piątek, 19 lipca 2019

Zielone rodzimowierstwo i zasada ziemi


Rodzimowierstwo słowiańskie jest religią opartą o organiczny związek człowieka z ziemią, jego naturalnym biotopem. Ta zasada obowiązuje zarówno w stosunku do ekologii, jak i duchowości. Uważamy, że każdy etnos i każda wspólnota zamieszkują różnorodne biotopy i zasługują, podobnie jak flora i fauna, na ochronę celem biologicznego zróżnicowania. Jest to głęboko ekologiczna i "zielona" perspektywa rodzimowierstwa słowiańskiego. 

Nasza Matka Ziemia wymaga ochrony. Wbrew temu, co mówi i myśli prawactwo, zagrożenie efektem cieplarnianym i wyniszczeniem środowiska naturalnego przez nieograniczony rozwój jest realne. Tony śmieci w oceanach, niewyobrażalna emisja spalin i odpadów, zanieczyszczenie jezior i rzek toksynami, smog... Jeśli ceną postępu ma być totalna zagłada ekosystemu i wszystkich organizmów żywych łącznie z nami, to jest to oferta nie do przyjęcia. 

Nie nawołujemy do zamieszkania w głuszy, wysadzania fabryk albo przytulania drzew. Namawiamy do zrównoważonego rozwoju i ekologicznego myślenia. Jeśli śmiecisz w lasach, zatruwasz rzeki, dewastujesz dziką naturę - szkodzisz Wilgotnej Matce Ziemi, Mokoszy. Szkodzisz sobie i swojemu otoczeniu. Szanujemy rodzimowierców zaangażowanych w różnorakie akcje ekologiczne: biorących udział w sprzątaniu lasów i “sprzątaniu świata”, akcjach informowania społeczeństwa o zagrożeniach i sposobach przeciwdziałania im, albo chociaż w akcjach zbierania nakrętek, przeprowadzanych w wielu firmach. Wszystko jest lepsze od bezczynności. 

Tak jak przeciwstawiamy się mieszaniu krwi i zastępowaniu rdzennej ludności ludnością napływową, tak w imię przetrwania naszego podgatunku nawołujemy do zabezpieczenia krajobrazu, z którego wyrośliśmy. Jeśli nasz słowiański biotop ulegnie zagładzie, wraz z nim wymrą stworzenia, które go zasiedlają - w tym nasze potomstwo. 

Rod, patron ciągłości duchowej i więzów krwi oraz Mokosz, patronka zasady ziemi, stanowią parę bóstw, których kultu potrzebujemy teraz najbardziej. Jako Neonowe Słowianowierstwo z całym dostępnym nam arsenałem duchowej energii będziemy pracować, by przywrócić im należne miejsce w sercach i umysłach szlachetnych. I to nic, że nie sprzyja nam wiatr i że świat zdaje się tonąć w coraz większym chaosie. Przecież najciemniej jest zawsze godzinę przed świtem. 

Jarowoj

środa, 17 lipca 2019

Rodzimowierstwo słowiańskie a kapitalizm


rodzimowierstwo słowiańskie a kapitalizm

Rodzimowierstwo słowiańskie nie może pozostawać hermetycznie zamkniętą doktryną, ograniczoną do kwestii wyłącznie rytualnych i obrzędowych. Jeśli chcemy traktować naszą wiarę poważnie i konsekwentnie, to musi ona być źródłem naszego światopoglądu i patrzenia na świat. Zwłaszcza jeśli zależy nam na dotarciu do nowych wyznawców i poszerzaniu kręgu osób wyznających rodzimowierstwo lub przynajmniej nim żywo zainteresowanych. Swoista totalność, a więc układ „religia à poglądy i wyznawane idee” jest tu obowiązkowym elementem, który posiadają lub starają się posiadać wszystkie duże systemy religijne, zarówno monoteistyczne, jak i politeistyczne.
Niewątpliwie kapitalizm jest elementem, który jawi się jako integralna część systemu politycznego i światopoglądowego, w ramach którego przyszło nam żyć, jak i jest czymś, co stanowi często temat gorących dyskusji, debat i sporów. Analizowany jest z punktu widzenia ekonomii, społeczeństwa, sprawiedliwości społecznej, określonych ideologii. Nie widzę najmniejszego powodu, aby nie podjąć próby analizy tego zjawiska i doktryny z rodzimowierczego punktu widzenia. Tym bardziej, że w ramach komentarzy do różnych treści Neonowego Słowianowierstwa pojawiały się już wzmianki o kapitalizmie, liberalizmie ekonomicznym, zarzucano nam rzekomy „socjalizm”. Pora więc rozprawić się z kapitalizmem. 

Kapitalizm czyli materializm

Zacznijmy od samej definicji kapitalizmu. Nie chodzi mi tu o kopiowanie szeregu definicji ze słowników i podręczników akademickich, by na końcu subiektywnie wybrać jedną z nich. Podstawą jest tu dla mnie wyszczególnienie podstaw ideologicznych i wartości, na których opiera się kapitalizm; następnie ustalenie jakie zjawiska są warunkowane kapitalizmem; wreszcie stwierdzenie co jest celem kapitalizmu w sensie praktycznym.
Kapitalizm jako idea sięgająca swymi korzeniami renesansowych Włoch (gdzie powstała nowożytnie rozumiana instytucja banku) jest systemem ekonomicznym oraz gospodarczym, który w tej czy innej postaci obowiązuje w większości krajów na świecie. Przede wszystkim zaś jest to system obecny w Europie i krajach, które uznać możemy na należące lub wywodzące się z naszego kręgu cywilizacyjnego (chociażby USA czy Kanada).
Kapitalizm zasadza się na idei „wolnego rynku” a więc swobodnego i niczym nie ograniczonego przepływu i obrotu pieniądza, towarów i ludzi. Zasadniczo doktryna kapitalistyczna sprzeciwia się państwowemu interwencjonizmowi, polityce społecznej i socjalnej. Wynika to z faktu, że kapitalizm jest nieodłącznym oraz nierozerwalnym elementem ideologii liberalnej. Ta zaś uznaje wyłącznie indywidualna osobę jako centrum zainteresowania i wartość jako taką. Wszystko inne to „konstrukt” – rodzina, Naród, płeć, kultura, rasa. Tak więc kapitalizm, jako idea na wskroś liberalna, warunkowana jest przede wszystkim przez indywidualizm. Nie dziwi nas to, że w kapitalizmie na pierwszym miejscu stoi pojęciu zysku w sensie finansowym. Kapitalizm to doktryna bogacenia się, ale bogacenia rozumianego jako cel sam w sobie. Skoro bowiem kapitalista jest indywidualistą, to bogaci się wyłącznie dla siebie i realizacji swoich celów. Ponadto ten skrajny indywidualizm, właściwie należy nazwać to zwykłym egoizmem, ma określone konsekwencje. Przede wszystkim zysk w kapitalizmie wynika nie z pracy, ale z pracy innych, a więc w praktyce z wyzysku. Wielkie korporacje, międzynarodowy kapitał to tutaj świetny przykład, a casus Amazona jest wręcz sztandarowy. Kapitalizm wiąże się z fanatycznym uwielbieniem dla materii – tzw. „świętym prawem własności”. Oczywiście, własność jest tu indywidualna i niezwiązana z jakimikolwiek elementem społecznym czy rodzinnym. Rodzina bowiem, Naród, społeczność lokalna – te wartości kapitalisty generalnie nie interesują.
Kapitalistę interesuje przede wszystkim niczym nie ograniczona możliwość bogacenia się (zdobywania świętego dla niego kapitału), a wszystko co mogłoby pomniejszyć mechanizm bogacenia się czyli wyzysku (np. prawa pracownicze) traktuje on a priori jako „socjalizm”. Państwo i jakakolwiek inna wspólnota, zwłaszcza w rozumieniu formalnym czy administracyjnym, jest dla niego wrogiem i elementem mogącym potencjalnie wpłynąć niekorzystnie na jego bogactwo.

