sobota, 17 sierpnia 2019

Rodzimowierstwo to rewolucja


Rodzimowierstwo słowiańskie to rewolucja przeciwko nowoczensemu światu

Rodzimowierstwo słowiańskie to nie tylko religia, choć z pewnością aspekt religijny jest dla nas najważniejszy. To nie tylko obrzędy, gromada i zadruga, biesiada. To wreszcie nie tylko słowiańskie symbole, figurki, posążki, muzyka czy koszulki.

Rodzimowierstwo słowiańskie to także rewolucja. Nie w znaczeniu walki na ulicach, organizowania rebelii i tworzenia nowego ładu, choć ciężko zaprzeczyć, że naszej demoliberalnej klasie politycznej przydałaby się taka rewolucja. Rodzimowierstwo to rewolucja w taki sposób, jak rozumiał to Julius Evola – Rewolta przeciw nowoczesnemu światu. Okazuje się bowiem, że rodzima wiara z jej Bogami, wartościami, archetypami oraz nakazami stoi w zasadniczej sprzeczności z obecnym światem, a właściwie to z głównymi jego wartościami i prądami ideologicznymi. W rozumieniu podziału idei politycznych w modelu Alaina de Benoista rodzimowierstwo klasuje się jednoznacznie jako idea peryferii, w przeciwieństwie do idei centrum, które obecnie są zdecydowanie panującymi w szeroko rozumianym świecie zachodnim.

W niniejszym tekście postaram się wyjaśnić jakie elementy rodzimowierstwa są rewolucyjne w powyższym znaczeniu i jakie są ich skutki dla naszego życia. Ponadto zastanowimy się przy tej okazji w jaki sposób najlepiej realizować boskie archetypy. 


Rewolta przeciw czemu?



Skoro pada stwierdzenie o rewolucji przeciw określonym prądom ideowym, warto słowem krótkiego zrekapitulowania wymienić jakie główne kwestie ideologiczne są tymi, które powszechnie funkcjonują w naszym świecie.

Przede wszystkim wymienić trzeba 3 główne aspekty:

  • Liberalizm
  • Kapitalizm
  • Nową lewicę, zwaną często (choć nie do końca słusznie) marksizmem kulturowym

Te aspekty wpływają na szereg elementów i płaszczyzn naszego życia. W skrócie ich skutki to: upadek duchowości i religijności; ateizacja i laicyzacja życia publicznego; rozpad tradycyjnych ludzkich społeczności i gromad na rzecz społeczeństwa zatomizowanego i jednostkowego; prymat wartości materialnych nad duchowymi; rozpad rodziny w jej normalnym rozumieniu; pojawienie się i szybka ofensywa ideologiczna tzw. „lgbt”, czyli wrogiego boskiemu porządkowi zbioru wypaczeń i zboczeń seksualnych; globalizacja powodująca niszczenie lokalnych tradycji, wierzeń, zwyczajów na rzecz światowego społeczeństwa konsumentów; ogromne zanieczyszczenie środowiska naturalnego oraz potęgujący się kryzys klimatyczny; zastępowanie natury techniką oraz zwiększanie się peryferyzacji świata, dzielącego się na metropolie i odseparowane od ich wsie i małe miejscowości.

Wychodzę z prostego założenia, że niezależnie od stosunku do powyższych zjawisk każdy czytelnik i czytelniczka rozumieją co się pod nimi kryje, stąd pozwolę sobie nie definiować ich. W większości wypadków można by o tym śmiało pisać oddzielne artykuły.

Stąd też wiedząc już co rozumiem pod pojęciem nowoczesnego świata przejść możemy do analizy tych aspektów życia i funkcjonowania człowieka, w którym objawia się rewolucyjność rodzimowierstwa. Rewolucyjność rozumiem tu jako radykalną i dużą zmianę (za Słownikiem Języka Polskiego) w stosunku do zastanej i powszechnie obowiązującej rzeczywistości.  Z przyczyn oczywistych odniosę się tylko do najważniejszych elementów, pomijając inne – mam przeto świadomość, że płaszczyzn, na których rodzimowierstwo warunkuje naszą rebeliancką postawę jest dużo więcej niźli te wymienione poniżej. 


