Rodzimowierstwo
słowiańskie to nie tylko religia, choć z pewnością aspekt religijny jest dla
nas najważniejszy. To nie tylko obrzędy, gromada i zadruga, biesiada. To
wreszcie nie tylko słowiańskie symbole, figurki, posążki, muzyka czy koszulki.
Rodzimowierstwo
słowiańskie to także rewolucja. Nie w znaczeniu walki na ulicach, organizowania
rebelii i tworzenia nowego ładu, choć ciężko zaprzeczyć, że naszej
demoliberalnej klasie politycznej przydałaby się taka rewolucja.
Rodzimowierstwo to rewolucja w taki sposób, jak rozumiał to Julius Evola – Rewolta przeciw nowoczesnemu światu.
Okazuje się bowiem, że rodzima wiara z jej Bogami, wartościami, archetypami
oraz nakazami stoi w zasadniczej sprzeczności z obecnym światem, a właściwie to
z głównymi jego wartościami i prądami ideologicznymi. W rozumieniu podziału
idei politycznych w modelu Alaina de Benoista rodzimowierstwo klasuje się
jednoznacznie jako idea peryferii, w
przeciwieństwie do idei centrum,
które obecnie są zdecydowanie panującymi w szeroko rozumianym świecie
zachodnim.
W
niniejszym tekście postaram się wyjaśnić jakie elementy rodzimowierstwa są
rewolucyjne w powyższym znaczeniu i jakie są ich skutki dla naszego życia. Ponadto
zastanowimy się przy tej okazji w jaki sposób najlepiej realizować boskie
archetypy.
Rewolta przeciw czemu?
Skoro
pada stwierdzenie o rewolucji przeciw określonym prądom ideowym, warto słowem krótkiego
zrekapitulowania wymienić jakie główne kwestie ideologiczne są tymi, które
powszechnie funkcjonują w naszym świecie.
Przede
wszystkim wymienić trzeba 3 główne aspekty:
- Liberalizm
- Kapitalizm
- Nową lewicę, zwaną często (choć nie do końca słusznie) marksizmem kulturowym
Te
aspekty wpływają na szereg elementów i płaszczyzn naszego życia. W skrócie ich
skutki to: upadek duchowości i religijności; ateizacja i laicyzacja życia
publicznego; rozpad tradycyjnych ludzkich społeczności i gromad na rzecz
społeczeństwa zatomizowanego i jednostkowego; prymat wartości materialnych nad
duchowymi; rozpad rodziny w jej normalnym rozumieniu; pojawienie się i szybka
ofensywa ideologiczna tzw. „lgbt”, czyli wrogiego boskiemu porządkowi zbioru
wypaczeń i zboczeń seksualnych; globalizacja powodująca niszczenie lokalnych
tradycji, wierzeń, zwyczajów na rzecz światowego społeczeństwa konsumentów;
ogromne zanieczyszczenie środowiska naturalnego oraz potęgujący się kryzys
klimatyczny; zastępowanie natury techniką oraz zwiększanie się peryferyzacji
świata, dzielącego się na metropolie i odseparowane od ich wsie i małe
miejscowości.
Wychodzę
z prostego założenia, że niezależnie od stosunku do powyższych zjawisk każdy
czytelnik i czytelniczka rozumieją co się pod nimi kryje, stąd pozwolę sobie
nie definiować ich. W większości wypadków można by o tym śmiało pisać oddzielne
artykuły.
Stąd
też wiedząc już co rozumiem pod pojęciem nowoczesnego
świata przejść możemy do analizy tych aspektów życia i funkcjonowania
człowieka, w którym objawia się rewolucyjność rodzimowierstwa. Rewolucyjność
rozumiem tu jako radykalną i dużą zmianę (za Słownikiem Języka Polskiego) w
stosunku do zastanej i powszechnie obowiązującej rzeczywistości. Z przyczyn oczywistych odniosę się tylko do
najważniejszych elementów, pomijając inne – mam przeto świadomość, że
płaszczyzn, na których rodzimowierstwo warunkuje naszą rebeliancką postawę jest
dużo więcej niźli te wymienione poniżej.