Duchowość a kapitalizm

Doktryna kapitalistyczna jawi się więc jako materialistyczna i deterministyczna. Co ciekawe upodabnia ją to do teoretycznie całkowitego jej zaprzeczenia – idei socjalistycznej w klasycznym, marksistowskim rozumieniu.
Pytanie fundamentalne jakie musimy sobie postawić na początku naszych rozważań brzmi następująco: czy jako rodzimowiercy opierać mamy się na idei materialistycznej, czy też bycie wyznawcą określonej religii stawia przed nami konieczność postawienia ponad materię duchowości? Jeśli bowiem wierzymy w Bogów, w ich nakazy, prawa oraz dane nam wartości, to oczywistym jest, że to sfera duchowa jest ważniejsza. Myślenie oparte o sztywną doktrynę o odcieniu jawnie materialistycznym jest tutaj zwykłym ekonomizmem, właściwym wielu środowiskom, ale na pewno nie osobom poczuwającym się do rodzimej wiary. My bowiem opieramy się przede wszystkim na nakazach związanych i wynikających z naszych wierzeń i dopiero z nich wysnuwamy konkretne poglądy w określonych dziedzinach, w tym przypadku w kwestii ekonomii czy gospodarki. Odwrócenie tego układu, to jest przyznanie pierwszeństwa sferom czysto materialnym jest z gruntu antyrodzimowiercze.

Naród, wspólnota, zadruga

No dobrze, ale może ktoś spytać czy z wiary naszej mimo wszystko nie wypływa w sposób funkcjonalny kapitalizm i liberalizm. Przecież fakt, że idea ta byłaby wtórna i wynikowa wobec rodzimowierstwa, nie znaczy jeszcze, że musi się z nim wykluczać.
Sądzę, że najbardziej zasadniczym elementem tutaj jest kwestia relacji na linii kapitalizm – zbiorowości ludzkie. Otóż kapitalizm jak wiemy już, jest doktryną nie tylko skrajnie indywidualistyczną, ale i egoistyczną. Ex definitione nie odnosi się od do tradycyjnych i normalnych dla rodzimowiercy wspólnot jak rodzina, Naród czy lokalna społeczność. Po prostu aksjologicznie kapitalizm, czyli liberalizm ekonomiczny, zasadza się na innych podstawach.
Tymczasem śmiem twierdzić, że w materii społecznej, jak również politycznej, rodzimowierstwo ma wykładnię przede wszystkim gromadną i kolektywną. Jednym z naszych Bogów jest Rod – opiekun wspólnoty, więzów krwi i rodziny. Mokosz z kolei jest boginią ziemi, także w znaczeniu określonego terytorium. Jeśli połączyć to w jedno, a więc lud i ziemię, to razem tworzy w sposób logiczny i oczywisty postawę nacjonalistyczną, a więc stawia Naród jako integralny element i wartość w życiu człowieka. Sam fakt, że jeden z aspektów naszej duszy odradza się wyłącznie w obrębie wspólnoty rodowej jest tu dość jednoznaczny. Podobnie rzecz ma się z rodziną – tu właściwie nie ma większego sensu wymieniać wszystkich bóstw, ich sfer związanych z tym aspektem, starczy wspomnieć znowuż o Mokoszy czy choćby Ładzie. Mówiąc zresztą o narodzie pamiętajmy, że w czasach dawnych wspomniana „wspólnota rodowa” oznaczała przede wszystkim określone plemię lub ewentualnie grupę plemion. Oczywiście w trakcie procesu dziejowego plemiona przekształcały się, rozwinęły się nowoczesne Narody. Pojawiły się de facto dwa znaczenia, czy raczej płaszczyzny funkcjonowania wspólnoty narodowej. Tak więc nacjonalizm to nie tylko wierność wspólnocie narodowej, ale także tej lokalnej, wliczając w to lokalne tradycje, zwyczaje, dialekty i inne sprawy.
A gdzie w tym wszystkim kapitalizm? No cóż, jego aksjologiczne podstawy w najbardziej elementarnych podstawach kłócą się z kolektywnym aspektem rodzimowierstwa. To ostatnie to nie tylko dialektyczne uznanie znaczenia Narodu czy rodziny, ale realne konsekwencje. Tam gdzie rodzimowierca przedłoży dobro swoich krewnych czy rodaków nad zysk, tam kapitalista ograniczeń takich nie będzie miał, czy nawet poczuwał się do nich. Tam gdzie każdy kto faktycznie uważa się za rodzimowiercę przedłoży więzi rodzinne i lokalne nad ekonomię, tam kapitalista nie cofnie się przed wyzyskiem i upokorzeniem drugiego człowieka. 

Kultura i cywilizacja czy ekonomia?

Od Swaroga otrzymaliśmy jeden z najważniejszych naszych darów, który sprawia że człowiek jest tym, kim jest. Kulturę, która wyraża się w określonej w czasie i przestrzeni cywilizacji. Nakłada to na nas obowiązki rozwijania jej, pomnażania naszej wiedzy i władztwa nad materią i w ogóle wszechświatem. Idąc za Stachniukiem najważniejszy jest czyn twórczy i wszystko co człowiek, żyjąc w danym czasie i miejscu, jest w stanie wlać nowego do dziedzictwa swego Narodu, cywilizacji i gatunku ludzkiego jako takiego.
Stąd prosty wniosek, że ekonomia, gospodarka ale i inne dziedziny, jak choćby nauka, mają służyć szerszym, dużo wznioślejszym celom niż tylko indywidualny zysk, sprzedaż, wzbogacenie się. Rozwój kultury to rozwój rozumiany w kategorii zwiększenia się naszego władztwa nad żywiołami i rozwinięcia ludzkiej świadomości. Ciężko o tym mówić, gdy całość naszych dążeń nakierowanych jest wyłącznie na maksymalizację zysków i jedynym determinantem jest dla nas pieniądz.
Na przestrzeni dziejów Europejczycy podejmowali ogrom działań, które były ryzykowne, nieopłacalne i kosztowne. Chociażby podróże Kolumba. Czy robili to wyłącznie z myślą o swoim interesie, czy też może kierowała nimi właściwa naszym ludom dusza odkrywcy, podróżnika i zdobywcy? Rzucić serce za przeszkodę, poświęcić wszystko i sięgnąć za horyzont! Oto postawa godna Europejczyka, a także – może nawet przede wszystkim, rodzimowiercy, który wierny jest boskim nakazom. 