Duch ponad materią



Upadek każdej cywilizacji zaczyna się lub wiąże się z upadkiem religijności i duchowości. Wynika to z prostego faktu, że określone cywilizacje wyrastają na konkretnych systemach religijnych. Postępująca ateizacja i laicyzacja Zachodu jest faktem raczej bezspornym – łatwo to stwierdzić śledząc statystyki ilości wiernych, biorących udział w obrzędach religijnych etc. Polski także ten trend nie omija. Jakkolwiek dość późno dostaliśmy się pod śmiercionośny wpływ liberalizmu i kapitalizmu, to szybko szlusujemy do zachodniego poziomu, także w aspekcie religijności. Jako, że absolutnie dominującą religią jest w Polsce katolicyzm to właśnie w jego ramach obserwujemy postępującą laicyzację społeczeństwa. Coraz mniejsza ilość wiernych na mszach, coraz mniej ślubów i chrztów, coraz mniej chętnych do nauki w seminariach duchownych – z liczbami ciężko dyskutować. Powodów tego jest oczywiście dużo i ciężko je wymienić wszystkie, nas jednak tutaj interesuje sama konstatacja, a nie analiza przyczynowości. Upadek duchowości widać także w innych aspektach – popularności niezwykle niskich lotów popkultury, szeroko rozumianego materializmu i indywidualizmu, fanatycznym wręcz atakowaniu jakiegokolwiek łączenia religii z życiem publicznym. W polskim przypadku występuje także zjawisko tzw. „ludowego katolicyzmu”, gdzie niezwykle silne przywiązanie do religii chrześcijańskiej w kontekście zewnętrznej obrzędowości wiąże się z dość ambiwalentnym podejściem do jej nakazów i wskazań moralnych. Przeciętny Polak często bowiem przejawia tzw. „chłopski rozum” i po prostu deklarując się jako katolik, w rzeczywistości nie żyje wedle wskazań Pisma Świętego. Ma to oczywiste przełożenie na potęgowanie zjawiska ateizacji i laicyzacji.

Zaczęliśmy analizę omawianego tematu od duchowości, gdyż jak sądzę jest to najbardziej istotny element naszej rzeczywistości. To właśnie fakt, że prawa boskie i naszą wiarę stawiamy ponad materią, doczesnością i trywialnością dnia codziennego, sprawia w największym stopniu, że postawa rodzimowiercza to postawa buntownicza. Wychodzę z założenia, że osoby określające się jako rodzimowiercy są nimi dosłownie, a więc faktycznie wierzą w słowiańskich Bogów, przestrzegają ich praw i naturalnego porządku świata przez nich ustanowionego. Stoi to w oczywistej kontrze do szeroko pojętej relatywizacji, uznawania wszystkiego za „konstrukt” i niszczenia wszelkich wartości bezwzględnych. Bogowie i ich nakazy są dla nas absolutem, co jasno określa nasz światopogląd. Gdy wszędobylski upadek intelektualny każe nam uznawać, że płeć, narodowość i każdy inny element tożsamości to tylko kwestia „poczuwania się”, my stajemy w zdecydowanej opozycji. Dla nas porządek dany przez Bogów jest całkowicie niepodważalny. Dotyczy to i kwestii związanych ze wspólnotami, w ramach których żyjemy, i przeznaczenia oraz celu życia, spraw związanych z rodziną, wychowaniem dzieci, stosunkiem do rozmaitych aspektów rzeczywistości. Nie musimy odczuwać duchowej pustki i szukać ciągle nowych podniet, aby choć na chwilę znaleźć ukojenie dla rozpaczy. My mamy naszą wiarę, religię, która jasno wskazuje nam jak żyć,  co jest ważne a co nie, co jest słuszne a co jest hańbą i czynem niemoralnym.  Kiedy stajemy podczas obrzędu do świętego ognia w kręgu zadrużnym, nie mamy wątpliwości dotyczących tego kim jesteśmy, skąd przyszliśmy i jakie są nasze obowiązki oraz prawa. Jesteśmy bowiem rodzimowiercami. W obecnych, jakże parszywieńkich czasach, to prawdziwa rewolta przeciwko nowoczesnemu światu. 