Duch ponad materią
Upadek
każdej cywilizacji zaczyna się lub wiąże się z upadkiem religijności i
duchowości. Wynika to z prostego faktu, że określone cywilizacje wyrastają na
konkretnych systemach religijnych. Postępująca ateizacja i laicyzacja Zachodu
jest faktem raczej bezspornym – łatwo to stwierdzić śledząc statystyki ilości
wiernych, biorących udział w obrzędach religijnych etc. Polski także ten trend
nie omija. Jakkolwiek dość późno dostaliśmy się pod śmiercionośny wpływ
liberalizmu i kapitalizmu, to szybko szlusujemy do zachodniego poziomu, także w
aspekcie religijności. Jako, że absolutnie dominującą religią jest w Polsce
katolicyzm to właśnie w jego ramach obserwujemy postępującą laicyzację
społeczeństwa. Coraz mniejsza ilość wiernych na mszach, coraz mniej ślubów i
chrztów, coraz mniej chętnych do nauki w seminariach duchownych – z liczbami
ciężko dyskutować. Powodów tego jest oczywiście dużo i ciężko je wymienić
wszystkie, nas jednak tutaj interesuje sama konstatacja, a nie analiza
przyczynowości. Upadek duchowości widać także w innych aspektach – popularności
niezwykle niskich lotów popkultury, szeroko rozumianego materializmu i
indywidualizmu, fanatycznym wręcz atakowaniu jakiegokolwiek łączenia religii z
życiem publicznym. W polskim przypadku występuje także zjawisko tzw. „ludowego
katolicyzmu”, gdzie niezwykle silne przywiązanie do religii chrześcijańskiej w
kontekście zewnętrznej obrzędowości wiąże się z dość ambiwalentnym podejściem
do jej nakazów i wskazań moralnych. Przeciętny Polak często bowiem przejawia
tzw. „chłopski rozum” i po prostu deklarując się jako katolik, w rzeczywistości
nie żyje wedle wskazań Pisma Świętego. Ma to oczywiste przełożenie na
potęgowanie zjawiska ateizacji i laicyzacji.
Zaczęliśmy
analizę omawianego tematu od duchowości, gdyż jak sądzę jest to najbardziej
istotny element naszej rzeczywistości. To właśnie fakt, że prawa boskie i naszą
wiarę stawiamy ponad materią, doczesnością i trywialnością dnia codziennego,
sprawia w największym stopniu, że postawa rodzimowiercza to postawa buntownicza.
Wychodzę z założenia, że osoby określające się jako rodzimowiercy są nimi
dosłownie, a więc faktycznie wierzą w słowiańskich Bogów, przestrzegają ich
praw i naturalnego porządku świata przez nich ustanowionego. Stoi to w
oczywistej kontrze do szeroko pojętej relatywizacji, uznawania wszystkiego za
„konstrukt” i niszczenia wszelkich wartości bezwzględnych. Bogowie i ich nakazy
są dla nas absolutem, co jasno określa nasz światopogląd. Gdy wszędobylski
upadek intelektualny każe nam uznawać, że płeć, narodowość i każdy inny element
tożsamości to tylko kwestia „poczuwania się”, my stajemy w zdecydowanej
opozycji. Dla nas porządek dany przez Bogów jest całkowicie niepodważalny.
Dotyczy to i kwestii związanych ze wspólnotami, w ramach których żyjemy, i
przeznaczenia oraz celu życia, spraw związanych z rodziną, wychowaniem dzieci,
stosunkiem do rozmaitych aspektów rzeczywistości. Nie musimy odczuwać duchowej
pustki i szukać ciągle nowych podniet, aby choć na chwilę znaleźć ukojenie dla
rozpaczy. My mamy naszą wiarę, religię, która jasno wskazuje nam jak żyć, co jest ważne a co nie, co jest słuszne a co
jest hańbą i czynem niemoralnym. Kiedy
stajemy podczas obrzędu do świętego ognia w kręgu zadrużnym, nie mamy
wątpliwości dotyczących tego kim jesteśmy, skąd przyszliśmy i jakie są nasze
obowiązki oraz prawa. Jesteśmy bowiem rodzimowiercami. W obecnych, jakże
parszywieńkich czasach, to prawdziwa rewolta
przeciwko nowoczesnemu światu.