Sens pracy 

Jaki jest sens pracy wedle kapitalisty? Tu odpowiedź jest dość oczywista, jednak warto jeszcze raz ją zaznaczyć. Kapitalista pracuje dla zysku. Co więcej, często dla tego zysku wyzyskuje innych i żyje z pracy innych. Casus firm jak Amazon jest tu doprawdy wręcz już sztampowy. Tymczasem biorąc pod uwagę wcześniejsze konstatacje, zwłaszcza te w kwestii obowiązku wobec rodziny, swego ludu oraz całokształtu kultury i cywilizacji, to praca ma dużo większy sens. Przede wszystkim w rozumieniu rodzimowierczym praca nie jest tylko materialną czynnością, ale jawi się nam jako aspekt duchowy. Własną pracą musimy zbudować lepszą przyszłość dla swoich dzieci, rodziny, Narodu. Co więcej, funkcjonowanie w określonych zbiorowościach także nakłada na nas obowiązki. Wzajemna pomoc, dzielenie się i wspieranie, funkcjonowanie w modelu nie zatomizowanych indywiduów, ale jako silna zadruga, to nasz obowiązek. Tak samo gdy podczas obrzędu stajemy do świętego ognia w kręgu nie jesteśmy tylko zbiorem kilkunastu czy kilkudziesięciu jednostek. Nie jesteśmy nawet ich sumą. Jesteśmy wspólnotą, wspomnianą zadrugą, której siła wynika właśnie ze wzajemnego wsparcia.
Jako ludzie, Polacy, rodzimowiercy wkładamy nasz trud i pracę w wielkie, ponadpokoleniowe dzieło jakim jest nasza wiara, nacja, kultura i cywilizacja. Naszym celem jest je rozwinąć i przekazać naszym dzieciom w jeszcze lepszym stanie, niż sami je otrzymaliśmy. To stwierdzenie niejako trywialne, przeciwko któremu wystąpią tylko liberalni heretycy z marginesu, jednak warto pamiętać o skutku takiego myślenia. Myślimy nie w wąskich kategoriach zysku, mamony, ale w kategoriach cywilizacyjnych i dziejowych. To znacznie więcej niż dywidendy, procenty i zera na koncie. 

Determinizm czy zadruga?

W całości naszych rozważań chodzi też o pewną gradację i współzależność. Kapitalizm powoduje wykształcenie się tzw. homo economicus, czyli człowieka posługującego się przede wszystkim kategoriami ekonomicznymi, wąskim postrzeganiem wszelkich zjawisk i procesów przez pryzmat kosztów i generalnie absolutnej dominacji czynnika finansowego. Ma to tez odbicie dla procesów i zjawisk politycznych, np. w postaci postulowanego przez szarlatana Fukuyamę liberalnego piekła, gdzie globalny rynek kończy historię, Narody, religie i wszystkich równa do poziomu konsumentów i płatników. Czy tego chcemy jako rodzimowiercy? Czy tego chcą Bogowie, aby ich kosmiczne i święte prawa zastąpił dyktat banków, kapitału i koncernów?
Oczywiście nie. Jeśli rozumiemy państwo we właściwy dla rodzimowiercy sposób, a więc jako emanację i formę organizacji dla Narodu, to państwo ma ex definitione większe znaczenie niż rynek i ekonomia. To państwo jest polem do realizacji celów narodowych i szerzej cywilizacyjnych, a ekonomia, gospodarka to jedynie narzędzia, nigdy zaś cel sam w sobie! Tak więc rodzimowierstwo słowiańskie odrzuca urynkowienie polityki i państwa rozumiane jako dyktat tegoż rynku i jego „praw”. My stawiamy na kolektywność, więzi rodowe i terytorialne stawiane wyżej niż zysk i pieniądze. Zresztą problem tu jest dużo głębszy i bardziej fundamentalny. Bo jak ma postąpić „rodzimowierca-kapitalista” przy hipotetycznym wyborze: zrobić coś co przyniesie mu zysk, ale osłabi Naród i tym samym państwo, czy też przeciwnie, wyrzec się zysku, ale wzmocnić wspólnotę rodową? Odpowiedź, jak mniemam, jest tu dość oczywista. Ta odpowiedź dla każdego rodzimowiercy to w prostej linii skutek naszej wiary.
Wspominaliśmy parokrotnie o wyzysku, życiu z pracy innych i jej znaczeniu. Praca ma znaczenie duchowe, oznacza także hartowanie siebie, swoich talentów, rugowanie słabości. Czy życie z pracy innych można nazwać czynem godnym rodzimowiercy? Czy zachowanie niesprawiedliwe, uściślając – np. łamanie praw pracowniczych przystoi Polakowi, Słowianinowi? Czy skoro mówimy o modelu zadrużnym, o kolektywie, to mamy pozwolić na wyzbycie się takich pojęć jak sprawiedliwość i uczciwość, zwłaszcza w ich społecznym rozumieniu?

Natura

Rodzimowierstwo słowiańskie to religia, która w sposób oczywisty optuje za naturą, więzią w nią, co przekłada się na dobrze rozumiana ekologię i szerzej – dbałość o klimat i środowisko naturalne. W zetknięciu z kapitalizmem i jego systemem wartości (albo „wartości”) następuje wyraźny konflikt na tej płaszczyźnie. „Oczywistą oczywistością” będzie twierdzenie, że kapitalizm nie ma stosunku do natury jako takiej. Po prostu kapitalizm jest systemem, w ramach którego liczą się inne wartości i kwestie. Tak więc to czy w ramach pogoni za zyskiem, optymalizacji produkcji, ekspansji gospodarczej etc. środowisko naturalne danego kraju czy regionu zostanie zniszczone czy nie, dla kapitalisty nie ma najmniejszego znaczenia. Byłoby dziwne zresztą dziwne gdyby było, skoro nawet ludzie i ich życie dla kapitalisty nie stanowią wartości.
W dobie gospodarki globalnej, wielkiego kapitału oraz daleko posuniętej globalizacji w każdej płaszczyźnie wpływ kapitalizmu na klimat i naturę ma znaczenie pierwszorzędne. Kryzys klimatyczny, ogromne niszczenie gatunków fauny i flory, gigantyczne wręcz zanieczyszczenie wód i powietrza – to wszystko w prostej linii skutki myślenia opartego o paradygmaty materialistyczne, czyli właśnie kapitalistyczne.  Coraz większa emisja gazów cieplarnianych, kryzys nadprodukcji, wycinanie masowe (obecnie w Brazylii największe w historii) lasów tropikalnych, ilość plastiku w wodach oceanicznych, która niebawem przewyższy ilość ryb i stworzeń morskich – to wszystko także wynik kapitalizmu.
Czy rodzimowierca, która oddaje hołd i szacunek Mokoszy i Jarowitowi może być kapitalistą? Czy rodzimowierstwo, będące dla mnie w sposób oczywisty religią życia (w przeciwieństwie do katolicyzmu, religii śmierci i wspakultury) może  łączyć się w jakikolwiek sposób z doktryną kapitalizmu, który jawi się jako jeden z największych wrogów natury, a więc i nas samych? 