Moralność czyli twarda wiara



Bycie rodzimowiercą jasno określa co jest dobre, a co złe. Ten wydawałoby się trywialny problem w obecnej – ateistycznej i laicyzującej optyce urasta do kwestii wręcz fundamentalnej. Jeśli wymażemy duchowość, oparcie się w fundamentalnych kwestiach na religii, to jak w sposób ostateczny stwierdzić jakie są moralne osnowy funkcjonowania człowieka? Można oczywiście doszukiwać się tego w tzw. „prawach człowieka” czy „ateistycznym humanitaryzmie”, jednak uznanie, że nie stoi za tym wyższa siła, określona wizja życia pozagrobowego oznacza, że każde takie stwierdzenie można w gruncie rzeczy podważyć. Widzimy to zresztą doskonale na przestrzeni ostatnich kilku dekad. Postępująca ofensywa nowej lewicy i liberałów, sprzymierzonych w sojuszu przeciwko tradycji naturze udowadnia raz po raz, że to co jest „złe” i „dobre” w danej chwili, jutro może być już czymś zupełnie innym. Ten posunięty do granic człowieczeństwa relatywizm to całkowite przeciwieństwo rodzimowierstwa. Pod względem moralności odwołujemy się do tych samych praw i nakazów co nasi przodkowie. Nie próbujemy w żaden sposób twierdzić, że określone kwestie moralne są wypadkową czynników społecznych, ekonomicznych czy politycznych. Nie! Moralność to rzecz absolutnie pod względem aksjologicznym niezależna od tego, jakie elementy rzeczywistości nas otaczają. Nasza moralność, etyka, pojęcie dobra i zła pochodzą od Bogów, a więc ex definitione są czymś nie tylko bezwzględnym ale i ponadczasowym, co należy rozumieć jako stałość wartości, bez względu na daną epokę historyczną.

Słowiańska moralność łączy się nierozerwalnie z pojęciami jak honor, uczciwość, wierność, słowność. W czasach „płynnej nowoczesności” terminy te brzmią zupełnie niedzisiejszo. Wszakże dziś trzeba robić karierę, zdobywać awanse, dbać o zyski i być na bieżąco ze wszystkimi aktualnymi nowotworami ze świata mediów, social-mediów i szeroko pojętego życia publicznego. Funkcjonując w naszym liberalnym piekiełku poczucie wierności wobec czegokolwiek brzmi fantastycznie – przecież liczą się przede wszystkim wartości materialne, gdzie zupełnym archaizmem jest jakiekolwiek twierdzenie zawierające słowa jak „nigdy, zawsze, na pewno”. Polityka, kompletnie skundlenie całego życia publicznego, wymogi pracy w kapitalistycznych korporacjach, narzucane nam określone modele funkcjonowania w społeczeństwie – wszystkie te elementy okazują się całkowitym przeciwieństwem rodzimowierczego świata wartości. Oczywiście, zakładam tu, że ludzie określający się i uważający się za rodzimowierców, faktycznie realizują boskie nakazy i przestrzegają danych nam od Bogów praw. Jeśli jednak dopuszczacie się celowej niesłowności, zdradzacie przyjaciół i bliskie sobie osoby dla pieniędzy, zachowujecie się niehonorowo, to po prostu nie realizujecie słowiańskiej drogi życia.  