Moralność czyli twarda wiara
Bycie
rodzimowiercą jasno określa co jest dobre, a co złe. Ten wydawałoby się
trywialny problem w obecnej – ateistycznej i laicyzującej optyce urasta do
kwestii wręcz fundamentalnej. Jeśli wymażemy duchowość, oparcie się w
fundamentalnych kwestiach na religii, to jak w sposób ostateczny stwierdzić
jakie są moralne osnowy funkcjonowania człowieka? Można oczywiście doszukiwać
się tego w tzw. „prawach człowieka” czy „ateistycznym humanitaryzmie”, jednak
uznanie, że nie stoi za tym wyższa siła, określona wizja życia pozagrobowego
oznacza, że każde takie stwierdzenie można w gruncie rzeczy podważyć. Widzimy
to zresztą doskonale na przestrzeni ostatnich kilku dekad. Postępująca ofensywa
nowej lewicy i liberałów, sprzymierzonych w sojuszu przeciwko tradycji naturze
udowadnia raz po raz, że to co jest „złe” i „dobre” w danej chwili, jutro może
być już czymś zupełnie innym. Ten posunięty do granic człowieczeństwa
relatywizm to całkowite przeciwieństwo rodzimowierstwa. Pod względem moralności
odwołujemy się do tych samych praw i nakazów co nasi przodkowie. Nie próbujemy
w żaden sposób twierdzić, że określone kwestie moralne są wypadkową czynników
społecznych, ekonomicznych czy politycznych. Nie! Moralność to rzecz absolutnie
pod względem aksjologicznym niezależna od tego, jakie elementy rzeczywistości
nas otaczają. Nasza moralność, etyka, pojęcie dobra i zła pochodzą od Bogów, a
więc ex definitione są czymś nie
tylko bezwzględnym ale i ponadczasowym, co należy rozumieć jako stałość
wartości, bez względu na daną epokę historyczną.
Słowiańska
moralność łączy się nierozerwalnie z pojęciami jak honor, uczciwość, wierność, słowność. W czasach „płynnej
nowoczesności” terminy te brzmią zupełnie niedzisiejszo. Wszakże dziś trzeba
robić karierę, zdobywać awanse, dbać o zyski i być na bieżąco ze wszystkimi
aktualnymi nowotworami ze świata mediów, social-mediów i szeroko pojętego życia
publicznego. Funkcjonując w naszym liberalnym piekiełku poczucie wierności
wobec czegokolwiek brzmi fantastycznie – przecież liczą się przede wszystkim
wartości materialne, gdzie zupełnym archaizmem jest jakiekolwiek twierdzenie
zawierające słowa jak „nigdy, zawsze, na pewno”. Polityka, kompletnie
skundlenie całego życia publicznego, wymogi pracy w kapitalistycznych
korporacjach, narzucane nam określone modele funkcjonowania w społeczeństwie –
wszystkie te elementy okazują się całkowitym przeciwieństwem rodzimowierczego
świata wartości. Oczywiście, zakładam tu, że ludzie określający się i uważający
się za rodzimowierców, faktycznie realizują boskie nakazy i przestrzegają
danych nam od Bogów praw. Jeśli jednak dopuszczacie się celowej niesłowności,
zdradzacie przyjaciół i bliskie sobie osoby dla pieniędzy, zachowujecie się
niehonorowo, to po prostu nie realizujecie słowiańskiej drogi życia.
Rodzimowierstwo
stwierdza jasno co „się liczy” (swoją drogą jakież to paskudnie
materialistyczne określenie), i jaka jest gradacja wartości i celów. Jeśli
dopuszczacie się zdrady, to znaczy tyle, ż przeszliście na złą stronę w sporze
rodzimowierstwa z nowoczesnym światem. Trzeba
bowiem zrozumieć, że nasza wiara w żaden sposób z tymże światem nie współgra.