Archetypy

Każda kultura, cywilizacja opiera się między innymi o pewne archetypy, czyli wzorcowe przykłady postaw, które stają się swoistym ideałem do naśladowania. Nie inaczej jest z Europą, a więc i Słowiańszczyzną. Wspomniał o tym między innymi Rafał Merski w swojej pracy „Etyka słowiańska”. Co więcej w kolejnych punktach nawiązał do rozmaitych archetypów i wzorców postaw, jakie zidentyffikować można w naszej spuściźnie. Zerknijmy na nie: „Mężczyzna – Bohater – Wojownik”; „Wojownik – król”; „Mędrzec – nauczyciel”; „Kobieta – matka – bogini”. Oto jakie archetypy wymienia Merski, zresztą bardzo trafnie. Zwróćmy uwagę: wśród nich nie ma archetypu jak: bankier, rentier, makler giełdowy, oszust, malwersant, spekulant. Pisząc o bogactwie Merski jednoznacznie wskazuje, ze bogactwo jest funkcją troski o rodzinę, Naród, wspólnotę, a nie celem samym w sobie. Co więcej, bogactwo wynikać powinno z pracy, a nie z „optymalizacji finansowej” czy z kapitału, który rodzi kolejny kapitał (zjawisko charakterystyczne dla gospodarki wolnorynkowej). W ogóle zjawisko rozerwania zależności poziomu bogactwa od pracy czy  fakt, że praca i poświęcenie danego człowieka nie mają większego znaczenia dla jego miejsca w hierarchii społecznej jest jedną z licznych patologii kapitalizmu. To zresztą także objawy upadku tradycyjnego modelu społecznego na rzecz liberalnego i kapitalistycznego, ale to już temat na inny artykuł. Starczy dla nas podsumowanie, że to praca, osobiste przymioty i zasługi powinny wyznaczać pozycję danej jednostki, a nie jej zamożność, urodzenie czy posiadane kontakty oraz koneksje. 

Rodzimowierstwo albo kapitalizm

Temat powiązania kapitalizmu z rodzimowierstwem wedle mojej wiedzy do tej pory nie był poruszany w publicystyce związanej z rodzimą wiarą. Tak więc mam świadomość, ze powyższy tekst w żadnej mierze nie wyczerpuje tematu ani nie rości sobie prawa do ostatecznego rozstrzygnięcia. Jakkolwiek najgłębsza niemożność pogodzenia postawy rodzimowierczej i kapitalistycznej jest oczywista i niezaprzeczalna, to jak najbardziej dopuszczam, że temat ten na łamach Neonowego Słowianowierstwa zostanie jeszcze poruszony. Z pewnością wiele aspektów tego skądinąd ciekawego zjawiska nie zostało przez mnie opisanych, lub też opisałem je w stopniu niewystarczającym. Tak więc założyć możemy, że temat ten powróci na naszych łamach.
Co więcej wydaje się, że w ogóle niewiele jest rodzimowierczej publicystyki, która stara się tematy polityczne, ideologiczne czy ekonomiczne analizować z punktu widzenia rodizmowierstwa słowiańskiego. Ciężko mi stwierdzić z czego to wynika: swoistej subkulturyzacji, braku poczucia potrzeby tego, kompleksów czy braku jakiejkolwiek refleksji. Niezmiennie od tego Neonowe Słowianowierstwo nie ma zamiaru poprzestać na tym jednym tekście, gdzie do określonych zagadnień podchodzimy z punktu widzenia rodzimej wiary, ale w kolejnych tekstach poruszać będziemy szereg innych, istotnych problemów i tematów z rodzimowierczego punktu widzenia. Niech ta niewielka cegiełka będzie naszym wkładem w rozwój naszej religii.

Sława Przodkom, Sława Bogom

Jaromir

czwartek, 11 lipca 2019

Co naprawdę oznacza termin “zadrużny”?


Duża część osób czytających nasze wpisy i artykuły, widząc przymiotnik “zadrużny”, automatycznie łączy nasze idee z “Zadrugą” Jana Stoigniewa Stachniuka, między- i powojennego myśliciela, którego publikacje stały się podwaliną pod współczesną neopogańską myśl nacjonalistyczną. Jest to tylko część prawdy, bo o ile szanujemy dorobek Stoigniewa i pod wieloma względami podzielamy jego wizją świata, to jako Neonowe Słowianowierstwo staramy się iść własną, niezależną ścieżką i na podstawie autorskich przemyśleń współtworzyć rodzimowierstwo XXI wieku.

Kontekst, w jakim używamy przymiotnika “zadrużny” jest szerszy i wykracza poza ideologię Stachniuka. Pierwotnie termin oznaczał wspólnotę rodową u Słowian południowych, której podstawą były więzy krwi (pokrewieństwo) u osób wchodzących w jej skład, gdzie ciało zarządcze stanowiła rada starszych na czele z naczelnikiem. Decyzje podejmowano na wspólnych wiecach, w których udział brać mogli wszyscy dorośli mężczyźni. Jak nietrudno się domyślić, mówiąc “etos zadrużny”, mamy na myśli ducha słowiańskich związków rodowo-plemiennych. Chodzi przede wszystkim o słowiańskie wartości wspólnotowe, wybór pokrewieństwa jako wyznacznika przynależności, równość i braterstwo w obrębie gromady z funkcją naczelnika jako duchowego i faktycznego przywódcy etc. 

Uważamy, że dawny system plemienny jest olbrzymią kopalnią wiedzy, jeśli chodzi o światopogląd wyznawany przez naszych Przodków. W prawie zwyczajowym, tradycjach i najdawniejszych instytucjach wyziera ku nam, współczesnym, starodawny duch słowiański, którym jako rodzimowiercy powinniśmy się głęboko inspirować. Rzecz jasna nikt z nas nie oczekuje, że w bliższej lub dalszej przyszłości system plemienny wraz z jego instytucjami zostanie odtworzony. Tamte czasy już odeszły. Chodzi o wyciągnięcie z popiołów tego, co ponadczasowe i ahistoryczne.