Rodzimowierstwo stwierdza jasno co „się liczy” (swoją drogą jakież to paskudnie materialistyczne określenie), i jaka jest gradacja wartości i celów. Jeśli dopuszczacie się zdrady, to znaczy tyle, ż przeszliście na złą stronę w sporze rodzimowierstwa z nowoczesnym światem. Trzeba bowiem zrozumieć, że nasza wiara w żaden sposób z tymże światem nie współgra. Wszystko do czego się odwołujemy stanowi rewolucję w najbardziej podstawowych kwestiach i nie ma tutaj żadnego, jakże dziś popularnego, kompromisu czy trzeciej drogi. To też zresztą nas odróżnia od przeciętnego zjadacza chleba. Rodzimowierstwo nie pozwala rozmiękczać się przez liberalizm, nie schodzi z zajmowanych pozycji, nie dopuszcza do infiltracji swojej doktryny religijnej przez wspakulturę spod znaku lgbt czy multikulturalizmu. Nie ma tu trzeciej drogi i być jej nie może – dopuszczając jakąkolwiek herezję wobec podstawowych dla nas wartości i praw, jednocześnie przyznalibyśmy, że są one bez znaczenia. Tymczasem rodzima wiara to twarda postawa wobec ideologicznej ofensywy, jaka przypuszczana jest obecnie na wszystko co zdrowe i naturalne.


Rodzina czyli podstawa



Jednym z najważniejszych aspektów bycia rodzimowiercą jest rodzina. W absolutnie wszystkich pracach dotyczących naszej religii (autorstwa choćby Rafała Merskiego, Ziemisława Grzegorzewica czy Jarowoja Mazowszanina) pojawia się stwierdzenie, że zadaniem każdego z nas jest założenie rodziny, posiadanie dzieci i przekazanie im zasad naszej wiary, kultury i słowiańskiej tradycji. Wydawałoby się, że jest to trywialne i wykracza poza zasady naszej wiary – wszakże wszystkie religie wskazują na to, a właściwie to cel taki (tj. założenie rodziny) właściwy jest także osobom niewierzącym. Jak wykazuje jednak nasza rzeczywistość, dość szybko się to zmienia. Spada ilość małżeństw, wzrasta liczba rozwodów oraz osób żyjących samotnie, a przede wszystkim żałośnie niski jest wskaźnik przyrostu naturalnego. Coraz mniej osób chce realizować archetyp Mokoszy i Peruna, coraz więcej zaś chce skupić się na karierze, swoich pasjach, zainteresowaniach. Słyszmy cały czas, że zamiast poświęcać się rodzinie, lepiej „samo-realizować się” i „szukać samego siebie”. Feministki, liberałowie i fałszywe elity podnoszą larum, że rodzenie dzieci to niewola narzucona kobietom przez  mężczyzn. Ostatnio obiegła nas informacja, że paru szwedzkich „naukowców” uznało posiadanie dzieci za nie-ekologiczne, gdyż emitują one dwutlenek węgla (sic!). Gdyby Stachniuk dożył tych czasów, stworzyłby oddzielną kategorię wspakultury dla takich postaw i poglądów.

Tymczasem rodzimowierczy światopogląd jest tu naprawdę prosty i jasny. Dzieci i ich wychowanie to udział w dziejowym procesie trwania i rozwoju swojego rodu i kultury. Dzieci to zarówno cel, jak i przekaźnik tradycji, informacji genetycznych (te, jak wykazują badania chociażby prowadzone na UW także są nośnikiem kultury), wartości związanych z narodem, etnicznością, wspólnotą lokalną. Wspomniane archetypy naszych Bogów to dla nas jasny i zrozumiały drogowskaz tego, jaką ścieżką życiową podążać. Życie bowiem to nie tylko hedonistyczne przyjemności, ale także a nawet przede wszystkim określone obowiązki i nakazy.