Wszystko do czego się odwołujemy stanowi rewolucję w najbardziej podstawowych
kwestiach i nie ma tutaj żadnego, jakże dziś popularnego, kompromisu czy
trzeciej drogi. To też zresztą nas odróżnia od przeciętnego zjadacza chleba.
Rodzimowierstwo nie pozwala rozmiękczać się przez liberalizm, nie schodzi z
zajmowanych pozycji, nie dopuszcza do infiltracji swojej doktryny religijnej
przez wspakulturę spod znaku lgbt czy multikulturalizmu. Nie ma tu trzeciej
drogi i być jej nie może – dopuszczając jakąkolwiek herezję wobec podstawowych
dla nas wartości i praw, jednocześnie przyznalibyśmy, że są one bez znaczenia.
Tymczasem rodzima wiara to twarda postawa wobec ideologicznej ofensywy, jaka
przypuszczana jest obecnie na wszystko co zdrowe i naturalne.
Rodzina czyli podstawa
Jednym
z najważniejszych aspektów bycia rodzimowiercą jest rodzina. W absolutnie
wszystkich pracach dotyczących naszej religii (autorstwa choćby Rafała
Merskiego, Ziemisława Grzegorzewica czy Jarowoja Mazowszanina) pojawia się
stwierdzenie, że zadaniem każdego z nas jest założenie rodziny, posiadanie
dzieci i przekazanie im zasad naszej wiary, kultury i słowiańskiej tradycji.
Wydawałoby się, że jest to trywialne i wykracza poza zasady naszej wiary –
wszakże wszystkie religie wskazują na to, a właściwie to cel taki (tj.
założenie rodziny) właściwy jest także osobom niewierzącym. Jak wykazuje jednak
nasza rzeczywistość, dość szybko się to zmienia. Spada ilość małżeństw, wzrasta
liczba rozwodów oraz osób żyjących samotnie, a przede wszystkim żałośnie niski
jest wskaźnik przyrostu naturalnego. Coraz mniej osób chce realizować archetyp
Mokoszy i Peruna, coraz więcej zaś chce skupić się na karierze, swoich pasjach,
zainteresowaniach. Słyszmy cały czas, że zamiast poświęcać się rodzinie, lepiej
„samo-realizować się” i „szukać samego siebie”. Feministki, liberałowie i
fałszywe elity podnoszą larum, że rodzenie dzieci to niewola narzucona kobietom
przez mężczyzn. Ostatnio obiegła nas
informacja, że paru szwedzkich „naukowców” uznało posiadanie dzieci za
nie-ekologiczne, gdyż emitują one dwutlenek węgla (sic!). Gdyby Stachniuk dożył
tych czasów, stworzyłby oddzielną kategorię wspakultury dla takich postaw i
poglądów.
Tymczasem
rodzimowierczy światopogląd jest tu naprawdę prosty i jasny. Dzieci i ich
wychowanie to udział w dziejowym procesie trwania i rozwoju swojego rodu i
kultury. Dzieci to zarówno cel, jak i przekaźnik tradycji, informacji
genetycznych (te, jak wykazują badania chociażby prowadzone na UW także są
nośnikiem kultury), wartości związanych z narodem, etnicznością, wspólnotą
lokalną. Wspomniane archetypy naszych Bogów to dla nas jasny i zrozumiały
drogowskaz tego, jaką ścieżką życiową podążać. Życie bowiem to nie tylko
hedonistyczne przyjemności, ale także a nawet przede wszystkim określone
obowiązki i nakazy.
Zachowanie
ciągłości rodowej, a suma summarum także
gatunkowej to cos dla nas oczywistego. Podsobnie zresztą jak wychowanie dzieci
w kontrze do liberalnego, kolorowego i tęczowego świata, który wdziera się już
do szkół i serc naszych dzieci. Zadaniem kobiety jest urodzić dzieci, a
zadaniem mężczyzny je spłodzić, aby następnie wspólnie je mogli wychować.