Globaliści od długiego czasu starają się wypłukać z nas wszelkie wartości wspólnotowe i zniesławić gromadność. “Nic ponad jednostkę, nic ponad wolne elektrony. Wszyscy jesteśmy nomadami.” - zdają się krzyczeć korporacje i światowe rządy. Etos zadrużny jest lekiem na atomizację społeczeństwa. Ujmuje rzeczywistość inaczej. Daje ludziom zdolność dostrzegania nie tylko pojedynczych drzew, ale i całych lasów. Ukazuje zbiorowości ludzkie nie jako masy lub bezmyślne tłumy, ale jako żywe ekosystemy. Te ekosystemy nazywamy narodami. 

Każda część ekosystemu jest równie ważna. Zarówno bez liści, jak i korzeni, roślina umiera. Żywa wspólnota potrzebuje zarówno robotników, jak i wojowników czy kapłanów, bo wszyscy pracują na wspólne przetrwanie, chociaż różnią się między sobą zdolnościami. Najpełniejszym tego wyrazem jest hipoteza trzech funkcji G. Dumézila, która opisuje współzależności w indoeuropejskich społeczeństwach, a której alegoryczny opis znajdziemy na Idolu ze Zbrucza. Solidaryzm wewnątrzwspólnotowy dawnych zadrug (zarówno ekonomiczny, jak i społeczny) jest ważnym sygnałem dla nas, współczesnych rodzimowierców. Mówi o tym, w jaki sposób dawni Słowianie traktowali swoich współplemieńców i jakimi wartościami się kierowali.

Solidaryzm społeczny nie jest równoznaczny z ekonomicznym socjalizmem, czyli gospodarką centralnie planowaną i państwem opiekuńczym. Nie jest też kapitalizmem, egoistycznym dbaniem o własny interes finansowy i sprowadzaniem wszystkich zjawisk społecznych do procesów ekonomicznych (tj. ekonomizmem). W praktyce, zadrużny solidaryzm można potraktować jako unikalne dla przedchrześcijańskich Słowian podejście do gospodarności, charakteryzujące się poczuciem odpowiedzialności za dobro wspólne, faworyzowaniem współplemieńców i silnym naciskiem na samorządność. Dzięki odpowiedniemu i dobrowolnemu skoncentrowaniu wysiłków całej społeczności na wspólnych celach, dochodziło do synergii. 

Przenosząc to co zostało napisane na współczesny grunt, warto zastanowić się nad gospodarką, która będzie związana z rodziną (krwią) i ojcowizną (ziemią), bez metropolitarnego centralizmu. Takimi jednostkami są przykładowo współczesne gminy, czyli wspólnoty o charakterze lokalnym, samodzielnym i samorządnym. Uważamy, że rodzimowierstwo powinno zostać wzbogacone o społeczno-gospodarcze postulaty decentralizacyjne i regionalistyczne. Typowe przykłady ekonomii politycznej jak kapitalizm, socjalizm czy korporacjonizm nie przetrwały ducha czasu. Warto położyć większy nacisk na promowanie lokalizmu i samorządności przez nas, nowoczesnych rodzimowierców. 

Jaki model państwa stanowiłby najpełniejszy wyraz etosu zadrużnego? Jak można wywnioskować: model federacji małych ojczyzn w postaci niewielkich gmin, złożonych ze wspólnot naturalnych (czyli osób znających się osobiście i zamieszkujących wspólny teren). Państwo narodowe w tej wizji stanowiłoby federację neoplemion zarządzanych oddolnie. Jedną z teorii politycznych pasujących do opisu jest syndykalizm, czyli ustrój polityczny stawiający na “ludowładztwo” i samorządność. Szanse na przebudowę państwa polskiego w duchu syndykalistycznym w dzisiejszych czasach to zupełnie inny temat i nie będziemy się w tym miejscu nad nim zastanawiać.

W systemie zadrużnym podstawową komórką społeczną była rodzina i szerzej - ród. Swaćba poza łączeniem kochanków w parę łączyła również ich rody, które od tego momentu stanowiły jedność. Parę młodą stanowili kobieta i mężczyzna, a owocem ich miłości było potomstwo, będące przedłużenie rodu, gwarantujące mu nieśmiertelność i trwanie. Wiemy przez to, że tylko takie zaślubiny mają magiczną moc łączenia rodów, scalając zmarłych, żywych i jeszcze nienarodzonych w jedną, nadrzędną wspólnotę. W czasie swaćby, duchy Przodków z obu domów uwspólniają swój los, ponieważ dzięki wędrówce dusz mogą wrócić do świata żywych, wcielając się w niemowlę. Przez to wyczekują pojawienia się potomstwa równie mocno, co para młoda. Tradycyjny model rodziny jest pomostem pomiędzy zmarłymi, a jeszcze nienarodzonymi, pomiędzy przeszłością i przyszłością, wewnątrz którego zachodzą cykle kolejnych reinkarnacji. Przez to ród i rodzina są dla nas święte i nietykalne. Swaćbę traktujemy jako magiczny obrzęd łączenia kobiety i mężczyzny w system, wewnątrz którego cyrkulują dusze Przodków. Takie podejście wyklucza chociażby tworzenie specjalnych obrzędów dla związków jednopłciowych, ponieważ nie są one w stanie wydać na świat potomstwa i współuczestniczyć w powrocie dusz do świata żywych. Bogiem czuwającym nad procesem wędrówki dusz i opiekunem wspólnoty krewniaczej jest Rod, patron metempsychozy. Dzięki niemu każdy z nas ma szansę powrócić z zaświatów w kolejnym życiu, wcielając się w swego potomka. To oznacza, że nasza praca na rzecz przyszłych pokoleń jest równocześnie pracą wykonywaną dla nas samych, ponieważ kiedyś tu wrócimy. Chcemy, aby było do czego powracać.

Patrząc z ściśle duchowego punktu widzenia, nie ma czegoś takiego jak rodzimowierstwo apolityczne. Wiedzieli o tym nasi Przodkowie, traktując kolektyw, w którym żyli, jak ciało zamieszkałe przez Bogów i duchy Przodków. Świadczą o tym obrzędy odprawiane przed każdym wiecem (nawet wiec sam w sobie nosił znamiona obrzędu), stanice z wizerunkami Bogów niesione przez kapłanów na bitwy, wróżby odprawiane przed podjęciem ważnych decyzji politycznych itd. Nie ma na świecie religii, która byłaby głucha na sprawy społeczne. Piszę o tym, ponieważ niektóre grupy starają się wypromować dogmat apolityczności jako właściwy rodzimowierstwu i zazwyczaj są to osoby o poglądach mniej lub bardziej odbiegających od tych wyznawanych przez naszych Przodków. W ich interesie jest zanegowanie dorobku minionych pokoleń, ponieważ tylko wtedy będą mogli w to miejsce wstawić swoje autorskie wizje świata, już bez konieczności weryfikacji, czy aby nie stoją one w sprzeczności z zasadami rodzimej wiary. 