Zachowanie ciągłości rodowej, a suma summarum także gatunkowej to cos dla nas oczywistego. Podsobnie zresztą jak wychowanie dzieci w kontrze do liberalnego, kolorowego i tęczowego świata, który wdziera się już do szkół i serc naszych dzieci. Zadaniem kobiety jest urodzić dzieci, a zadaniem mężczyzny je spłodzić, aby następnie wspólnie je mogli wychować. Oczywiście zadaniem mężczyzny jest także zapewnienie opieki i ochrony swojej rodzinie. Role te nie wynikają wyłącznie, jak tego chcieliby liberałowie, z kulturowych uwarunkowań, ale także z natury – czyli uwarunkowań genetycznych i biologicznych. Podejście rodzimowiercze jest tu faktycznie rewolucyjne wobec wymienionych trendów, a rewolucyjność ta jest tym większa, im bardziej wszelkim szarlatanom udaje się zdekonstruować i zrelatywizować wszystko co normalne.


Wspólnota, naród, praca

 


Człowiek jest „zwierzęciem stadnym” i fakt ten jest dość oczywisty. Znaczy to między innymi, że poza środowiskiem naturalnym, żyjemy także w środowisku społecznym. Społeczności do jakich należymy są zróżnicowane. Poza wspomnianą rodzina jest to także lokalna wspólnota, Naród, etniczność, rasa. Każda stanowi inny poziom tożsamości i objawia się na inny sposób, inaczej też warunkując naszą świadomość. Podstawową dla nas konstatacją jest to, że wspólnoty te są rzeczywiste i opierają  się o dość jasne kryteria. Nie są więc żadnymi „konstruktami”, ale danymi nam przez Bogów elementami, w ramach których żyjemy i się rozwijamy. Oczywiście, obecnie poza niszczeniem tychże pojęć, a więc de facto samych wspólnot, z drugiej strony widzimy rosnącą atomizację społeczeństwa. W efekcie funkcjonowania neoliberalnego ustroju ekonomicznego zanikają naturalne więzi międzyludzkie i świadomość posiadania oparcia w swoich wspólnotach. Zamiast tego otrzymujemy propagandę (niestety nieźle działającą) tzw. „self-made-manów”, którzy skupić się mają według speców od inżynierii dusz przede wszystkim na sobie samych. Wszelkie relacje z innymi są wynikiem szybko zmieniającej się sytuacji, a związane mają być przede wszystkim z określonymi interesami i celami, ale wyłącznie w egoistycznym, personalnym rozumieniu.

Każdy rodzimowierca podczas obrzędu słyszy słowa, które brzmią następująco: „[…] niech powstanie krąg, silna  zadruga. Niech wszystko co złe opuści naszą wspólnotę oraz niech żadna siła nie rozerwie jej od środka”. To symboliczne, choć też niezwykle proste i jasne, wyrażenie naszego stosunku do wspólnotowości – zarówno w skali mikro (gromada, najbliższa grupa ludzi) jak i w skali makro (Naród, etniczność). Każdy z nas z powodu należenia do określonych wspólnot posiada zarówno prawa, jak i obowiązki. Związane jest to organicznie z tym jak funkcjonuje człowiek, jak powstawały kolejne ludzkie cywilizacje, jak zostaliśmy uwarunkowani przez Bogów.

Wspominaliśmy w naszych pierwszych nagraniach, że rodzimowierstwo w sposób niezwykle mocny warunkuje nacjonalizm – czyli uznanie swego Narodu za najwyższą wartość doczesną, a samego Narodu za najlepszą i najbardziej optymalną i oczywistą wspólnotę dla człowieka. Temat ten zresztą z pewnością zostanie na łamach naszego portalu dokładnie opracowany. Póki co ważne dla nas jest stwierdzenie, że każdy z nas poza indywidualnymi obowiązkami i pragnieniami posiada ich odpowiedniki w kontekście życia właśnie we wspólnocie narodowej, czy choćby lokalnej. Z tego wypływają konkretne wnioski, jak choćby obowiązek obrony swej ojczyzny, pracy dla jej dobra, nie szkodzenia swemu Narodowi w żaden sposób. Wobec rodaków i rodaczek winni jesteśmy solidarność i szacunek, nawet przy świadomości, że w obecnym jego stanie mentalnym i moralnym często gęsto nie doświadczymy wzajemności. Mimo to kultura i człowieczeństwo opierają się na równaniu do góry, a nie do dołu, w kierunku upadku obyczajowości i ludzkich więzi.