Oczywiście zadaniem mężczyzny jest także zapewnienie opieki i ochrony swojej
rodzinie. Role te nie wynikają wyłącznie, jak tego chcieliby liberałowie, z
kulturowych uwarunkowań, ale także z natury – czyli uwarunkowań genetycznych i
biologicznych. Podejście rodzimowiercze jest tu faktycznie rewolucyjne wobec
wymienionych trendów, a rewolucyjność ta jest tym większa, im bardziej wszelkim
szarlatanom udaje się zdekonstruować i zrelatywizować wszystko co normalne.
Wspólnota, naród, praca
Człowiek
jest „zwierzęciem stadnym” i fakt ten jest dość oczywisty. Znaczy to między
innymi, że poza środowiskiem naturalnym, żyjemy także w środowisku społecznym.
Społeczności do jakich należymy są zróżnicowane. Poza wspomnianą rodzina jest
to także lokalna wspólnota, Naród, etniczność, rasa. Każda stanowi inny poziom
tożsamości i objawia się na inny sposób, inaczej też warunkując naszą
świadomość. Podstawową dla nas konstatacją jest to, że wspólnoty te są
rzeczywiste i opierają się o dość jasne
kryteria. Nie są więc żadnymi „konstruktami”, ale danymi nam przez Bogów
elementami, w ramach których żyjemy i się rozwijamy. Oczywiście, obecnie poza
niszczeniem tychże pojęć, a więc de facto
samych wspólnot, z drugiej strony widzimy rosnącą atomizację społeczeństwa.
W efekcie funkcjonowania neoliberalnego ustroju ekonomicznego zanikają
naturalne więzi międzyludzkie i świadomość posiadania oparcia w swoich
wspólnotach. Zamiast tego otrzymujemy propagandę (niestety nieźle działającą)
tzw. „self-made-manów”, którzy skupić się mają według speców od inżynierii dusz
przede wszystkim na sobie samych. Wszelkie relacje z innymi są wynikiem szybko
zmieniającej się sytuacji, a związane mają być przede wszystkim z określonymi
interesami i celami, ale wyłącznie w egoistycznym, personalnym rozumieniu.
Każdy
rodzimowierca podczas obrzędu słyszy słowa, które brzmią następująco: „[…]
niech powstanie krąg, silna zadruga.
Niech wszystko co złe opuści naszą wspólnotę oraz niech żadna siła nie rozerwie
jej od środka”. To symboliczne, choć też niezwykle proste i jasne, wyrażenie
naszego stosunku do wspólnotowości – zarówno w skali mikro (gromada, najbliższa
grupa ludzi) jak i w skali makro (Naród, etniczność). Każdy z nas z powodu
należenia do określonych wspólnot posiada zarówno prawa, jak i obowiązki.
Związane jest to organicznie z tym jak funkcjonuje człowiek, jak powstawały
kolejne ludzkie cywilizacje, jak zostaliśmy uwarunkowani przez Bogów.
Wspominaliśmy
w naszych pierwszych nagraniach, że rodzimowierstwo w sposób niezwykle mocny
warunkuje nacjonalizm – czyli uznanie swego Narodu za najwyższą wartość
doczesną, a samego Narodu za najlepszą i najbardziej optymalną i oczywistą
wspólnotę dla człowieka. Temat ten zresztą z pewnością zostanie na łamach
naszego portalu dokładnie opracowany. Póki co ważne dla nas jest stwierdzenie,
że każdy z nas poza indywidualnymi obowiązkami i pragnieniami posiada ich
odpowiedniki w kontekście życia właśnie we wspólnocie narodowej, czy choćby
lokalnej. Z tego wypływają konkretne wnioski, jak choćby obowiązek obrony swej
ojczyzny, pracy dla jej dobra, nie szkodzenia swemu Narodowi w żaden sposób. Wobec
rodaków i rodaczek winni jesteśmy solidarność i szacunek, nawet przy
świadomości, że w obecnym jego stanie mentalnym i moralnym często gęsto nie
doświadczymy wzajemności. Mimo to kultura i człowieczeństwo opierają się na
równaniu do góry, a nie do dołu, w kierunku upadku obyczajowości i ludzkich
więzi.
