosz jednoznacznie określa, że celem naszym jest posiadanie dzieci, a dziecko poczęte ma się urodzić, czemu też Mokosz patronuje. Pozostańmy jednak chwilę dłużej przy tym punkcie.
Samo dziecko, biorąc pod uwagę aspekty i sfery przypisywane Mokoszy, należy traktować  jako dar od Bogów. Rodzicielstwo jest naszym przeznaczeniem, a narodziny dziecka jednym z najradośniejszych momentów w każdej rodzinie. Specjalne obrzędy odprawiane dla narodzonego dziecka – Rodzanice tylko to potwierdzają. Czy zwolennicy aborcji znają obrzędy na cześć usunięcia płodu (czyli de facto jego zabicia).
Skoro poczęte dziecko jest darem od Bogów, to w sposób oczywisty wyklucza aborcję. Wiara i nasi Bogowie nakładają bowiem na nas określone obowiązki, co w dobie liberalizmu coraz częściej jest zapominane. Obowiązkami tymi jest między innymi rodzicielstwo, przyjęcie na świat swojego potomka i wychowanie go na dumnego syna lub córkę swej ziemi i ludu. Temu też patronuje Mokosz. To zresztą przecież całkowicie naturalne, wszak wszystkie żywe istoty się rozmnażają, wydają na świat potomstwo, natomiast żaden gatunek nie zna zjawiska tzw. „spędzania płodu” – poza oczywiście człowiekiem.
Bogowie są także dla nas wzorem, realizując określone archetypy, które wskazują nam co jest właściwie, jak należy żyć i czym się kierować w życiu. Idąc tym tropem uznać trzeba jednoznacznie, że Mokosz reprezentuje archetyp związany z posiadaniem dzieci, rodzicielstwem, a także – porodem i szczęśliwym przebiegiem ciąży. Szczęśliwym znaczy tu tyle, co zakończonym urodzeniem dziecka. Skoro Bogowie sami to nakazują, dokonywanie aborcji byłoby sprzeciwianie się ich prawom.

Swaróg, cywilizacja i kultura


Swaróg dał ludziom prawa, rzemiosło oraz – co bardzo ważne kulturę. Jak słusznie zauważa Rafał Merski: „Swaróg przeprowadził swych poddanych ze stanu dzikości ku społeczeństwu cywilizowanemu”. Kultura i cywilizacja, jak wiemy doskonale z historii, w sposób oczywisty wiążą się z określonymi narodami, etnosami oraz szerzej – rasami. Nie ma w tym nic złego, po prostu określone zbiorowości rozwijają się w najlepszy dla siebie sposób, odpowiedni do ich potrzeb, możliwości i warunków. Tak samo jest ze Słowianami, którzy wchodzą w krąg cywilizacji europejskiej. Warto tutaj zwrócić uwagę na trzy konstatacje, które są ze sobą integralnie i logiczne związane:
  •   Zjawisko powstania i rozwoju cywilizacji pochodzi wprost od Swaroga
  •  Cywilizacja i kultura związane są z funkcjonowaniem określonych Narodów i entosów
  •  Narody i etnosy opierają się na trwaniu i dziejowym rozwoju
Warto zauważyć, że rozwój wspólnoty narodowej jest bardzo podobny do rozwoju cywilizacji i opiera się na podobnych zasadach i podstawach. Skoro cywilizacja związana jest z tworzącymi ją Narodami, a te z kolei są tworem dziejowym wynikającym ze wspólnoty, której patronuje i sankcjonuje Rod, to stwarza dla nas kolejną płaszczyznę analizy zjawiska aborcji. W tej optyce, która związana jest z aspektami Swaroga, uznać trzeba aborcję także za czyn wrogi wobec całej naszej cywilizacji. Człowiek jako taki bowiem, co słusznie już zauważył Stachniuk, może rozwijać się, pomnażać wiedzę i władztwo nad żywiołami – wówczas jest to kulturą. Może też popaść w hedonizm, wszechmiłość i nihilizm, co warunkuje istnienie wspakultury. Aborcja w tym rozumieniu, jako czyn wrogi rodzinie, Narodowi, cywilizacji i przede wszystkim boskim prawom jest aktem w najwyższym stopniu wspakulturowym i niegodnym Słowianina.
Obowiązkiem naszym jest rozwijać się – dlatego otrzymaliśmy od Swaroga cywilizację, wraz z jej narzędziami, aby z pokolenia na pokolenie stawać się coraz lepszymi – jako ludzie, Polacy, Słowianie i Europejczycy. Jeśli dopuścimy możliwość zabijania dzieci, czyli aborcji, wówczas automatycznie zanegujemy zarówno wszystkie wspólnoty, do których dzięki Bogom należymy, ale także sprzeniewierzymy się boskim nakazom i wzorcom. 

Honor 


Honor jest dla nas jako rodzimowierców słowiańskich jedną z najbardziej elementarnych wartości. Wszystkie archetypy, jakie reprezentują Bogowie i nam przekazują, związane są z honorem, szczególnie archetyp wojownika, króla, mędrca, żywiciela czy nauczyciela (archetypy za Rafałem Merskim „Etyka Słowiańska”). W wypadku aborcji zasadnicze pytanie związane z honorem brzmi następująco: czy zabicie najbardziej niewinnej oraz najbardziej bezbronnej istoty, jaką jest dziecko w łonie matki, jest czynem honorowym? Czy wyznawca rodzimowierstwa słowiańskiego może w ten sposób splugawić swoje sumienie i duszę? Czy podniesienie ręki na dziecko jest czynem honorowym? Wszakże w każdej chyba kulturze i cywilizacji dzieci ex definitione są traktowane jako istoty, którym należy się szczególna opieka, piecza i w razie konieczności – wyrzeczenie i poświęcenie się na ich korzyść. Nie znamy natomiast kultur, w których zabijanie dzieci przynosi komukolwiek splendor i zaszczyt. Zawsze traktowane jest to jako czyn wysoce odrażający i wykluczający z grona cywilizowanych ludzi. Często w mediach możemy przeczytać czy usłyszeć wstrząsające doniesienia o morderstwie na dziecku, czemu zawsze towarzyszy fala społecznego oburzenia. I słusznie! Czy jednak fakt, że ciało zabijanego dziecka jest dużo mniejsze a jego krzyku nie słychać oznaczać ma, że czyn ten jest godny człowieka honorowego?

Słowem zakończenia 


Zdaje sobie sprawę, że dla części (choć pewnie tej mniejszej) czytelników powyższe stwierdzenia mogą być „kontrowersyjne”. Pragnę jednak zauważyć, że temat aborcji podjąłem wyłącznie z punktu widzenia rodzimowierstwa, czyli w ten sposób, który nas jako wyznawców tej wiary powinien interesować najbardziej. Zasady wiary rodzimej powinny stanowić dla nas najwyższe i najważniejsze źródło światopoglądu i wyznawanych poglądów w materii moralnej i etycznej. Wszakże pisaliśmy już (w tekście „Rodzimowierstwo słowiańskie jako religia”), że wyznawanie określonej religii oznacza, że warunkuje ona wszystkie inne dziedziny naszego życia. Oczywiście tylko w tym wypadku, w którym faktycznie wierzymy w słowiańskich Bogów, ich zasady, prawa i boski porządek. Jest to elementarny i nieodłączny element każdej religii.
Aborcja traktowana i analizowana więc przez pryzmat zasad i praw religii słowiańskiej jest tak naprawdę całkowitą dehumanizacją. Przyjęcie takiego prawa (tj. liberalizacji prawa aborcyjnego), co postulują środowiska lewicowe i liberalne od dawna, stanowić będzie całkowite zaprzeczenie dotychczasowego dorobku gatunku ludzkiego. Bo jeśli uznamy, że człowieka można „unieważnić” w ten sposób, zanim jeszcze się urodzi, to traci jakikolwiek sens nasz dorobek kulturowy, prawny, ideologiczny i jakikolwiek inny. Uznanie za prawnie dopuszczalne takie traktowanie innych ludzi jest swoistym wyrzuceniem na śmietnik całej historii ludzkiej cywilizacji, czyli (wedle różnych ustaleń i teorii) 12-14 tysięcy ostatnich lat. Jak w ogóle po czymś takim można realizować jakąkolwiek politykę narodową, społeczną, etc. jeśli przyznamy, że każdy człowiek ex definitone może być usunięty i zabity, ergo jego wartość jest żadna. Po co więc troszczyć się o Naród, który składa się z ludzi, których traktujemy od początku jako możliwych do całkowitego zniszczenia? Jak przekonać społeczeństwo, że ma sens polityk prorodzinna, jeśli jednocześnie mamy dajemy otwartą furtkę dla możliwości zabicia każdego człowieka – zanim jeszcze znajdzie się „praktycznie” na łonie tejże rodziny?
To nie są pytania retoryczne. To fundamentalne kwestie, jakie rozsądzić powinien w gruncie rzeczy każdy świadomy człowiek. Sprawa aborcji to zagadnienie nawet więcej niż religijne, to punkt, w którym jako ludzie, jako Polacy, Słowianie i Europejczycy odpowiedzieć musimy na pytanie o własne człowieczeństwo, wierność wyznawanej wierze i o to jakie są fundamenty naszego światopoglądu. Fundamenty, których za nic nie możemy pozwolić, by zniszczono. Dlatego też w kwestii aborcji wszyscy rodzimowiercy powinni jednym głosem powiedzieć: ani kroku wstecz!


Jaromir