Naszą ambicją nie jest siedzenie po lasach i przekonywanie przekonanych. Uważamy, że rodzimowierstwo powinno wyjść do ludzi i stać się realną siłą oddziałującą na Jawię. Tylko wtedy możliwym się stanie zakończenie cyklu i pełna rewitalizacja świata. Miejmy nadzieję, że doświadczymy tego w którymś z naszych kolejnych wcieleń. 

Jarowoj

sobota, 6 lipca 2019

Rodzimowierstwo słowiańskie jako religia


rodzimowierstwo słowiańskie

Rodzimowierstwo słowiańskie jest z pewnością na wznoszącej fali, jeśli idzie o popularność, rozpoznawalność w społeczeństwie oraz wzrost liczby osób biorących w ten czy inny sposób udział w obrzędach, życiu gromad i wspólnot etc. To oczywiście element pozytywny per se, jednak jako ludzie odwołujący się do idei zadrużnej i myślenia cywilizacyjnego, patrzeć musimy na całość zagadnienia z perspektywy ogółu naszego Narodu, etniczności, kultury oraz cywilizacji. Co to znaczy? W praktyce oznacza to, że rodzimowierstwo słowiańskie rozumiane jako religia musi być przez nas traktowane jako potencjalnie jeden z najważniejszych elementów naszego świata. Nie ulega bowiem najmniejszych wątpliwości, że wbrew twierdzeniom liberałów i innych relatywistycznych szarlatanów to religie stanowią jeden z najistotniejszych filarów funkcjonowania cywilizacji. To na wartościach wywodzących się wprost z religii powstawały wielkie imperia w antyku i średniowieczu. Analogicznie – z upadkiem określonych systemów religijnych zwykle wiązał się fakt upadku danej kultury, cywilizacji czy imperium. Również integralnie ze zmianą religii w skali państwa czy Imperium (w rozumieniu Carla Schmitta) wiąże się zawsze równie rewolucyjna zmiana w funkcjonowaniu człowieka w swojej wspólnocie politycznej czy państwowej.


Religia słowiańska wiąże się w sposób jasny i oczywisty z pojęciami i wartościami takimi jak Naród, etnos, rasa. Są one traktowane w ujęciu kolektywnym jako kolejne poziomy działania człowieka, budowania jego tożsamości, a co za tym idzie świadomości. Sam fakt, że rodzimowierstwo słowiańskie jest religią etniczną wydaje się w uproszczonym ujęciu sprawę te jednoznacznie przesądzać. Aksjologia etnicznych systemów religijnych jest oczywista, i efekt w postaci nacjonalistycznej postawy jest tu po prostu konsekwencją.

A skoro jesteśmy nacjonalistami, skoro posiadamy świadomość bycia Słowianami i Europejczykami, to dbałość o te kolejne poziomy naszego kolektywnego ego – Naród, etniczność, kontynent – jest także oczywistością. Nie ma chyba większego sensu rozwodzić się specjalnie nad tym, że od wielu dekad Europa jest w stanie głębokiej zapaści moralnej, etycznej i ideologicznej, a w efekcie nasza gospodarka, polityka, demografia czy kultura coraz bardziej się degenerują. Nasza cywilizacja umiera i dotyczy to każdego europejskiego Narodu, a nie tylko „zgniłego Zachodu”. Wszystkie procesy jakie przeszły Niemcy, Szwecja czy Francja obecnie powiela, i to w przyspieszonym tempie, obszar Europy Wschodniej. Czy możemy coś z tym zrobić? Wszak mówimy tu o globalnych procesach, których zasięg jest grubo ponadnarodowy. Jako ludzie odwołujący się do postawy faustycznej odpowiedzieć musimy twierdząco. Walka o Europę to po prostu nasze przeznaczenie! Jesteśmy tym kim jesteśmy, a nasze dziedzictwo to nasz obowiązek.

Jak wspomniałem religia jest integralnie związana i warunkuje powstanie, rozkwit i upadek kolejnych kultur i cywilizacji. Europa umiera – a wraz z nim dogorywa Kościół Katolicki. Nie chodzi mi tu o lewicowo antyklerykalne zapowiedzi tego, że za 10 czy 20 lat instytucja ta zniknie. Osobiście nie bardzo w to wierzę. Mówiąc, że Kościół Katolicki upada mam na myśli przede wszystkim jego kompletny uwiąd i niemoc religijną, ideologiczną i światopoglądową. Ongiś ostoja myślenia tradycjonalistycznego obecnie staje się forpocztą liberalizmu i kapitalizmu. Popieranie przyjmowania tzw. „uchodźców”, walka z urojonym faszyzmem ręka w rękę z lewicowymi ekstremistami, coraz mocniejsze zapowiedzi daleko posuniętej liberalizacji doktryny w sprawie homoseksualizmu – to najbardziej rzucające się w oczy objawy upadku tej instytucji. Oczywiście, jakość moralna i etyczna materiału ludzkiego, czyli kleru także pozostawia wiele do życzenia, ale to temat na inny artykuł.

Spengler w swojej ponadczasowej pracy „Zmierzch Zachodu” wykazał jednoznacznie jak religia i jej przemiany w historii Europy związane były z przemianami kolejnych kultur i cywilizacji. W błyskotliwy sposób przeanalizował cywilizacyjny sens rozwoju religii chrześcijańskiej i jej syntezę z elementami przedchrześcijańskimi na terenie Europy. Spengler dał nam zresztą cała swoją spuścizną intelektualną jeszcze jedno – dzięki niemu mamy możliwość jako być może pierwsze pokolenie w historii przeżywać upadek naszej cywilizacji nie tylko świadomie (to już się zapewne zdarzało), ale i mając poczucie określonych procesów możemy podjąć działania zmierzające do zmiany tego straszliwego dla nas procesu.

Religia katolicka i jej kościół odchodzą razem z cywilizacją, która na nich wyrosła. Świat chrześcijański dopełnił swego przeznaczenia i po osiągnięciu optimum swej potęgi powoli odchodzi z tego świata. Ale Europa była długo przed tym, zanim na Golgocie zmarł ukrzyżowany Nazareńczyk, tym samym dając początek dwóm tysiącom lat nowej epoki. I Europa dalej musi trwać! Skoro nasz świat zmienia się tak diametralnie a upadek chrześcijaństwa wynika być może także z tego, że nie jest ono już adekwatnym rozwiązaniem dla problemów naszych czasów, to wnioskiem naszym jako rodzimowierców słowiańskich jest to, że najwyższa pora, aby etniczne wierzenia Europejczyków rozpoczęły długą i żmudną drogę powrotu na karty historii.