Także
w kontekście zjawisk ekonomicznych jak kapitalizm stanowisko wspólnotowe ma
swoje skutki. Jako, że jeden z poprzednich tekstów w całości poświęciłem temu
zagadnieniu, tu ograniczę się tylko do oczywistego wniosku, ze ponad materialne
cele jak zysk i bogacenie się, rodzimowierca stawia dobro wspólnoty, rodziny,
Narodu. Nie wyzyskuje on swoich rodaków, nie stara się dorobić w nieuczciwy
sposób, nie wspiera antynarodowych prądów. Postawa taka stoi znowuż w rażącej
sprzeczności z liberalną rzeczywistością definiowaną przez przysłowiowy już
wyścig szczurów. Im bardziej otaczający nas system dąży do wyrugowania z
naszych dusz poczucia i świadomości wspólnot, które współtworzymy, tym bardziej
jako rodzimowiercy stajemy się rebeliantami, których wrogiem jest nowoczesny świat. W świecie tym
patriotyzm stał się produktem, i to cokolwiek jarmarcznym. Sprowadza się do
pamięci o kilku najważniejszych datach w ciągu roku z naszej historii (1
sierpnia, 15 sierpnia, 1 września etc.), noszenia modnych koszulek i powtarzania
komunałów o naszej historii i polskim charakterze. Czekoladowy orzeł
poprzedniego prezydenta był tego doskonałym symbolem – groteskowy, żałosny,
komercyjny, nie mający nic wspólnego z naszą tradycją i faktycznym charakterem
narodowym. Ot, taki symbol wspominanego tu nowoczesnego
świata. Rodzimowierca nigdy nie będzie poczuwał się do identyfikacji z
takim ściekiem. Dla nas poczucie wspólnotowości i więzi narodowych, etnicznych,
lokalnych czy rodzinnych to nie tylko świętość, ale także jedne z najważniejszych
determinantów naszej słowiańskiej świadomości.
Natura
Rodzima
wiara określana bywa jako religia naturalna. Termin ten ma wiele znaczeń, dla
mnie w tym momencie istotne będzie powiązanie rodzimowierstwa ze środowiskiem
naturalnym. Człowiek jako boska istota jest jednym z tysięcy elementów wchodzących
w skład natury. To dla nas oczywiste. Podobnie jak fakt, że natura – w całości przecież
otrzymana od Bogów, jest dla nas wartością samą w sobie. Należy o nią dbać,
chronić ją przed tymi, którzy w sposób świadomy lub nie chcą jej szkodzić. A
przede wszystkim naszym obowiązkiem jest przedkładać naturę ponad wartości
materialne, przede wszystkim te związane z ekonomia czy gospodarką. Człowiek
bez kolejnych zer na kontach wielkich korporacji sobie poradzi, bez natury nie.
Żyjemy
obecnie w świecie, który doświadcza rozwijającego się kryzysu klimatycznego i niespotykanego
dotąd poziomu zanieczyszczenia całej planety. Wpływ na to ma przede wszystkim niekontrolowany
rozwój przemysłu i powiązanej z nim energetyki opartej o paliwa kopalne.
Najwyższy od 20 milionów lat poziom stężenia dwutlenku węgla i fakt, że w 99%
pochodzi on od człowieka sprawia, że coraz częściej słyszymy o konkretnych
propozycjach globalnego rozwiązania problemu klimatycznego. Problem ten zresztą
dopiero wchodzi w fazę rozwojową i najgorsze jest cały czas przed nami. Skąd
zaś ten niekontrolowany wzrost produkcji, której poziom jest całkowicie
oderwany od faktycznych potrzeb ludzi? Przede wszystkim winnym jest tu
kapitalizm i posunięty do skrajności liberalizm, który oderwał człowieka od
jego naturalnych środowisk i społeczności, i wrzucił w kosmopolityczne miasto, gdzie
głównymi wartościami jest zysk, pieniądz i pomnażanie kapitału. Atomizacja i
utrata świadomości organicznych więzi czy ze swymi pobratymcami czy z naturą
skutkuje brakiem elementarnego szacunku do natury. Ogromny poziom urbanizacji i
swoiste społeczne wykluczenie ludności wiejskiej wraz z jej światem wartości
skutkuje między innymi alarmującymi raportami, że najmłodsze dzieci nie tylko
nie mają obecnie jakiekolwiek kontaktu ze środowiskiem naturalnym, ale wręcz
się go boją.