Także w kontekście zjawisk ekonomicznych jak kapitalizm stanowisko wspólnotowe ma swoje skutki. Jako, że jeden z poprzednich tekstów w całości poświęciłem temu zagadnieniu, tu ograniczę się tylko do oczywistego wniosku, ze ponad materialne cele jak zysk i bogacenie się, rodzimowierca stawia dobro wspólnoty, rodziny, Narodu. Nie wyzyskuje on swoich rodaków, nie stara się dorobić w nieuczciwy sposób, nie wspiera antynarodowych prądów. Postawa taka stoi znowuż w rażącej sprzeczności z liberalną rzeczywistością definiowaną przez przysłowiowy już wyścig szczurów. Im bardziej otaczający nas system dąży do wyrugowania z naszych dusz poczucia i świadomości wspólnot, które współtworzymy, tym bardziej jako rodzimowiercy stajemy się rebeliantami, których wrogiem jest nowoczesny świat. W świecie tym patriotyzm stał się produktem, i to cokolwiek jarmarcznym. Sprowadza się do pamięci o kilku najważniejszych datach w ciągu roku z naszej historii (1 sierpnia, 15 sierpnia, 1 września etc.), noszenia modnych koszulek i powtarzania komunałów o naszej historii i polskim charakterze. Czekoladowy orzeł poprzedniego prezydenta był tego doskonałym symbolem – groteskowy, żałosny, komercyjny, nie mający nic wspólnego z naszą tradycją i faktycznym charakterem narodowym. Ot, taki symbol wspominanego tu nowoczesnego świata. Rodzimowierca nigdy nie będzie poczuwał się do identyfikacji z takim ściekiem. Dla nas poczucie wspólnotowości i więzi narodowych, etnicznych, lokalnych czy rodzinnych to nie tylko świętość, ale także jedne z najważniejszych determinantów naszej słowiańskiej świadomości.


Natura



Rodzima wiara określana bywa jako religia naturalna. Termin ten ma wiele znaczeń, dla mnie w tym momencie istotne będzie powiązanie rodzimowierstwa ze środowiskiem naturalnym. Człowiek jako boska istota jest jednym z tysięcy elementów wchodzących w skład natury. To dla nas oczywiste. Podobnie jak fakt, że natura – w całości przecież otrzymana od Bogów, jest dla nas wartością samą w sobie. Należy o nią dbać, chronić ją przed tymi, którzy w sposób świadomy lub nie chcą jej szkodzić. A przede wszystkim naszym obowiązkiem jest przedkładać naturę ponad wartości materialne, przede wszystkim te związane z ekonomia czy gospodarką. Człowiek bez kolejnych zer na kontach wielkich korporacji sobie poradzi, bez natury nie.

Żyjemy obecnie w świecie, który doświadcza rozwijającego się kryzysu klimatycznego i niespotykanego dotąd poziomu zanieczyszczenia całej planety. Wpływ na to ma przede wszystkim niekontrolowany rozwój przemysłu i powiązanej z nim energetyki opartej o paliwa kopalne. Najwyższy od 20 milionów lat poziom stężenia dwutlenku węgla i fakt, że w 99% pochodzi on od człowieka sprawia, że coraz częściej słyszymy o konkretnych propozycjach globalnego rozwiązania problemu klimatycznego. Problem ten zresztą dopiero wchodzi w fazę rozwojową i najgorsze jest cały czas przed nami. Skąd zaś ten niekontrolowany wzrost produkcji, której poziom jest całkowicie oderwany od faktycznych potrzeb ludzi? Przede wszystkim winnym jest tu kapitalizm i posunięty do skrajności liberalizm, który oderwał człowieka od jego naturalnych środowisk i społeczności, i wrzucił w kosmopolityczne miasto, gdzie głównymi wartościami jest zysk, pieniądz i pomnażanie kapitału. Atomizacja i utrata świadomości organicznych więzi czy ze swymi pobratymcami czy z naturą skutkuje brakiem elementarnego szacunku do natury. Ogromny poziom urbanizacji i swoiste społeczne wykluczenie ludności wiejskiej wraz z jej światem wartości skutkuje między innymi alarmującymi raportami, że najmłodsze dzieci nie tylko nie mają obecnie jakiekolwiek kontaktu ze środowiskiem naturalnym, ale wręcz się go boją.