Ale jeśli faktycznie chcemy, by odrodzona Europa oparta była o grupę etnicznych wierzeń wyrastających z pnia indoeuropejskiego, to musimy mieć świadomość tego, czym tak naprawdę jest religia i dlaczego obecnie nasze rodzimowierstwo słowiańskie nie jest na wystarczającym stopniu rozwoju, aby udźwignąć ten ciężar. Spójrzmy na religię chrześcijańską z jej ogromną teologią, doktryną i nauczaniem – i porównajmy z rodzimowierstwem. Nie chcę popadać w zbyt skrajny krytycyzm, ale przewaga chrześcijaństwa jest wprost dojmująca. Rodzimowierstwo stara się wprawdzie podejmować określone działania, zwoływane są kolejne wiece, powstają prace z zakresu religioznawstwa i samej doktryny religijnej, w czym bierze także udział Neonowe Słowianowierstwo. Staramy się jasno ustalić to, co ma być trzonem i doktryną oraz teologią naszej rodzimej wiary. Nie okłamujmy się jednak – daleko, naprawdę daleko do końca tych działań.

Wniosek z powyższego paragrafu jest dla mnie jasny – aby nasza religia stała się podstawą światopoglądowa i religijną to przestawienia historii na właściwe tory, musimy zintensyfikować i przyspieszyć określone prace i działania. Ich celem musi być przekształcenie rodzimowierstwa z pewnej subkultury, stylu czy wręcz zabawy w prawdziwą religię ze wszystkimi jej cechami i atrybutami.


Teologia

 

Po pierwsze rodzimowierstwo słowiańskie musi mieć jedną, ustaloną i określoną teologię i panteon. Nasze wierzenia nie mogą być oderwanymi od siebie fragmentami i strzępami, które ta czy inna gromada dowolnie sobie kształtuje. To nie jest religią. Religia to jasny, konsekwentny i całościowy zbiór wierzeń. Śmiem twierdzić, że pierwsze zręby już istnieją – czy będzie to praca pióra mojego kolegi Jarowoja („Wiecznica: Mitologia Słowiańska” oraz „Rodzimowierstwo Słowiańskie” wespół z Ziemisławem Grzegorzewicem), czy wspólna deklaracja wiary 7 gromad (dostępna na stronie Gromady Białożar) czy inne działania – aksjologiczne, teologiczne i religijne podstawy już mamy. Neony starają się rozwijać niektóre zagadnienia chociażby w swoich działaniach w kanałach social-media czy nagraniach. Ale teraz musimy pójść krok dalej. Może nawet wiele kroków. Musimy stworzyć teologię i doktrynę rozumiane jako naszą odpowiedź na święte księgi religii monoteistycznych. Ktoś odpowie: „przecież takich ksiąg nie mamy, nie zostały spisane a księgi religii monoteistycznych pochodzą sprzed setek i tysięcy lat”. Tak, to prawda. Dlatego musimy spisać je sami. Za wysoko postawiona poprzeczka? Obraza dla Bogów? Bynajmniej. Nasza wiara nie jest wiarą objawioną a wiara wynikającą z obserwacji i poznawania świata danego nam od Bogów. Więc na podstawie tego, na podstawie wszelkich przejawów boskiej mocy i woli oraz na podstawie całej dostępnej nam wiedzy musimy wreszcie stworzyć przeciwwagę dla Biblii czy Koranu. Argument, że z wierzeń naszych przodków przetrwało niewiele a źródła folklorystyczne czy kulturowe są niedostateczna do tego zadania skwituję dość prosto. Otóż jak właśnie stwierdziłem nasza wiara nie wynika z objawienia, ale obserwacji i przeżywania. Czy nasi przodkowie przeżyli objawienie, którego nam Bogowie poskąpili? Nie, po prostu wnikliwie, bez klapek narzuconych przez coraz bardziej zdegenerowany świat obserwowali i analizowali to, co ich otaczało.  A więc nic nie stoi na przeszkodzie temu, aby taką teologię z jego manifestami w postaci tekstów i doktryny opracować. Śmiem twierdzić, że dla każdej religii jest to absolutna podstawa.


Człowiek i jego świat

 

Z teologii wynika jasno kosmogonia oraz wartości i prawa rządzące naszym światem oraz całym wszechświatem. Każdy bowiem człowiek religijny poruszając się w świecie warunkowanym przez religię, jednocześnie porusza się w środowisku zasad i norm narzuconych przez ten czy inny system religijny. Każda religia niesie nie tylko mity, wierzenia, ale także kosmogonię, a z nich wynika jasno, jakie wartości i prawa pochodzą od Bogów, ergo  jak powinniśmy żyć i czym się kierować. Tu nie ma miejsca na jakiekolwiek podwójne standardy, na hipokryzję czy uchylanie się od boskich praw. Sami Bogowie dokonując określonych manifestacji i przybierając takie a nie inne postaci, pokazują nam jak mamy żyć i kim mamy się stać. Skoro Perun jest Bogiem wojny i waleczności, Mokosz Boginią płodności, rozkwitu życia i ziemi, Rod Bogiem między innymi wspólnoty rodowej, to pacyfizm, feminizm w liberalnym znaczeniu, anarchizm czy kosmopolityzm absolutnie wykluczają się z rodzimowierstwem słowiańskim. Albo się wierzy w Bogów i jest się rodzimowiercą w sposób konsekwentny, albo po prostu okłamuje się siebie i wszystkich dokoła. Jeśli Bogowie przekazali nam kulturę, pokazali że rozwój i zwiększanie władztwa nad wszechświatem to droga każdego człowieka, to wszelka wspakultura jawi się nie tylko jako czynnik ideologiczny, ale najbardziej ordynarne naplucie na boski porządek.

To nie ludzki wymysł, kaprys czy spisek, ale właśnie ów boski porządek i ład nakazują dbałość o Naród, etniczność, lokalną wspólnotę (zadrugę), o rodzinę, kulturę i cywilizację. To Bogowie nauczyli nas, że naszym przeznaczeniem jest ciągły rozwój i niczym Swaróg wykuwanie swego żywota i przeznaczenia. Nie jesteśmy ludźmi bawiącymi się w RPG-i czy teatrzyki. Jesteśmy Słowianami, jesteśmy rodzimowiercami! To oznacza, że prawdziwie wierzymy w każdego naszego Boga, pochodzące od Nich prawo, wartości i zwyczaje. Dlatego honor, męstwo, pracowitość, czystość, uczciwość czy prawdomówność stawiamy ponad degenerację, nihilizm, wszechmiłość, lenistwo i wegetację, brud i upadek.

Z powyższego wynika postulat totalności naszej wiary. Każda bowiem religia jest totalna, a jeśli nie jest to nie jest godna nazywać się religią. Skoro otaczający nas świat, jego zasady i wartości pochodzą od Bogów, to jasnym dla nas jest, że kierować się tym musimy w każdej dziedzinie naszego życia, każdym aspekcie i każdej chwili. Nie tylko podczas wznoszenia zdrawicy czy dumnego prezentowania nowej koszulki ze słowiańskim symbolem. To tylko szpan i bufonada. Dla nas religia słowiańska to droga życia, która warunkuje każdy jego aspekt. Właśnie dlatego, że wszystko co nas otacza pochodzi od Bogów. Dlatego odrzucamy jednoznacznie hipokryzję, zakłamanie i unikanie faktycznego stosowania się do słowiańskich zasad. Wielkość chrześcijańskiego świata wynikała właśnie z faktu totalności religii chrześcijańskiej oraz faktu, że ludzie w dobie chociażby średniowiecza byli chrześcijanami w każdym calu.


Prawdziwie wierzyć

 

Rodzimowierstwo, jak sama nazwa wskazuje, to wiara. To zresztą oczywiste, przecież religia ex definitione opiera się na wierze. Dlatego też musimy zdać sobie sprawę, że podejście do rodzimej wiary na zasadzie „kultywowania zwyczajów przodków” czy „szukania alternatywy” albo ze zwykłej ciekawości czy z powodów towarzyskich jest suma sumarum podejściem błędnym i krótkowzrocznym. Jeśli chcemy aby to religie etniczne były duchowym i moralnym budulcem nowej Europy, to muszą one być faktycznie religiami, a więc nie zabawą czy odtwórstwem, ale systemem wiary. Skoro wierzymy, to wchodzimy na zupełnie inny, dużo bardziej transcendentny poziom funkcjonowania. Kiedy odwołujemy się do Swaroga czy Welesa, kiedy przysięgamy na Peruna, kiedy zwracamy się do Mokoszy czy Dadźboga o dary, to nie dlatego, że to „fajne” lub „ciekawe”. Robimy to ponieważ szczerze w to wierzymy. Wierzymy w naszych Bogów, w ich byt, w stworzone przez nich zasady i prawa. Problemem rodzimowierstwa słowiańskiego jest niestety często podejście do naszej wiary raczej jak do sposobu spędzania wolnego czasu czy formy życia towarzyskiego. Rodzimowiercy niejednokrotnie nie wierzą w nie, czym nie tylko wystawiają sobie pewne świadectwo, ale przede wszystkim obniżają rangę rodzimej wiary. Skoro sami nie podchodzimy poważnie do tematu, to czy inni podejdą? Tymczasem rodzimowierstwo słowiańskie to przede wszystkim religia ze wszystkimi tego konsekwencjami.


Herezja

 

Słowo „herezja” kojarzy się jednoznacznie z religiami monoteistycznymi. Tymczasem sam termin oznacza „doktrynę religijną odrzucaną przez władze kościelne lub religijne jako błędną”. Skoro bowiem chcemy stworzyć zamkniętą teologią i doktrynę, mieć jasno ułożone i spisane wierzenia, prawa i zasady, to jest czymś absolutnie oczywistym, że w ramach tego totalnego systemu pojawić się musi niejako automatycznie zjawisko herezji. Tak jak w każdym całościowym i konsekwentnym systemie element, który do niego nie pasuje i jest wykluczony w sposób logiczny jest wypychanyna zewnątrz i nieuznawany.

Wszyscy wiemy doskonale, że w środowisku rodzimowierczym pojawiają się od pewnego czasu elementy, które kompletnie do naszej wiary nie przystoją. Liberalizm, promocja homoseksualizmu, pacyfizmu, tzw. „antyfaszyzmu” wkradają się do naszych słowiańskich kręgów i wypalają nam dusze. Okazuje się co chwila, że można udzielić swaćby pederastom, że pochodzenie nie ma znaczenia, że aborcja jest w porządku, albo ze wychowanie chłopca na silnego człowieka gotowego bronić siebie i bliskich to „faszyzm” i „militaryzm”.

Jesteście heretykami. Wasz nowotwór ideologiczny nie ma nic wspólnego ze słowiańskim rodzimowierstwem, a wasze zasady pasują bardziej do KPZR niż do jakiejkolwiek szanującej się gromady. Najwyższa pora skończyć w obrębie naszej religii z dualizmem światopoglądowym, z przyzwoleniem na raka liberalizmu i zwykłej wspakultury. Najwyższa pora herezję nazwać herezją i przestać udawać, że to inny odcień wiary naszych przodków. Nie macie z naszymi przodkami i ich wiarą oraz prawami nic wspólnego, a oni sami splunęliby wam w twarz. Słów pogardy na to szkoda.


Prawa

 

W konsekwencji powyższych działań, przy założeniu że prędzej czy później religie etniczne rozwiną się na miarę naszych oczekiwań, trzeba będzie przejść do tematu powiązania prawa i religii. Brzmi strasznie? Państwo wyznaniowe? „Ciemnogród”? Ale czy skoro w coś wierzymy i uważamy za dane od Bogów, to czy może istnieć inny, lepszy i ważniejszy determinant obowiązujących praw? Prawda jest taka, że termin „państwo neutralne światopoglądowo” jest kolosalnym kłamstwem. Każde prawo opiera się na danym systemie ideologicznym lub religijnym, także w obecnym państwie polskim. Sam fakt, że coś jest zakazane, oznacza, że prawodawca posługuje się określonym systemem przekonań, który daną czynność każe uznać za karygodną a inną za dopuszczalną. Problemem jest to, że obecne prawodawstwo polskie to konglomerat wpływów liberalizmu, kapitalizmu oraz reliktów komunizmu. W efekcie dostajemy świetne uwarunkowanie oligarchicznej demokracji parlamentarnej, która pozwala robić niezłe kariery w świecie wielkiej polityki i biznesu, ale niekoniecznie zabezpiecza to właściwy rozwój naszego Narodu i polskich rodzin.

Skoro wierzymy i wyznajemy dany system religijny, to jest absolutnie jasne, że to on stanowić musi podstawę światopoglądową i ideową to tworzenia prawnych zrębów naszej rzeczywistości.


Słowem zakończenia

 

Rodzimowierstwo słowiańskie musi się rozwinąć i stać religią w pełnym tego słowa znaczeniu. Tylko wówczas będziemy w stanie posłużyć się nią, wraz z innymi Narodami posługującymi się swoimi religiami etnicznymi, do odbudowania wielkości Europy, naszych ludów i krajów. Rodzimowierstwo to nie zabawa w LARP-owskim stylu, nie subkultura, nie zabawa czy chwilowa moda. Odrzucamy każde z tych stanowisk i podejść do naszej wiary.

Rodzimowierstwo słowiańskie to religia. I nie pozostaje mi nic innego jak posługując się analizą Spenglera mieć nadzieję, że nasza religia dopomoże w powstaniu nowej, wspaniałej kultury – postliberlanej i archeofuturystycznej.

Sława!


Jaromir