Tu
chyba oczywiste jest, jak bardzo rodzimowierstwo jest niezgodne w tym aspekcie
z nowoczesnym światem. Nasza wiara w
sposób czytelny, choćby poprzez Mokoszę, warunkuje szacunek i hołd dla natury i
wszystkich jej części. Mamy doskonale świadomość, że jest to część boskiego
porządku i jako gatunek ludzki stanowimy jego integralną część.
Rodzimowierstwo przeciw nowoczesnemu światu
Płaszczyzn
takich, na których widać doskonale jak bardzo rodzimowierstwo nie zgadza się z
obecnymi panującymi ideologiami można by na łamach tego tekstu wymienić dużo
więcej. Być może kiedyś Neonowe Słowianowierstwo się pokusi i powstanie druga
część tego tekstu. Na obecną chwilę uznałem, że na przykładzie kilku
najważniejszych i najbardziej elementarnych objawów funkcjonowania człowieka
przyjrzymy się kwestii zgodności rodzimej wiary z liberalizmem, kapitalizmem,
czy ideami nowej lewicy. Wnioski do jakich doszliśmy są jednoznaczne. Być
rodzimowiercą to znaczy być rebeliantem. Niezgoda na trucizny, które sączy nam
się do serc to nie górnolotne hasło ale po prostu obowiązek każdego, kto
prawdziwie wierzy i chce być posłuszny nakazom naszej religii. To także swoisty
drogowskaz, który wskazuje nam właściwe ścieżki życia, a jednocześnie
przestrzega przed manowcami. Jak już wspominałem nie ma tu trzeciej drogi. Nie
można być „trochę”, „czasem” czy „po części”. Albo jesteśmy rodzimowiercami, a
to oznacza, że odrzucamy nowotwór nowoczesności
(lub jak niektórzy mówią – „ponowoczesności”), albo też kapitulujemy przed
ładnie opakowaną pustką i nihilistyczną otchłanią, jakie niesie ze sobą obecny
ład. Oczywiście, skoro określamy się jako rodzimowiercy, to wybór jest jasny i
oczywisty. I w żaden sposób nie jest to nasza słabość! Wręcz przeciwnie, dzięki
wskazaniom i prawom rodzimej wiary jesteśmy ludźmi, którzy w sposób zdrowy i
właściwy widza rzeczywistość. Niczym szary wilk pośród stada baranów możemy
czuć prawdziwą wolność i dumę z drogi jaką obraliśmy i którą dumnie oraz
wiernie podążamy. Pokusy nowoczesnego
świata bywają niejednokrotnie trudne do odrzucenia a przedstawiane argumenty
przeciwko naszym wartościom mogą wydawać się trafne i słuszne. Jednak to ułuda!
Za tym w co wierzymy i czemu jesteśmy wierni stoi dużo więcej niż argumenty i
wrzaski zblazowanych elit, które intratnie uwłaszczyły się na reformach
Balcerowicza. Za naszym światopoglądem stoją Bogowie, ich prawa, nakazy i ich
porządek świata. Dlatego też, choć podążamy ścieżką jaki idą obecnie nieliczni,
czujemy siłę i dumę – albowiem wypełniamy i przestrzegamy boskiego prawa. To
naprawdę dużo więcej niż najlepsze kariery, awanse, lajki w social-mediach i
słowa uznania od pustych i wyjałowionych z twórczej myśli ludzi.
Rodzimowierstwo
to bunt. Rebelia przeciwko złu tego świata, przeciwko jego wynaturzeniom i
degeneracjom. To ścieżka ludzi świadomych i wolnych. To rewolta przeciwko nowoczesnemu światu.
Jaromir