Tu chyba oczywiste jest, jak bardzo rodzimowierstwo jest niezgodne w tym aspekcie z nowoczesnym światem. Nasza wiara w sposób czytelny, choćby poprzez Mokoszę, warunkuje szacunek i hołd dla natury i wszystkich jej części. Mamy doskonale świadomość, że jest to część boskiego porządku i jako gatunek ludzki stanowimy jego integralną część. 

Rodzimowierstwo przeciw nowoczesnemu światu



Płaszczyzn takich, na których widać doskonale jak bardzo rodzimowierstwo nie zgadza się z obecnymi panującymi ideologiami można by na łamach tego tekstu wymienić dużo więcej. Być może kiedyś Neonowe Słowianowierstwo się pokusi i powstanie druga część tego tekstu. Na obecną chwilę uznałem, że na przykładzie kilku najważniejszych i najbardziej elementarnych objawów funkcjonowania człowieka przyjrzymy się kwestii zgodności rodzimej wiary z liberalizmem, kapitalizmem, czy ideami nowej lewicy. Wnioski do jakich doszliśmy są jednoznaczne. Być rodzimowiercą to znaczy być rebeliantem. Niezgoda na trucizny, które sączy nam się do serc to nie górnolotne hasło ale po prostu obowiązek każdego, kto prawdziwie wierzy i chce być posłuszny nakazom naszej religii. To także swoisty drogowskaz, który wskazuje nam właściwe ścieżki życia, a jednocześnie przestrzega przed manowcami. Jak już wspominałem nie ma tu trzeciej drogi. Nie można być „trochę”, „czasem” czy „po części”. Albo jesteśmy rodzimowiercami, a to oznacza, że odrzucamy nowotwór nowoczesności (lub jak niektórzy mówią – „ponowoczesności”), albo też kapitulujemy przed ładnie opakowaną pustką i nihilistyczną otchłanią, jakie niesie ze sobą obecny ład. Oczywiście, skoro określamy się jako rodzimowiercy, to wybór jest jasny i oczywisty. I w żaden sposób nie jest to nasza słabość! Wręcz przeciwnie, dzięki wskazaniom i prawom rodzimej wiary jesteśmy ludźmi, którzy w sposób zdrowy i właściwy widza rzeczywistość. Niczym szary wilk pośród stada baranów możemy czuć prawdziwą wolność i dumę z drogi jaką obraliśmy i którą dumnie oraz wiernie podążamy. Pokusy nowoczesnego świata bywają niejednokrotnie trudne do odrzucenia a przedstawiane argumenty przeciwko naszym wartościom mogą wydawać się trafne i słuszne. Jednak to ułuda! Za tym w co wierzymy i czemu jesteśmy wierni stoi dużo więcej niż argumenty i wrzaski zblazowanych elit, które intratnie uwłaszczyły się na reformach Balcerowicza. Za naszym światopoglądem stoją Bogowie, ich prawa, nakazy i ich porządek świata. Dlatego też, choć podążamy ścieżką jaki idą obecnie nieliczni, czujemy siłę i dumę – albowiem wypełniamy i przestrzegamy boskiego prawa. To naprawdę dużo więcej niż najlepsze kariery, awanse, lajki w social-mediach i słowa uznania od pustych i wyjałowionych z twórczej myśli ludzi. 

Rodzimowierstwo to bunt. Rebelia przeciwko złu tego świata, przeciwko jego wynaturzeniom i degeneracjom. To ścieżka ludzi świadomych i wolnych. To rewolta przeciwko nowoczesnemu światu.


Jaromir

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz